Loafersy i mokasyny to dwa zupełnie odmienne typy butów, w dodatku szyte w całkowicie różny sposób, a jednak nagminnie są ze sobą mylone. Zresztą nie tylko w Polsce i nie tylko przez obuwniczych laików. Ciekawe, że owe pomyłki idą tylko w jedną stronę; to znaczy loafersy bywają dość powszechnie nazywane mokasynami, ale nie zdarza się, żeby mokasyny ktoś nazwał loafersami. Zanim wyjaśnię różnicę pomiędzy oboma typami obuwia – zresztą dość oczywistą i nie budzącą najmniejszych wątpliwości – trochę uwagi muszę poświęcić ich nazwom.
Słowo mokasyny jest bardzo mocno zakorzenione w języku polskim, zaś wywodzi się z języków Indian Ameryki Północnej, w których oznaczało po prostu obuwie. Dziś owo słowo zapisywane jest w różny sposób: mockasin, mawhcasum, mocussinass, mockussinchass (podaję za Wikipedią), ale w każdym współczesnym języku ma swoją odpowiednią pisownię i wymowę: moccasins (ang.), mocassins (fr.), Mokassins (niem.), mocasines (hiszp.), mocassini (wł.) itp. W języku polskim – oprócz słowa mokasyny – jest jeszcze jedno określające buty tego typu, ale bardzo rzadko używane: cichobiegi.
Słowo loafersy to – jak łatwo się domyślić – spolszczenie angielskiego słowa loafers lub loafer shoes. Trzeba dodać, że spolszczenia dokonano z dość typowym błędem polegającym na tym, że do angielskiej liczby mnogiej dodano polską końcówkę liczby mnogiej: -y (poprawniej byłoby: loafery). To taki sam błąd jak nazywanie brytyjskich monet zdawkowych: pensami zamiast penami. Jednak nazwa loafersy już się niestety przyjęła i raczej nie ma sensu z nią walczyć. Piszę „niestety” bowiem uważam, że to spolszczenie brzmi okropnie i jest jednym z najbardziej nieudanych zapożyczeń z angielszczyzny. Dlatego mam propozycję polskiej nazwy dla tego typu butów: wałkońki. Moim zdaniem brzmi ona ciepło, sympatycznie i nieco żartobliwie. A dlaczego akurat wałkońki? Bo taka nazwa odzwierciedla anglojęzyczną etymologię słowa loafers; loafer tłumaczy się na polski jako: próżniak, wałkoń, obibok, nierób itp. Anglojęzyczna nazwa butów nawiązuje do faktu, że są to buty niesznurowane, zatem ich włożenie nie wymaga pracochłonnego procesu wiązania sznurowadeł. Jednym słowem to buty dla leni, leserów, nygusów i wałkoni 🙂 Po prostu: wałkońki!
Ale na tym jeszcze nie koniec językowego galimatiasu. Otóż w większości języków nie ma odpowiednika angielskiego słowa loafers i loafersy nazywa się tam albo angielskim zapożyczeniem, albo stosuje się nazwę… mokasyny. W związku z tym, żeby zachować jako taki porządek, musiano znaleźć inną nazwę dla mokasynów właściwych. Znaleziono ją sięgając po zapożyczenie… z języka angielskiego (sic!). Mokasyny nazywane bywają: driving shoes, driving moccasins, driving mocs, car shoes itp. W Polsce też te anglojęzyczne nazwy gdzieniegdzie egzystują, ale nie zdobywają szerszej popularności. Spotkałem się też kilkukrotnie z tłumaczeniem: buty dla kierowców, ale taka nazwa brzmi nieciekawie i mam nadzieję, że się nie przyjmie. Choć z drugiej strony to powiązanie mokasynów z prowadzeniem samochodu, ma swoje uzasadnienie, o czym napiszę w dalszej części.
Po tych rozważaniach językowych, czas przejść do meritum sprawy, czyli różnic pomiędzy loafersami i mokasynami. Na zdjęciach poniżej zestawiłem mokasyny i loafersy marek Tod’s oraz Shoepassion. Już na pierwszy rzut oka widać pomiędzy nimi istotne różnice, w tym przede wszystkim brak podeszwy (w tradycyjnym rozumieniu) i obcasa w mokasynach.
Różnice w wyglądzie mokasynów i loafersów wynikają z różnic w sposobie ich wykonania. Loafersy wykonuje się metodą typową dla butów, to znaczy najpierw szyje się cholewkę, którą następnie naciąga się na kopyto i na nim ćwiekuje. W kolejnej fazie, do cholewki doszywa się lub dokleja – podeszwę oraz obcas. Mokasyny powstają w odwrotnej kolejności. Kawałek skóry, który stanowi podeszwę, wywija się do góry tworząc w ten sposób boki cholewki. Do tych boków doszywa się płat skóry na podbiciu, który tworzy górną część cholewki. Szew łączący obie części jest szwem zewnętrznym i jest najbardziej charakterystycznym wyróżnikiem mokasynów. Ale gdy wywinie się do góry skórę podeszwy, żeby utworzyć boki cholewki, to powstaje jej nadmiar. Skórę rozcina się zatem z tyłu, usuwa jej nadmiar, a następnie zszywa w charakterystyczny sposób, typowy dla mokasynów. Takie szycie na zapiętku mają wszystkie mokasyny. Ta nadmiarowa skóra daje o sobie znać także w miejscu łączenia boków cholewki z górnym płatem skóry na podbiciu, gdzie powstają charakterystyczne zmarszczenia.
Większość loafersów ma – podobnie jak mokasyny – szycia na podbiciu, mają one jednak charakter wyłącznie ozdobny i nie powstały wskutek łączenia skóry. Istnieją też loafersy bez takich przeszyć, czego przykładem buty marki Meka widoczne na zdjęciu poniżej.
Zarówno loafersy jak i mokasyny występują w wersji męskiej i damskiej, przy czym wersje te w niewielkim stopniu różnią się od siebie. Poniższa infografika wyjaśnia te różnice; sprowadzają się one do tego jak duża jest górna część cholewki, przykrywająca podbicie. W wersjach damskich może być bardzo krótka i ledwo przykrywać palce, w wersji męskiej zawsze sięga dość głęboko. Mogą też istnieć wersje uni-sex, które z powodzeniem mogą być noszone zarówno przez mężczyzn, jak i przez kobiety.
W jednym z akapitów powyżej wspomniałem, że w nazwaniu mokasynów butami dla kierowców, kryje się pewien sens. Muszę tu dodać, że tylko jedna z odmian mokasynów zasługuje na to określenie, ale jest to obecnie odmiana dominująca, o ile nie jedyna dostępna na rynku. Mam na myśli odmianę z quasi podeszwą zachodzącą na pietę. Jak napisałem powyżej mokasyny nie mają podeszwy w tradycyjnym rozumieniu tego słowa. Właściwą podeszwą jest skóra, która wywinięta do góry stanowi boki cholewki. Zatem jest to skóra cienka i miękka, która w charakterze podeszwy rzeczywistej, szybko by się przetarła. Dlatego do tej miękkiej skóry przyszywa się dodatkowe elementy z odpornego na ścieranie tworzywa (najczęściej odmiany kauczuku), które zapewniają kontakt z podłożem. Owe dodatkowe elementy mogą mieć różną formę, a co najważniejsze – pokrywają nie tylko spód buta, ale także zapiętek. I w ten sposób powstają buty idealne dla kierowców, którzy obsługując stopami pedały gazu, sprzęgła i hamulca, trzymają nogi oparte piętami o podłogę samochodu.
Konstrukcję mokasynów dla kierowców widać dobrze na zdjęciu poniżej, które przedstawia buty włoskiej marki Otisopse. Jako ciekawostkę mogę podać informację, że marka dzieli mokasyny na trzy niezależne grupy: Gommini (tłumacząc na polski – kauczuki), Mocassini Classici i Mocassini Sportivi. Na poniższym zdjęciu widać Gommini u góry i Mocassini Sportivi u dołu. Zaś Mocasssini Classici to po prostu loafersy. A właściwie jedna z grup loafersów, bo jest jeszcze druga, która nazywa się… Slippers. Niezła jazda! Aha. Dodam jeszcze, że strona Otisopse jest wyłącznie po włosku, zatem nazwę slippers trzeba uznać za włoską, egzystującą sobie obok innych: polacchine, stivaletti, classici, mocassini, gommini.
Istnieją różne typu loafersów, które mają swoje nazwy własne, zaś różnią się ozdobnymi elementami na podbiciu lub sposobem szycia cholewki. Najbardziej znane są dwa typy: Penny Loafers i Tassel Loafers. Przy czym te pierwsze biją rekordy powodzenia w Ameryce, te drugie – w Europie. We Włoszech są w ogóle najpopularniejszym rodzajem męskiego obuwia. Jest jeszcze typ z metalową ozdobą w kształcie końskiego wędzidła i stosowną nazwą: Horsebit Loafers, ale stosowane są też nazwy: Snaffle Loafers lub Gucci Loafers. Taką ozdobę wprowadziła, w roku 1960, marka Gucci i pozostaje jej wierna, ale obecnie możemy ją też spotkać w loafersach wielu innych marek. Całkiem niedawno pojawił się zupełnie nowy typ loafersów, który nie dorobił się jeszcze własnej nazwy. Ja nazywam go loafersomonkami (wiem, że brzmi to koszmarnie, ale chodziło mi o efekt ironiczny), ponieważ są to zwykłe loafersy z doszytą – ni w pięć, ni w dziewięć – klapką zapinaną na klamerki. Mnie się ten typ nie podoba, ale robi furorę do tego stopnia, że znalazł się w ofercie polskiej marki Conhpol i stał się bohaterem głośnej kampanii z udziałem Oliviera Janiaka.
Warto też wspomnieć o odmianie Belgian Loafers, która – jak łatwo się domyślić po nazwie – jest bardzo popularna we Włoszech 😉 Tego typu loafersy, wykonane także z innych niż skóra materiałów (np. z tweedu, denimu) oferuje m.in. marka Rubinacci.
Loafersy i mokasyny należą do butów każualowych i do wieczorowych, a nawet biznesowych garniturów, się nie nadają. Jednak istnieją takie odmiany loafersów, które są szyte z myślą o garniturach (także wieczorowych) i znajdują się chętni do takiego ich stosowania, szczególnie za oceanem. Warto przy okazji dodać, że w Ameryce loafersy są nieco inaczej pozycjonowane niż w Europie, a to ze względu na fakt, że są jednym z wyróżników stylu preppy, co samo przez się czyni je bardziej eleganckimi. Loafersy występują tam nawet w wersjach do smokingu. Łatwo jest zauważyć, że różnica pomiędzy loafersami z lakierowanej skóry a eskarpinami (czyli butami do fraka i smokingu) jest stosunkowo niewielka. Do tego stopnia niewielka, że w sklepie Salvatore Ferragamo mogliśmy jakiś czas temu kupić eskarpiny, które nazywały się tam mokasynami z kokardą, zaś w opisie można było przeczytać, że są to: super eleganckie, ikoniczne loafersy. Pomieszanie pojęć tak wielkie, że aż piękne 🙂
Skoro mokasyny okazują się obuwiem do fraka, to loafersy do smokingu nie powinny już budzić większych kontrowersji. Warto też zwrócić uwagę na pewną specjalną odmianę loafersów zwaną slippers czyli… kapcie. Takie buty należą do klasyki i są powiązane z marynarkami do palenia (smoking jackets). Obserwowany w ostatnich latach awans marynarek do palenia pociągnął za sobą także wzrost popularności formalnych slipersów.
W naszej strefie klimatycznej loafersy i mokasyny są butami na ciepłe pory roku, ale w krajach Europy południowej są to buty całoroczne. We Włoszech loafersy z chwostami (tassel loafers) są typem obuwia najpopularniejszym wśród mężczyzn. Prawie zawsze (także zimą) noszone są bez skarpetek. U nas zakładanie bądź niezakładanie skarpetek to temat kontrowersyjny, a są też tacy, dla których założenie butów bez skarpetek jest wręcz obrzydliwe. Więc spieszę wyjaśnić, że zarówno mężczyźni we Włoszech, jak i u nas, prawie zawsze zakładają jednak skarpetki. Tyle tylko, że w niektórych przypadkach są to tzw. stópki, czyli skarpetki bardzo krótkie, które nie wystają ponad krawędź cholewki buta. Funkcjonalnie niczym się one nie różnią od normalnych skarpetek, natomiast wizualnie robią wielką różnicę, pozostawiając gołe kostki. No i okazuje się, że są osoby, dla których widok nagich męskich kostek budzi estetyczny sprzeciw. Więc jeśli takie osoby czytają ten wpis, to zalecam pominięcie kolejnego akapitu.
Bowiem moja rekomendacja jest taka, że mokasyny (prawie zawsze) i loafersy (w części przypadków) powinny być noszone bez skarpetek. To nie jest żadna zasada, a jedynie moja sugestia, gdyż uważam, że w niektórych przypadkach skarpetki psują całą stylizację. Takim przypadkiem jest np. letnia stylizacja z udziałem szortów i mokasynów. Skarpetki są wtedy zdecydowanie niewskazane. Niewskazane są także w upalny letni dzień, gdy zakłada się chinosy w jasnym kolorze, a na nogi mokasyny lub loafersy. Natomiast w chłodniejsze dni, do dżinsów lub wełnianych spodni w kant, skarpetki mają rację bytu. Gdy latem zakłada się dzienny garnitur i do niego loafersy, to obie opcje; skarpetkowa i bezskarpetkowa, są właściwe. Brak skarpetek dobrze współgra z garniturami lnianymi i bawełnianymi, zaś obecność skarpetek – z garniturami wełnianymi.
Na zakończenie kilka przykładów jak nosić loafersy bez skarpetek i ze skarpetkami.
Jak zwykle rzeczowy i ciekawy wpis, w dodatku w tak czystej i eleganckiej polszczyźnie, że aż serce się raduje podczas czytania. Od siebie dodam kilka uwag.
Moim zdaniem tassel loafers latem pasują jak najbardziej do formalnych garniturów. Fakt, że sporo czasu spędziłem w USA gdzie te obuwie stosuje się nawet do wieczornych, oficjalnych kolacji. Oczywiście jest kwestia doboru koloru oraz skóry.
Jeśli chodzi o mokasynomonki to faktycznie wyglądają dziwnie ale… mierzyłem jedne w Sklepie Klasyczne Buty w Gdańsku i muszę ze zdziwieniem stwierdzić, że na stopie prezentowały się bardzo dobrze. Nie zdecydowałem się na zakup mimo wszystko ale zmieniłem o nich zdanie na pozytywne.
Marka Meka ma olbrzymi wybór loafersów damskich, moja żona jest posiadaczką 3 par i co tu dużo mówić – jest nimi zachwycona.
Dziękuję za pochlebną opinię 🙂
Zaintrygowałeś mnie tą opinią o loafrsomonkach; będę musiał kiedyś przymierzyć. Może też zmienię zdanie 😉
Tak, zwłaszcza słowo „każualowe” jest piękną polszczyzną.
BTW, wiele z modeli prezentowanych na zdjęciach nazywane jest „lordsami”.
Nalecialosci anglojezycznych pojawilo sie w jezyku polskim ostatnio tak wiele, ze nie wiem, czy sie smiac, czy plakac. W tym wypadku wole placz i wyrywanie sobie wlosow z glowy!
Z druguej strony nalecialosci jezykowe, to tak samo jak nalecialosci roslinne — tzw. invasive species: slowo, czy fraza jest nalecialoscia jedynie wtedy, gdy pamietami od kiedy i z jakiego jezyka pochodzi, np. slowa „trencz” czy „arytmetyka”. Jesli nalecialosc jest dziedzictwem po naszych dziadkach, to zmuszeni jestesmy wybaczyc to tym, ktorzy polszczyzne w ten sposob kalecza. Tym niemniej — rozpaczam!
I jeszcze jedno, kiedyś faktycznie nie wyobrażałem sobie noszenia stopek, w chwili obecnej uważam, że loafers zdecydowanie lepiej wygląda bez skarpetek niż ze skarpetkami. Oczywiście przy formalnych okazjach skarpety są wskazane.
Czy nosił Pan może loafersy marki Borgioli? Jestem ciekawy, czy może Pan polecić tę markę? https://klasycznebuty.pl/pl/p/Borgioli-Velour-Fango-Loafers/6810
Marka znana i ceniona, ale nie miałem okazji sprawdzić. Wyglądają super!
Myślę, że te pomyłki w nazewnictwie nie biorą się z błędnego postrzegania tych typów obuwia, ale z tak zwanego uzusu, który zwykło się powielać…Otóż często mokasyny traktuje się jako rodzaj jakiegokolwiek wsuwanego obuwia, a następnie loafersy, samochodowe, żeglarskie itp. itd. jako pochodne jednej rodziny „mokasynowatych” .
Duża w tym zasługa braku jednoznacznych polskich odpowiedników mi wygodniej wszystko razem wrzucać do jednego worka:)
Tak jest rzeczywiście: problemem jest brak polskiego nazewnictwa. Faktem też jest, że wygodnie jest wszystkie buty niesznurowane nazywać mokasynami, choć espadryle tak nazwane to osobny dziwoląg. Ale w takim razie dlaczego mokasynami bywają nazywane buty żeglarskie? Przecież sznurowanie – z charakterystycznym rzemykiem okalającym stopę – to jedna z ich najważniejszych cech. Bardzo trudno dojść tu do źródłosłowia.
Spopularyzowanie nazwy wałkońki zamiast loafersów, rozwiązałoby wiele problemów językowych 🙂
To prawda. Dla mnie jest to o tyle ciekawe, że cała ta implementacja dobrego stylu odbywa się na naszych oczach. To, co w Europie południowej (czy zachodniej) było standardem od wieeeelu lat, u nas nieśmiało rozprzestrzenia się od czasów transformacji. Stąd też brak definicji, skromne nazewnictwo… Ciekawie obserwować przybierający na intensywności rozwój męskiej elegancji w naszym kraju 🙂
Być może z czasem stworzymy „własne nazwy”
Pozdrawiam Panie Janie!
P.S. Co do butów żeglarskich – być może sznurowanie w tym wypadku nie odgrywa tak ważnej roli, stąd ta moksynowa klasyfikacja. Sam mam chyba ze trzy pary ”mokasynów” żeglarskich i bez problemu wsuwam je na nogę ignorując zawiązane na stałe sznurowadła:)
Brak konieczności ich wiązania pomaga zapewne w takiej akurat klasyfikacji 🙂
Bardzo podoba mi się stylizacja na zdjęciu gdzie siedzisz na ławce. Rewelacja po prostu. Jestem tu bo tęskinię do takich ubrań dobrej jakości, stylizacji. Mój mąż niestety jest typem ” sportowca” sprzed pół wieku i prawie wszystkie ubrania z poliestru w typie „sportowym” dość powiedzieć, że ubiera się w Decatholnie🙄☹
Przecież pens to „pence”! Spolszczenie jest zgodne z wymową i nie ma to wspólnej części z dodaniem „s” jako liczby mnogiej…
One penny – po polsku jeden pens
Two pence – po polsku dwa pensy
Najlepszy opis różnicy w całym (przynajmniej polskim) internecie. DZIĘKUJE.
🙂
Janie,
chciałem się zapytać, co sądzisz o tej serii loafersów:
https://nord-shoes.com/mokasyny_meskie_4958,1349.html
https://nord-shoes.com/mokasyny_meskie_4958,1350.html
https://nord-shoes.com/mokasyny_meskie_4958,1353.html
https://nord-shoes.com/mokasyny_meskie_4958,1354.html
https://nord-shoes.com/mokasyny_meskie_4958,1352.html
Telefonicznie dowiedziałem się, że są szyte metodą Blake.
O marce Nord mam bardzo dobre zdanie, ale akurat linię ELITE znam słabo – wszystkie buty jakie mam tej marki pochodzą z linii MEKA. Loafersy ELITE na zdjęciach prezentują się bardzo atrakcyjnie, a cena jest okazyjna. Jedyne co mnie razi w jasnych obcasach, to ta wstawka z czarnej gumy. Moje zamszowe loafersy Nord-Meka oddałem do szewca celem jej wyeliminowania. Pisałem o tym we wpisie Przeróbki szewskie. Oczywiście obcasy bez gumowych fleków szybciej się ścierają, ale coś za coś.
Dziękuję pięknie za poradę!
Mnie też razi ta wstawka z czarnej gumy.
Myślałem, że są one z serii MEKA (zasugerowałem się napisem na wkładce w butach).
Jak dzwoniłem, dowiadywałem się też o skóry – są to te same skóry, których użyto w tych loafersach, o których pisałeś w tym artykule o Przeróbkach szewskich (swoja drogą, dzięki Tobie, zakupiłem takie same, ale z ciemniejszego zamszu).
A co z butami nie mającymi typowych cech dla danego rodzaju sprzedawanymi pod nazwą handlową „mokasyny” ? Np. [url=https://naforum.zapodaj.net/9321369ea882.jpg.html][img]https://naforum.zapodaj.net/thumbs/9321369ea882.jpg[/img][/url] Pomijając „mało prestiżowego” producenta… Lekkie buty o miękkiej konstrukcji, na elastycznej zelówce. Naciągamy trochę i uznajemy, że to loafers ? Bo przecież nie mokasyny – konstrukcja buta na takie nazwanie nie pozwala, czy uznajemy , że to „nie wiadomo co” ?
W handlu jest cała masa butów, które nie mają nic wspólnego z klasyką i są mniej lub bardziej udanymi wytworami projektantów stawiających na „oryginalność”, „nowoczesność”, „nietypowość”, czy jakkolwiek inaczej byśmy ten trend nazwali. Wydaje mi się, że nie ma sensu zaprzątać sobie nimi głowy.
myślę, że zamiast niewdzięcznie brzmiących „wałkońków” możnaby spróbować zastosować inne tłumaczenie, mianowicie „leniaczki”, łączące dwa slowa: leń i laczki.
Nie zapomnijmy rowniez o niesmiertelnych pieluchach jednorazowego uzytku (nappies, czy tez diapers), nazywanymi po polsku „pampersami”. Marketingowa nazwa „Pampers” zostala nadana tym pieluchom przez firme Procter & Gamble na poczatku lat osiemdziesiatych ubieglego wieku.
Z kolei ich konkurencja, firma Kimberly-Clark, nazwala swoj produkt „Huggies” — niestety ta nazwa sie na polskim rynku nie przyjela.
Uwazam, ze dosc waznym, aczkolwiek niedocenionym, elementem jest odpowiednia lyzka do butow. Wydaje mi sie, ze poza niektorymi sklepami obuwniczymi, lyzki do butow, zwlaszcza w domach prywatnych — sa na wymarciu, co jest pozalowania-godnym faktem; bo jednak uzywanie plalca wskazujacego jest i dosc niewygodne i czasem — bolesne.
Słuszna uwaga 🙂 Dodam jeszcze, że równie ważną kwestią jest używanie prawideł do butów – koniecznie drewnianych (najlepiej cedrowych).
Dzień dobry
Świetny wpis. Zawsze od Pana możemy się wiele nauczyć.
Może nazwa leserki przyjęłaby się szybciej niż wałkońki?
Dziękuję 🙂
Leserki – bardzo fajna nazwa. Nie miałbym nic przeciwko temu żeby się przyjęła. Prawdopodobnie jednak nazwa mokasyny zawładnie ostatecznie obiema tymi grupami obuwia. Dziś loafersy są nazywane mokasynami nawet przez producentów obuwia, blogerów modowych, właścicieli sklepów z obuwiem itp.