Bardzo intryguje mnie pewien problem, który od lat dostrzegam w niektórych komentarzach zamieszczanych przez czytelników lub obserwatorów pod moimi wpisami na blogu lub postami na Facebooku i Instagramie. Chodzi mianowicie o sytuacje gdy osobie komentującej coś się nie podoba w mojej stylizacji, ale ma opory z powiedzeniem tego wprost i nadaje swojej wypowiedzi jakąś zakamuflowaną formę, najczęściej pytania. Czyli wykazuje się brakiem asertywności.
Przypomnę, że asertywność to termin z obszaru psychologii, oznaczający umiejętność otwartego wyrażania swojego zdania, prezentowania krytyki, bezpośredniego wyrażania potrzeb i oczekiwań. A także umiejętność odmawiania w sposób jednoznaczny a przy tym nieuległy i nie raniący innych. Asertywność to stanowczość, śmiałość, rezon, rezolutność, czy nawet bojowość, ale bez śladu agresywności. Asertywnością wykazują się zwykle ludzie świadomi siebie (zarówno swoich zalet jak i wad), posiadający jasno określony cel działania, empatyczni. Asertywność i empatia to podstawowe cechy wchodzące w skład inteligencji emocjonalnej.
Muszę też na wstępie zaznaczyć, że krytyki moich stylizacji nie odbieram negatywnie – wręcz przeciwnie: podchodzę do niej ze zrozumieniem. Czasami polemizuję, a czasami przyznaję nawet rację interlokutorowi. Oczywiście nie sposób polemizować ze stwierdzeniami w rodzaju: „dramat”, „koszmar” itp. bo nie wiadomo o co w nich chodzi, ale takich komentarzy jest mało. Natomiast od czasu do czasu pojawiają się komentarze, które są typowym przykładem braku asertywności i wtedy zastanawiam się czy i jak powinienem odpowiedzieć. Np. niedawno użytkownik Facebooka o imieniu Janusz zamieścił taki komentarz: Proszę o odpowiedź czy ta przytłaczająca (przynajmniej dla mnie) ilość fioletu, w zestawieniu z resztą garderoby nawet przy smart każualowej stylizacji, nie jest przesadą? Wprawdzie „De gustibus non disputandum est”, ale skarpety nieco mnie zaskoczyły. Komentarz dotyczył zdjęcia, które zamieszczam poniżej.
Moja stylizacja się Januszowi wyraźnie nie spodobała, co jest całkowicie normalne. Każda rzecz na tym świecie jednym się podoba a innym nie. Gdyby wszystkim podobało się to samo i to samo się nie podobało, byłoby chyba strasznie nudno. No ale jeśli Januszowi nie podoba się zaprezentowany zestaw to powinien był napisać: Nie podoba mi się. Uważam, że przytłaczająca ilość fioletu, w zestawieniu z resztą garderoby nawet przy smart każualowej stylizacji, jest przesadą. Ale wyraźnie ma problemy z asertywnością i na takie postawienie sprawy się nie zdecydował. Czyżby zadając pytanie spodziewał się, że odpowiem: Tak! Otworzyłeś mi oczy i teraz widzę jak to fatalnie wygląda! Przytłaczająca ilość fioletu zabija stylizację!? Przecież to oczywiste, że nie mogłem tak odpowiedzieć: skoro się tak ubrałem to znaczy, że uważałem taki dobór składników ubioru za właściwy.
Zresztą komentarz Janusza jest ciekawy z jeszcze jednego powodu. Przecież dominującym kolorem w stylizacji jest czerń a nie fiolet. Dodatki (krawat, poszetka, skarpetki) są w tonacji różowo-amarantowej, z czarnymi wstawkami; fioletu jest trochę na skarpetkach. Jak on tu dostrzegł „przytłaczający fiolet”? To jest jednak temat na odrębne rozważania i wkrótce opublikuję wpis: Jak mężczyźni postrzegają kolory. Tym razem chodzi mi wyłącznie o asertywność, której niedostatek stwierdziłem u Janusza.
Bardzo typowym i często powtarzającym się komentarzem (szczególnie na Facebooku) jest pytanie: nie za krótkie spodnie? Znów osoba komentująca uważa, że moje spodnie są za krótkie ale wykazuje się brakiem asertywności i nie potrafi tego jednoznacznie wyartykułować, np. tak: w mojej opinii twoje spodnie są za krótkie. Najprostsza odpowiedź na pytanie „nie za krótkie spodnie?” brzmi: nie. Zwykle jednak cierpliwie tłumaczę, że długość nogawek spodni jest powiązana z ich szerokością: im węższe – tym powinny być krótsze, żeby nie robiły się u dołu żadne fałdy lub – nie daj Boże – harmonijka. Przy nogawkach bardzo wąskich (17 cm lub mniej) długość nie może być na ogół większa niż do kostki. A taka długość dla wielu osób jest rażąco za mała. Nie rozumieją bowiem, że w takim przypadku nawet minimalne wydłużenie skutkuje tworzeniem się nieestetycznych fałd. Nie ma tego problemu ze spodniami o szerokości nogawek u dołu 23 – 24 cm; mogą one być na tyle długie, żeby z przodu oprzeć się na bucie tworząc miłe dla oka załamanie, a z tyłu sięgać 2 – 3 cm poniżej krawędzi cholewki. Tylko dziś prawie nikt nie nosi takich spodni! Jeśli nie liczyć Karola III, rzecz jasna.
A wracając do sprawy braku asertywności muszę dodać, że wprawdzie pytania: czy nie za krótkie te spodnie? zdarzają się najczęściej, ale podobne dotyczą też innych fragmentów moich stylizacji, np.: czy nie za krótkie rękawy?, czy krawat nie za długi?, czy buty nie za jasne? i wiele podobnych. Czasami też zdarzają się komentarze mieszane, które zaczynają się od typowego braku asertywności ale w dalszej części przechodzą do stwierdzeń zdecydowanych i jednoznacznie krytycznych. Np. stylizację, której zdjęcie zamieszczam poniżej, jeden z czytelników skomentował: Czy nie za bardzo pstrokato? Każdy element z innej parafii, nic do siebie nie pasuje. Na ten komentarz zresztą nie odpowiedziałem uważając, że czytelnikowi chodziło prawdopodobnie o coś zupełnie innego – mianowicie nie spodobał mu się kolor garnituru (rzeczywiście dość kontrowersyjny jak na owe czasy) i uznał, że sam ten kolor jest „pstrokaty”. Ale i tak zachodzę w głowę dlaczego uznał, że nic do siebie nie pasuje. Może on widzi kolory inaczej? Czyli znów przyczynek do tematu: jak mężczyźni postrzegają kolory.
Zdarza się, że czytając jakiś komentarz nie mam pewności czy czytelnikowi coś się nie podoba i chce to skrytykować, ale wskutek braku asertywności nie wyraża tego wprost lecz szuka jakichś eufemizmów. Czy może w dobrej wierze chce o coś zapytać. Przykładem niech będzie niedawny komentarz Dariusza, który napisał: w nawiązaniu do Twoich brązowych butów założonych do granatowych ciemnych spodni chciałbym zapytać co sądzisz o angielskiej zasadzie „no brown in town”? Bo ten komentarz można zinterpretować dwojako. Pierwsza interpretacja: założenie brązowych butów do ciemnogranatowych spodni Dariusz uważa za niestosowne i daje mi to do zrozumienia przy pomocy sprytnego, choć trochę zawiłego pytania (wykazując tym samym brak asertywności). Druga interpretacja: Dariusz nie ma nic przeciwko brązowym butom do granatowych spodni ale przy tej okazji przypomniała mu się pewna stara zasada i chciałby (bez podtekstów) zapytać co o niej sądzę. Myślę, że obie interpretacje są równie prawdopodobne. Ja przyjąłem, że w grę wchodzi ta druga i odpowiedziałem w miarę wyczerpująco. A ponieważ sprawa jest rzeczywiście ciekawa, to przytaczam moją odpowiedź.
Zasada „no brown in town” dotyczyła nie butów, ale ogólnie ubioru dżentelmena i pochodziła z czasów, gdy obowiązywała czerń od stóp do głów (z wyjątkiem koszuli rzecz jasna). Dopiero po wyjeździe na wieś dżentelmen mógł sobie pozwolić na odejście od czerni ale dość delikatne – ciemny brąz to było wszystko. Ta zasada upadła już bardzo dawno temu. Dłuższy żywot miała zasada „no brown after six” i ona dotyczyła właśnie butów. Obecnie zachowała się w formie szczątkowej, czyli do garniturów wieczorowych i smokingów (oczywiście do fraków też) obowiązkowe są czarne buty. O brązowych butach do takich zestawów (zakładanych po zmierzchu lub po godzinie 18:00) nie może być mowy. Ale trzeba zauważyć, że w kolorystyce obuwia nastąpiła istna rewolucja: niegdysiejszy zakres: czarne/brązowe – rozszerzył się na wszelkie kolory i odcienie, które niekiedy występują wszystkie na raz, na butach ręcznie malowanych. No i w ten sposób zacytowana zasada straciła sens bo przecież jeśli ktoś założyłby wieczorem buty zielone lub żółte to zasady by nie złamał (zabronione są tylko brązowe), a przecież chodziło w niej o to, że mają być czarne i koniec.
Muszę dodać, że ja nie przepadam za czarnymi butami i noszę je wyłącznie do smokingów i garniturów wieczorowych. Na wszelkie okazje w ciągu dnia zakładam buty w różnych kolorach (czasami nawet w kolorze jaskrawej czerwieni), w tym oczywiście brązowe.
No i w ten oto sposób udało się płynnie przejść od kwestii braku asertywności do kwestii eleganckich męskich butów, czyli mojego ulubionego tematu. A wracając do asertywności: mam nadzieję, że zachęciłem czytelniczki i czytelników do otwartego i bezpośredniego wyrażania swojego zdania i prezentowania swoich poglądów. Nie tylko w komentarzach do moich wpisów, ale we wszelkich innych sprawach. Asertywność uważam za cechę ze wszech miar pozytywną.
Być może takie komentarze, w formie pytania, są swego rodzajem „zaproszeniem do dyskusji” ? Może w mniemaniu piszącego, kategoryczne stwierdzenie byłoby tylko komunikatem z jego strony a on oczekuje interakcji z Tobą Janie, wymiany zdań ? Oczywiście można przyjąć, że skoro prezentujesz jakiś strój na zdjęciu to gdyby w Twojej ocenie coś byłoby nie tak to byś na siebie tego nie założył i tym samym pytanie traci sens… Komentarze są różne, pomijając te poniżej jakiegokolwiek poziomu i od osób nie czytających treści a zabierające głos, to zastanawiam się, czy wolałbym odpisywać na takie „zaowalowane” pytania czy na komentarze, których treść to pięć serduszek i trzy „ognie”… Na szczęście nie mam takiej potrzeby bo nie prowadzę „działalności internetowej”, komentuję np. na FB sporadycznie bo nie mam ochoty na przepychanki słowne z idiotami, którzy zlatują się nie wiadomo skąd, mam wrażenie, że czekają przy klawiaturze przyczajeni jak sępy i tylko czekają na okazję aby kogoś zwyzywać w sieci i rozkręcić „awanturę”.
Myślę, że kwestia komentowania w mediach społecznościowych to temat na poważną dysertację naukową (być może zresztą, że takie już są). Bywają komentarze merytoryczne i ciekawe, na które z przyjemnością się odpowiada, ale bywają też złośliwe czy podszyte niechęcią lub nawet nienawiścią. Czasami potrafią też pójść w zupełnie nieoczekiwanym kierunku i nagle wszczynają się kłótnie pomiędzy komentującymi – na ogół bez związku z głównym tematem. Moim najbardziej zadziwiającym doświadczeniem w tym zakresie były facebookowe komentarze pod linkiem do wpisu o bawełnie seersucker i jej zastosowaniu w klasycznej elegancji. Na zdjęciu głównym tego wpisu widniał garnitur w szaro białe paski, który komuś skojarzył się z pasiakiem z obozu koncentracyjnego. Ten ktoś prawdopodobnie udostępnił link na jakiejś grupie antyszczepionkowej (było to w czasie pandemii) co wywołało lawinę bardzo nieprzychylnych i ostrych w tonie komentarzy. A co ma z tym wspólnego ruch antyszczepionkowy? No właśnie to było najbardziej zadziwiające. Wielu komentujących (komentarzy było kilkaset) łączyło te dwie sprawy: najpierw obowiązek szczepień a później ubranie wszystkich w pasiaki i skierowanie do obozów. Było to tak absurdalne i szokujące, że temu przypadkowi poświęciłem jeden z kolejnych wpisów: Prawo Stanisława Lema
Zdarza się, że czasami promuję na Facebooku niektóre moje wpisy i wtedy trafiają one m.in. do przypadkowych odbiorców, którzy pierwszy raz w życiu dowiadują się, że są ludzie, którzy przykładają dużą wagę do ubioru i są skłonni na ten temat dyskutować. Reakcje takich przypadkowych odbiorców bywają bardzo różne: od kpin do agresji, czemu też poświęciłem swego czasu wpis: Zasady męskiej elegancji w oczach przeciętnego odbiorcy.
Tok rozumowania komentujących nieraz bywa zadziwiający. Często po prostu jest też tak, że „wpadają” osobnicy i bez związku z tematem zaczynają „zadymę”, w zależności od obowiązujących trendów – do niedawna byli antyszczepionkowcy i zwolennicy, od jakiegoś czasu „ruskie onuce” lub przeciwnie… Temat, który jest zawsze aktualny to wyzywanie potencjalnych wyborców poszczególnych partii tudzież liderów tychże partii. Niestety internet pełny jest oszołomów.
Ja mam to szczęście, że praktycznie nie pojawiają się u mnie typowi hejterzy lub różnej maści oszołomy 😉 Może klasyczna elegancja łagodzi obyczaje? A jeśli – bardzo rzadko – coś takiego się przytrafi, to bywa ciekawym pretekstem do pożartowania sobie. I wtedy publikuję wpis na ten temat 🙂
Muszę stanąć w obronie Janusza w pewnym aspekcie, bo jak dla mnie marynarka ma kolor głębokiej śliwki, czyli dla statystycznego mężczyzny jest filetowa. Oczywiście może to być złudzenie optyczne spowodowane kolorem koszuli i fotela, czego wynikiem jest „uśrednienie” przez mój mózg koloru do rzeczonej śliwki.
Dodawaj do zdjęć podpis, że interpretacja koloru może różnić się w zależności od ustawień monitora, jak w sklepach z farbami, a problem zniknie 🙂
A co do stylizacji, to jak dla mnie kolor spodni jest zbyt „wypłowiały”.
Rzeczywiście muszę Ci przyznać rację: na zdjęciu marynarka ma trochę fioletu. Nie zwróciłem na to uwagi bo marynarka jest w czarno-granatową pepitkę i oglądana z odległości kilku metrów wygląda w rzeczywistości na czarną. Przypuszczam, że intensywny róż krawata mógł być przyczyną tego zafałszowania kolorów. Załączam inne zdjęcie marynarki, gdzie ten efekt fioletu jest mniej widoczny (ale nie jest całkiem wyeliminowany).
Mam pytanie niezwiązane z tematem artykułu. Kiedy będzie prezentacja nowej Pan kolekcji od MG Bonus?
W listopadzie pojawi się 6 nowych garniturów flanelowych; wszystkie w konstrukcji half canvas. Od listopada zacznie się też zastępowanie garniturów będących obecnie w ciągłej sprzedaży – takimi samymi ale w konstrukcji half canvas.
Ja w sprawie kolorow:
Tym, ktorzy zajmuja sie fotografia czesto wiadomo, ze wierne pokazanie koloru na monitorze odbiorcy jest zupelnie niemozliwe i graniczy z cudem, zwlaszcze jesli idzie o nuanse typu „fiolet” czy „sliwka”!
Od „temperatury” swiatla poczynajac — jej niewlasciwy dobor („overcast”, „sunny”, „manual”, itd.) albo „konkurencja” pomiedzy zrodlami swiatla pochodzacego z roznych zrodel o roznych temperaturach) powoduje wstepne przeklamanie kolorow.
Wspolczesne aparaty fotograficzne „lapia” kolor w postaci elektronow na matrycy (sensor), czyli w sensie potocznym „obrazek” nie istnieje. Kolor ten jest pozniej „przerabiany” czy to metoda JPEG (wewnatrz aparatu, z udzialem oprogramowania producenta aparatu fotograficznego), czy tez metoda RAW (gdzie ciezar obrobki fotografii i dbalosci o wiernosc koloru spada na autora fotografii) na obrazek, ktory na tym etapie rowniez moze nie miec z rzeczywistoscia wiele wspolnego.
Do tego dochodzi internetowa przesylka fotografii (znowu to paskudne software) i jej odtwarzanie na monitorze (ktory jest, albo nie jest, kalibrowany jesli idzie o wiernosc koloru), czy na ekranie telefonu koncowego czytelnika.
Od autora fotografii do odbiorcy droga jest dosc dluga i skomplikowana, choc czasowo nadzwyczaj szybka.
Odwzorowanie kolorów na fotografii to jedno a różne postrzeganie kolorów przez różne osoby, to drugie. Jednym słowem system jaki powstaje jest niezwykle skomplikowany i zróżnicowany i praktycznie każdy widzi obrazek inaczej. A sprawę komplikuje jeszcze nazewnictwo – np. różnica między kolorami: ecru, kość słoniowa, jasny beż itp. To jest bardzo ciekawy temat sam w sobie. Jeden z moich znajomych ma unikalną zdolność rozróżniania kolorów (z czego przez większą część życia nie zdawał sobie sprawy pracując jako inżynier). Podobno taką zdolność ma jedna osoba na milion. Z drugiej strony są osoby dotknięte częściowym lub nawet całkowitym daltonizmem. Jeden z moich obserwatorów na Instagramie tak skomentował zdjęcie, które zamieściłem: „Bardziej podoba mi się zestaw z szarą marynarką i czarnym krawatem”. Poniżej skomentowane zdjęcie.
Gdybym miał na szybko udzielić odpowiedzi, to też bym tak napisał w kontekście zdjęcia po prawej stronie używając uogólnienia. Ale mam chwilę czasu, wiec napiszę, że mnie osobiście bardziej podoba się zestaw ze śmietankową marynarką i stalowo-błękitnym krawatem 😉 Zakładając, że to właśnie te kolory, a nie przekłamanie wynikające z niedoskonałości techniki.
Jedyna krata jaką uznaję na szarych marynarkach to krata księcia Walii.
To może jeszcze uściślę, że marynarka po prawej jest beżowa a prążki składające się na wzór kraty windowpane mają kolory niebieski i beżowy (inny odcień niż marynarka). Natomiast krawat jest brązowy i ma paski w kolorach niebieskim i beżowym. Paski są obramowane bielą 😉
A jesli idzie o asertywnosc, to bozia stworzyla nas takich jakimi jestesmy, stad ogromnego trudu i wielkiej pracy wymaga nawet tak „drobna” zmiana osobowosci jak przeistoczenie sie z „passive-aggressive” w „assertive”.
Proces trwa latami z roznym skutkiem.
Dzień dobry Panei Janie,
Proszę o polecenie sklepu oferującego krawaty dobrej jakości. Niestety, te oferowane w sieciówkach nie spełniają moich oczekiwań, są zbyt wąskie i mało mięsiste.
Niezłe krawaty w bardzo dobrych cenach można znaleźć w Republic of Ties i eGARNITUR. Krawaty bardzo dobrej jakości (ale droższe) oferują m.in. Poszetka, 4Gentleman, Elegancki Pan, Zack Roman.
Jakie wkłady w krawatach stosuje eGarnitur?
Nie wiem.
A da się ładnie zawiązać four in hand? Żeby łezka wyszła?
Mam około 10 krawatów z eGARNITUR. Uważam, że są świetne a jeśli chodzi o stosunek ceny do jakości to nie mają konkurencji. Poniżej 3 przykłady. Dwa węzły four-in-hand i jeden Albert.
Dziękuję za zdjęcia. Węzły bardzo ładne, a pytam, ponieważ spodobał mi się ten krawat, a chciałbym mieć pewność, że będzie to dobry zakup.
https://egarnitur.pl/krawat-meski-jedwabny-w36
Czy nie za dużo tu tych butów? ; )
😂😆
Na blogu chyba nie wypowiadał się Pan o koszulkach typu polo, a więc tych które początek zawdzięczają sportom takim jak tennis czy golf. Czy to dlatego że nie podobają się Panu z pewnych względów? Ja bym chciał dopytać jak to wygląda kiedy chcemy założyć je do marynarki mocno letniej? Sama koszulka w sobie uważam że jest dobrym kompromisem, kiedy nie chcemy mieć koszuli na sobie (planujemy aktywność), a t-shirt to zbytnie przejście w casual/sportwear.
Rzeczywiście nie przepadam obecnie za zestawieniami koszulka polo + marynarka. Ale u zarania bloga (czyli 10 lat temu) prezentowałem trochę takich stylizacji. I zgadzam się z opinią, że zestaw koszulka polo + marynarka wygląda znacznie lepiej niż zestaw tiszert + marynarka.
Opowiem jak ta sytuacja wygląda z mojej perspektywy, jako nastolatka.
1. Obecnie wśród młodzieży popularny jest właśnie taki sposób pisania, nie bezpośredni lecz w formie podobnej do metody majeutycznej- poprzez pytania doprowadzamy rozmówcę do tego by sam przyjął nasz tok myślenia i lepiej zrozumiał.
Nie umiem tego wytłumaczyć ładniej, więc spróbuję pokazać przykład:
-„Nie podoba mi się to połączenie”
-zazwyczaj stosowano zasadę x->tutaj jest inaczej->łamanie zasady przez ignorancję czy jest jakiś sens którego nie dostrzegamy?->wolę stosować tą zasadę, ale niech każdy ubiera się jak lubi
Wydaje mi się że ten drugi sposób, choć dłuższy, trochę lepiej pokazuje co mam na myśli
2. Jako młodzi ludzie jesteśmy niedoświadczeni i nie mamy pewności co do prawdziwości swojej opinii. Być może jeszcze o czymś nie wiemy, więc wolimy zadać pytanie zawierające dozę niepełnosprawności niż wyrazić bezpośrednią i konkretną opinię
3. Jako osoby młode nie czujemy się dobrze krytykując lub upominając kogoś starszego i bardziej doświadczonego, zwłaszcza w taki protekcjonalny sposób. Stąd chcemy trochę łagodniej, „oszczędzając wstydu” drugiej stronie
To jest wyłącznie moja opinia, nie chcę się tu wypowiadać w imieniu wszystkich, i oczywiście nie mam zamiaru usprawiedliwiać czystej złośliwości i chamstwa