Swoją przygodę z włoskim rockiem progresywnym zacząłem w latach 90-tych ubiegłego wieku. Zacząłem wtedy odkrywać zespoły, o których istnieniu nie miałem pojęcia w okresie ich największej świetności, czyli w latach 70-tych. Istniał już wtedy portal progarchives, z którego czerpałem wiedzę, oraz e-Bay, gdzie kupowałem płyty, głównie winylowe. Każda nowa płyta to było dla mnie objawienie. Słuchałem tego bez końca i coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że to co najciekawsze w rocku lat 70-tych ubiegłego wieku, działo się nie w Wielkiej Brytanii, lecz we Włoszech. Będę na tym blogu pisał o wybranych zespołach i ich najciekawszych płytach. Ale dzisiejszy wpis chciałbym poświęcić dwóm edycjom pewnego festiwalu, który był dla mnie jednym z najważniejszych przeżyć muzycznych w życiu.
Nie mogłem przepuścić okazji, gdy w jednym miejscu i jednym czasie można było zobaczyć i usłyszeć największe legendy włoskiego rocka: PFM, Banco, The Trip, RRC i Le Orme. Ten ostatni nie wystąpił pod nazwą Le Orme (spory prawne o prawo do nazwy), ale pod nazwiskami jego członków. Dodatkową atrakcją był fakt, że do występów zaproszono też wielkie rockowe gwiazdy z lat 70-tych: Brytyjczyków Iana Andersona, Davida Crossa, Johna Wettona i Davida Jacksona oraz Holendra Thijsa van Leera. Tak więc nie bacząc na koszty, wybrałem się do Rzymu.
Było warto! Festiwal odbywał się w gigantycznym namiocie (na oko mogło tam być 8 – 10 tysięcy miejsc, nazwa „teatro” umiarkowanie do tego pasowała), publiczność dopisała, atmosfera była gorąca. Na początku główna organizatorka miała dłuższy speach, w którym m.in. witała fanów z różnych krajów, którzy zjechali na festiwal. Były to grupki kilku, kilkunastoosobowe m.in. z Japonii, Meksyku, USA, Argentyny, krajów europejskich. Po wymienieniu nazwy kraju, fani z tego kraju wstawali i pozdrawiali publiczność, a ta wiwatowała. Wymieniona też została dwuosobowa grupka z Polski (moja żona i ja). To był jedyny moment w moim życiu, gdy 10 tysięcy ludzi wiwatowało na moją cześć. Wprawdzie tylko przez 2 – 3 sekundy, ale jednak!
Występy wszystkich, bez wyjątku, zespołów stały na bardzo wysokim poziomie. Usłyszeliśmy przegląd ich najbardziej znanych utworów, głównie tych z lat 70-tych. Wspomniane powyżej gwiazdy pojawiały się w końcówce występu każdego z zespołów (z wyjątkiem Davida Jacksona, który z Osanną grał cały koncert), by wspólnie wykonać jeden z utworów danego zespołu oraz jeden – zespołu macierzystego gwiazdy. Słynne instrumentalne Bourée z repertuaru Jethro Tull, wykonane przez Iana Andersona i PFM było chyba najlepszym wykonaniem tego utworu, jakie znam. Wspaniały był też występ Banco, z tym, że główna w tym zasługa lidera grupy, klawiszowca Vittoria Nocenzi, bowiem charyzmatyczny wokalista Francesco Di Giacomo był wyraźnie niedysponowany, a gwiazda towarzysząca: John Wetton, wypadła blado. Ogromne wrażenie zrobił też występ zespołu The Trip. To z kolei za sprawą fenomenalnej gry perkusisty Furio Chirico. No, ale czy można być złym perkusistą, jeśli ma się takie imię?!
Cały przebieg Prog Exhibition był rejestrowany i wydany na płytach. Box zawiera 7 płyt CD i 4 płyty DVD. Dla mnie to wydawnictwo ma szczególne znaczenie. Bowiem gdy ogląda się koncerty na płytach DVD, to kamera, co jakiś czas, omiata salę pokazując reakcję publiczności. Ponieważ, wraz z żoną, mieliśmy miejsca w 5 rzędzie na środku, zatem prawie za każdym razem, gdy pokazywana jest publiczność, jesteśmy w kadrze.
W roku 2011 miała miejsce druga edycja festiwalu Prog Exhibition. Byłem tam i napiszę o tym we wpisie Włoski rock część III.
Dla takich 2-3 sekund warto jechać do Rzymu.
Rzeczywiście BYŁO WARTO to przeżyć.