Śmierć sklepików szkolnych
Dwa tygodnie temu opublikowałem wpis o niemądrym rozporządzeniu ministra zdrowia, które właśnie weszło w życie. Rozporządzenie zakazuje sprzedawania w szkolnych sklepikach, produktów zawierających cukier i tłuszcze, czyli 90% dotychczasowego asortymentu tychże. Premier Ewa Kopacz uznała wejście w życie rozporządzenia za tak wielki sukces rządu, że nie omieszkała się nim pochwalić, przemawiając na uroczystości rozpoczęcia roku szkolnego. Zwracając się do uczniów powiedziała, że zadbała o to, ’żebyście nie byli grubaskami’.
We wpisie sprzed dwóch tygodni przewidywałem, że szkolne sklepiki szybko zostaną zlikwidowane. Nie sądziłem jednak, że aż tak szybko. Właśnie przeczytałem w Gazecie Pomorskiej artykuł o sklepikach w grudziądzkich szkołach. Autor przeprowadził telefoniczną sondę wśród dyrektorów szkół podstawowych i gimnazjów i dowiedział się, że w przytłaczającej większości szkół sklepików już nie ma. Informacje uzyskiwane od dyrektorów brzmiały niezmiennie: ’właściciel zrezygnował z wynajmu pomieszczenia’. Autor artykułu relacjonuje rozmowę z panią, która prowadzi sklepik w Gimnazjum nr 7 w Grudziądzu. Mówi ona o znacznym spadku obrotów, które powodują, że koszty stały się wyższe od przychodów. I zapowiada rezygnację z prowadzenia sklepiku.
Inny artykuł, z Kuriera lubelskiego, nosi tytuł: W lubelskich szkołach niezdrowe jedzenie zeszło do podziemia. Opisuje spadek obrotów w tych sklepikach, które się ostały. Uczniowie kupują w nich niemal wyłącznie wodę. Drożdżówki, chipsy i batony kupują w okolicznych sklepach poza szkołą. Ciekawe zjawisko daje się zauważyć w szkolnych stołówkach, gdzie zakaz stosowania soli i cukru spowodował, że potrawy stały się niesmaczne. Oczywiście uczniowie znaleźli na to prosty sposób: sól i cukier przynoszą z domu. Autor artykułu rozmawiał z osobą z powiatowego inspektoratu sanitarnego, który jest odpowiedzialny za kontrolę przestrzegania nowych przepisów przez sklepiki i stołówki. I dowiedział się, że w związku z licznymi pytaniami, inspektorat planuje przeprowadzenie szkoleń. Będzie mowa m.in. o tym jak przechytrzyć uczniów.
Rząd wypowiedział wojnę uczniom, a atmosferę podgrzała pani premier swoją infantylną wypowiedzią. Nie wiem, czy bukmacherzy przyjmują zakłady, kto wyjdzie zwycięsko z tej wojny. Ja bym obstawił uczniów.
Czyżby Panie woźne miały przeszukiwać skrupulatnie wszystkich uczniów wchodzących na teren szkoły? Innego wyjścia, by plan rządu się powiódł, na szczęście nie widzę.
Co do stołówek – to trochę jak z ubieraniem się, jak ktoś ma doszczętnie zepsuty smak albo chodzi po mieście w klapkach, bo to wygodne, to nie znaczy, że należy mu w tym potakiwać – Pan to powinien wiedzieć najlepiej. Jeśli dziecko A kręci nosem jeśli wszystko nie jest posypane wegetą czy innym paskudztwem, to niech się ono uczy smaków, a nie cała reszta ma dostawać na obiady ryż z glutaminianem sodu. Tym bardziej słodzenie wszystkiego przez szkolne kucharki – okropny zwyczaj. Inna sprawa, że część z tych pań pewnie po prostu nie umie już inaczej gotować.
Dokładnie tak.
Cieżko powrócić do fastfoodow, jeśli człowiek zaczyna jeść pełnowartościowe zdrowe jedzenie. Nawyki żywieniowe Polaków nie są niestety najlepsze.
Warto jeszcze pamietać, że brak cukru ma takie same objawy, choć w mniejszym stopniu, jak odstawienie morfiny, więc nic dziwnego, ze młodzież na głodzie szuka tych substancji narkotycznych w innych miejscach.
Znając uczni, i tak przechytrzą wszystkie te infantylne przepisy. Zamiast wprowadzać dziwne reżimy, mogliby zrobić pogadankę z dziećmi. Zakazy raczej nie rokują powodzenia tej akcji. Moje wnuki też zrezygnowały z usług sklepiku. Pozdrawiam. 🙂