Do czego służy płaca minimalna?
Portal Bankier.pl opublikował bardzo ciekawy artykuł na temat płacy minimalnej w Polsce. I choć wnioski wydają się dość oczywiste, to jednak uświadomienie sobie skali problemu szarej strefy płacowej w małych firmach prywatnych, robi naprawdę duże wrażenie.
Autorzy artykułu: Kazimierz Sedlak i Igor Zimny przeanalizowali raport GUS na temat wynagrodzeń w Polsce. Raport pochodzi z roku 2012, ale nie ma to większego znaczenia, bo tendencja, na którą autorzy zwracają uwagę, mogła się co najwyżej nasilić od tamtego czasu. Z raportu wynika, że 8,4% pracujących Polaków pobiera ustawową płacę minimalną. To znaczący odsetek, który jest zresztą podkreślany przez związki zawodowe, gdy rokrocznie starają się wymóc na rządzie podniesienie płacy minimalnej. Czy rzeczywiście aż tak wielu Polaków zarabia tak mało? Okazuje się, że wyniki badań wcale nie świadczą o niskich zarobkach sporej grupy osób. Świadczą natomiast o wielkim rozroście szarej strefy płacowej w małych firmach.
Poniższy wykres pokazuje rozkład wynagrodzeń w Polsce w 2012 r. z podziałem na sektor publiczny i prywatny. Od płacy na poziomie, mniej więcej, 2600 zł miesięcznie, rozkład wynagrodzeń był podobny. Natomiast w obszarze płac najniższych, wykresy się diametralnie rozjeżdżają. O ile w sektorze publicznym płacę minimalną (1500 zł brutto w 2012) pobierało zaledwie 0,58% pracowników, o tyle w sektorze prywatnym odsetek ten wynosił aż 12,9%. Przy czym problem ten dotyczył głównie najniższej ustawowej płacy, bo już płacę o 100 zł wyższą pobierało tylko 3,8% pracowników. Czy to nie dziwne?
Oczywiście nie jest to dziwne i każdy się domyśla dlaczego tak jest. Zanim przedstawię to expressis verbis, proponuję jeszcze rzut oka na inny wykres, nie mniej ciekawy niż poprzedni. Widać na nim rozkład wynagrodzeń w firmach sektora prywatnego różnej wielkości: zatrudniających poniżej i powyżej 50 osób. W firmach małych aż 26,4% pracowników pobierało ustawową płacę minimalną. Jestem przekonany, że gdyby były badania dotyczące firm zatrudniających poniżej 10 osób, to okazałoby się, że płacę minimalną otrzymuje 80% pracowników. No i wszystko staje się jasne. Pracownicy mają umowy o pracę z kwotą wynagrodzenia równą płacy minimalnej. Resztę wynagrodzenia pobierają 'pod stołem’. Czyli nie jest prawdą, że zarobki dużej części pracowników są na poziomie płacy minimalnej. Po prostu wytworzył się system obronny przed zbyt wysokimi narzutami na koszty pracy. System ten jest korzystny zarówno dla pracowników, jak i pracodawców, więc rozwija się w najlepsze. Oczywiście im mniejsza firma, tym łatwiej można go zastosować. Okazuje się jednak, że działa nawet w firmach zatrudniających więcej niż 50 pracowników. Nie działa tylko w sektorze publicznym.
Opisana sytuacja nie jest oczywiście dobra dla finansów publicznych, a także dla poczucia poszanowania prawa. Można ją próbować zmienić dwoma metodami: (1) radykalnie zmniejszając koszty pracy i (2) wprowadzając przepisy 'uszczelniające’, wzmagając kontrole i zwiększając kary dla pracodawców. Pierwszy sposób jest bardzo skuteczny. Drugi jest nieskuteczny, ale stwarza możliwość zatrudnienia wielu urzędników do nadzorowania i kontrolowania systemu. Jak myślisz drogi czytelniku, który sposób wybierze nasz światły rząd? I to niezależnie od tego, czy u władzy będzie PiS, PO, Kukiz, PSL czy SLD?
Chyba głównie po to aby pracodawca bogacił się kosztem pracownika (choć nie zawsze) I takie jego prawo, ale też niech szanuje i odpowiednio wynagradza pracownika bo często to wygląda inaczej.
Płaca minimalna w mniejszych miejscowościach, a i często w większych miastach to norma. I dzieje się tak nie tylko dlatego, że pracodawcę nie stać na większe wynagrodzenia, bo koszty pracy wysokie itd. Tylko dlatego, że może zapłacić kwotę minimalną to ją płaci, mimo iż stać byłoby go na większe wynagrodzenia. I jeśli gdzieś się zdarzają sytuacje, że pracodawca wypłaca pracownikowi resztę pensji pod stołem to mógłbym powiedzieć, że to pocieszające, bo znam przypadki w którym pieniądze muszą pójść w odwrotnym kierunku. Co do płacy minimalnej nie muszę daleko szukać, moja mama pracuje w dość sporej firmie której produkty są ogólnie znane w całym kraju, firma prężnie działa od lat zatrudnia ok 200 pracowników, rozbudowuje się, właściciel się bogaci. Jednego dnia zamyka firmę zwalnia ludzi, kolejnego przyjmuje na nowo stwarza miejsca pracy, bierze grube dofinansowania, robi duże inwestycje w dużych miastach polski. A jego pracownicy zarabiają tyle samo co 10 lat temu. Dlaczego ? A no dlatego, że praca jest na akord. I podnieść pensję/stawki tylko dlatego, że rząd tak zdecydował byłoby przecież za dużym obciążeniem dla pracodawcy. Więc zwiększa się normy tak aby pracownicy tymi samymi stawkami wypracowali sobie wyższą pensję. Kto nie daje rady …. musi odejść.
Zdaję sobie sprawę, że niekarzy pracodawca prowadzi taką firmę, i może faktycznie płaca minimalna to dla niego praktycznie max co może wypłacić. Ale znam pracodawców którzy prowadzą małe rodzinne biznesy ale są w stanie zapłacić większe wynagrodzenie niż minimalne.
Niskie wynagrodzenia (szczególnie w rejonach o dużym bezrobociu) są niestety faktem. Jest tylko jeden, jedyny sposób, żeby je podnieść. Tym sposobem jest szybszy rozwój gospodarczy kraju i spadek bezrobocia. Wtedy nawet najbardziej pazerni pracodawcy będą musieli podnieść wynagrodzenia, bo inaczej nie znajdą chętnych do pracy. Efekt szybszego rozwoju i zmniejszania bezrobocia uzyskuje się obniżaniem i upraszczaniem podatków, większą wolnością gospodarczą i upraszczaniem przepisów. Natomiast próby administracyjnego sterowania wielkością wynagrodzeń nigdy nie prowadzą do ich faktycznego wzrostu, a jedynie do wzrostu bezrobocia i spowolnienia tempa rozwoju. Czyli rząd, który w trosce o pracobiorców, wprowadza różne przepisy mające zmusić pracodawców do podniesienia wynagrodzeń – tak naprawdę przyczynia się do obniżki wynagrodzeń, albo przynajmniej do zahamowania ich wzrostu. Szkoda, że tak mało ludzi to rozumie.
W dodatku Polska jest jedynym krajem na świecie, gdzie rząd zabiera pracownikowi zarabiającemu ustawową płacę minimalną – aż 40% tej płacy. W normalnych krajach, ludzie zarabiający bardzo mało albo nie płacą żadnych danin na rzecz rządu, albo płacą je w minimalnej wysokości – góra kilku procent. Człowiek, który otrzymuje „na rękę” 1200 zł miesięcznie zupełnie nie zdaje sobie sprawy z tego, że pracodawca zapłacił za niego 2000 zł, z czego 800 zabrał rząd. Jeśli rząd zmusi pracodawcę, żeby podniósł pracownikowi płacę netto z 1200 zł np. do 1500 zł, to pracodawca zapłaci za pracownika 2500, z czego 1500 zł zainkasuje pracownik, a 1000 – rząd. Wystarczyłoby zmienić system podatkowy i zostawić pracownikowi te dodatkowe 800 czy 1000 zł z powyższych szacunków. To też mało kto rozumie. A szkoda, bo jest dość proste w realizacji.