Afera BZ WBK
Przeszło rok temu opublikowałem wpis: Jak fundusz Arka BZ WBK okrada swoich klientów, w którym opisałem oszukańczy proceder zastosowany przez fundusz Arka, należący do banku BZ WBK, którego długoletnim prezesem był obecny wicepremier – Mateusz Morawiecki. Okazało się, że mój wpis był inspiracją dla pani poseł Anny Bieńkowskiej, do złożenia interpelacji w tej sprawie. Uświadomił mi to czytelnik podpisujący się Robi, który w swoim komentarzu, wkleił link do fragmentu obrad Sejmu pokazującego pytanie poseł Bieńkowskiej oraz odpowiedź udzieloną przez wiceminister finansów Izabelę Leszczynę. Poniżej można obejrzeć i posłuchać tych wystąpień i warto to zrobić choćby po to, żeby sobie uświadomić po czyjej stronie jest nasz rząd (w tym przypadku chodzi o rząd PO-PSL, ale nie ma to żadnego znaczenia, gdyż takie podejście jest regułą), w sporze pomiędzy bankami a oszukanymi przez nie klientami.
Pani minister Leszczyna zażarcie broni banków (używam liczby mnogiej, gdyż właścicielem funduszu Arka był BZ WBK, ale jego likwidatorem jest ING Bank Śląski; oba banki zarabiają na oszukanych klientach) udając, że nie rozumie w czym tkwi problem. Argumentuje, że klienci wszelkich funduszy inwestycyjnych muszą brać pod uwagę, że fundusz może przynieść zyski, ale może też przynieść straty. I w tym przypadku mamy do czynienia ze stratą. Twierdząc tak pani minister ma rację, tylko zupełnie nie o to chodzi w aferze BZ WBK. Chodzi w niej o to, że fundusz został utworzony na 8 lat i po tym okresie certyfikaty miały być wykupione od klientów. Tymczasem konstrukcja organizacyjna funduszu była od początku taka, że nie było żadnej, nawet teoretycznej, możliwości zamknięcia funduszu w przewidzianym czasie i wypłacenia pieniędzy klientom (nieważne czy z zyskiem, czy ze stratą). Czyli twórcy funduszu świadomie oszukali klientów, a odpowiedzialność za całą aferę ponosi Mateusz Morawiecki, który od roku 2001 był członkiem zarządu, a od 2007 – prezesem BZ WBK.
Obecnie sytuacja jest taka, że likwidowany fundusz posiada (pośrednio lub bezpośrednio) znaczne środki (ponad 100 mln zł). Gdyby dziś zostały wypłacone posiadaczom certyfikatów, to ich strata nie byłaby duża (kilka – kilkanaście procent). Ale nie mogą być wypłacone, gdyż trwa proces likwidacji, a środki mogą zostać wypłacone dopiero po jego zakończeniu. Problem w tym, że proces likwidacji potrwa jeszcze około 4 – 5 lat. Zaś zgromadzone środki będą stopniowo pochłaniane przez koszty likwidacji. I na końcu nie będzie już nic do wypłacenia. I w tym tkwi istota tego oszustwa, które zostało z premedytacją zaplanowane od samego początku. Klienci stracą, a banki zarobią. Przy życzliwym wsparciu ze strony Ministerstwa Finansów i Komisji Nadzoru Finansowego.
[youtube id=”2swKxX6v2R0″ width=”600″ height=”340″ position=”left”]
Ciekawa sprawa. Nie wiedziałem o tym. Czy nie jest to rezultat chorego w Polsce prawa upadłościowego?
Tylko częściowo: bo nie można w trakcie likwidacji wykupić certyfikatów, czyli wypłacić klientom funduszu ich pieniędzy. Ale przecież wiedziano o tym przy zakładaniu funduszu a mimo to mamiono klientów obietnicą wykupu certyfikatów po 8 latach. To jest właśnie clou całego oszustwa. Teraz fundusz ma udziały w spółkach celowych, a te spółki nie mogą być postawione w stan likwidacji przed upływem terminu upływu gwarancji i rękojmi sprzedanych nieruchomości (razem 3 lata). Później się zacznie proces likwidacji tych spółek (minimum 6 miesięcy). Gdy się skończy będzie się mógł zacząć proces likwidacji samego funduszu. I dopiero wtedy pieniądze będą mogły trafić do klientów. Tylko wtedy już ich nie będzie, bo pochłonie je proces likwidacji.
To nie ma nic wspólnego z polskim prawem upadłościowym, zresztą – po ostatnich nowelizacjach – jednym z najlepszych w Europie. Fundusz nie upadł, tylko jest „planowo” likwidowany. A że ten proces likwidacji jest pokrętny, to skutek właśnie takiego zaplanowanego przez BZ WBK trybu.
Muszę przyznać Janku, że coraz lepiej się Ciebie czyta w dziale polityczno-gospodarczym. I nie wiem czy to zasługa lepszego pióra czy „przyjemności” jakie nam dostarcza miłościwie panująca partia (jaka by ona nie była).
Miło mi. Mam nadzieję, że pojawi się też kiedyś jakiś powód do pochwalenia rządu; np. obniżka podatku, zrównoważenie budżetu, reforma służby zdrowia, lub systemu emerytalnego 🙂