Księga zdziwień odc.43

Zdziwienie_65

Dzisiejsze zdziwienie jest bardzo nietypowe, bowiem dziwię się sobie samemu. A czemu to dziwię się sobie? Żeby to wyjaśnić muszę się najpierw cofnąć nieco w czasie.

W PRL-u rządziła partia, która nazywała się PZPR (Polska Zjednoczona Partia Robotnicza). Owszem, był Sejm i był Rząd, była też Rada Państwa, która była czymś w rodzaju kolegialnego prezydenta, ale wszelkie decyzje zapadały w Komitecie Centralnym (KC) partii. System socjalistyczny funkcjonował źle, panował powszechny niedostatek, wszelkie towary były marnej jakości, a i tak trzeba je było 'zdobywać’, bowiem podaż nie nadążała za popytem. Do tego wszystkiego my, obywatele czuliśmy się zagrożeni przez władze, które ingerowały w różne dziedziny naszego życia. Cały aparat propagandowy był w ręku państwa/partii, więc zewsząd słyszeliśmy informacje, które pozostawały w jawnej sprzeczności z rzeczywistością, która nas otaczała. Nic dziwnego, że w tej socjalistycznej schizofrenii, im wyższe ktoś zajmował stanowisko w hierarchii władzy, tym większą społeczną niechęcią był otaczany. Przy czym słowo 'niechęć’ wydaje się najłagodniejszym, jakiego można tu użyć. Przedstawicieli owej władzy można było codziennie oglądać w telewizji, jak przemawiają, przecinają wstęgi lub wręczają ordery. Pełnili swoje funkcje latami, więc wydawali się wieczni i nienaruszalni. A jednak zdarzało się co jakiś czas, że następował upadek któregoś z wielkich sekretarzy; z dnia na dzień tracił wszystkie stanowiska i odchodził w zapomnienie. I wtedy my, obywatele, czuliśmy złośliwą satysfakcję; oto człowiek, który narobił tyle szkód, wreszcie ma za swoje. Satysfakcja była całkowicie irracjonalna, bowiem system się przez to nie zmieniał ani na jotę, a na miejsce odwołanego (mówiło się wtedy: wykopanego) przychodził kolejny – wcale nie lepszy. Poza tym taki 'wykopany’ otrzymywał całkiem intratną posadkę, tyle tylko, że mało eksponowaną i daleką od centrum władzy. A jednak satysfakcja była autentyczna, ludzie dzielili się nią w rozmowach i podczas towarzyskich spotkań.

Gdy dotarła do mnie informacja o odwołaniu Jacka Kurskiego ze stanowiska prezesa TVP, poczułem złośliwą satysfakcję. Całkowicie irracjonalną, bo przecież system się przez to nie zmieni ani na jotę, a na miejsce 'wykopanego’ Kurskiego przyjdzie ktoś inny, z całą pewnością nie lepszy. W dodatku najświeższe doniesienia mówią o tym, że to odwołanie wcale nie jest takie pewne. Więc dziwię się sobie bardzo, a w dodatku trochę się swojej reakcji wstydzę, boć to przecież nieładnie cieszyć się z cudzego upadku. Ciekawi mnie, czy jestem w swoich odczuciach odosobniony, czy może ktoś z czytelników miał podobne?

Udostępnij wpis

Podobne wpisy

4 komentarze

  1. Dla mnie to jest celowe i przemyślane działanie. Teraz info i szum medialny pod tytułem „odwołujemy Kurskiego”. Potem będzie ogłoszony konkurs, który wygra Kurski albo neoKurski, i będzie okazja do głoszenia jak to w demokratyczny sposób wybrany został ktoś nowy, tworzący program TV dla dobra ludu. A ciemny lud to kupi

  2. Przepracowałem bite 12 lat w Telewizji Polskiej. Zwolnil mnie prezes o inicjalach BW we wrześniu 2006 roku. Kierowałem wtedy od prawie dwóch lat Teleexpressem. Bardzo to przezyłem, bo zwolnienie miało charakter czysto polityczny. Przesłanek merytorycznych nie było. W Sądzie Pracy pewno bym wygrał, ale nie szukalem tam sprawiedliwości. Dałem sobie spokój. Po dziesięciu latach nieobecności w TVP nie wiem do końca czy nam Polakom jest w ogóle potrzebna telewizja publiczna…? Składam się ku tezie, że niekoniecznie. TVP a zwłaszcza jej programów informacyjnych nie oglądam. poza środowym Teleexpressem, ale tylko po to, by zobaczyć który z pisarzy pojawił się w wymyślonym przeze mnie w 2004 roku „Przedziałe Literackim”. To kto obejmie prezesurę tego medium jest bez znaczenia. Tylko politycy trwają przy tym, że jak dzierżą za pysk TVP, to mają „rząd dusz” nad nami. Już nie mają. „Zawody polityczne” przenoszą się nieodwołalnie do internetu.

    1. Ależ to oczywiste, że nie powinno być państwowej telewizji, podobnie jak państwowych przedsiębiorstw. To prawdopodobnie nigdy nie nastąpi (chyba, że do władzy dojdzie partia Korwin), gdyż politycy nie wypuszczą z rąk takiego narzędzia oddziaływania na wyborców. Bo ono ciągle jest skuteczne, szczególnie wobec najliczniejszej grupy wyborców, czyli tych nieprzesadnie rozgarniętych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *