Księga zdziwień odc.61
Moja Księga zdziwień, nieprzerwanie od początku istnienia bloga, ma pożywkę w postaci rozlicznych absurdalnych decyzji kolejnych rządów. Czy przyjdzie kiedyś czas na opamiętanie rządzących i księga zdziwień zniknie z powodu braku tematów? Najnowsze pomysły rządzących zdają się raczej sugerować, że tematów będzie w bród. Tylko czy należy się z tego cieszyć?
W portalu Interia.pl przeczytałem niedawno artykuł: ’To koniec PIT i CIT. Rząd szykuje rewolucję podatkową’, a w nim wywiad z Michałem Batorem – zastępcą dyrektora departamentu podatków dochodowych w ministerstwie finansów. To co przeczytałem wprawiło mnie w najwyższe zdumienie, chociaż przywykłem już do tego, że fiskus próbuje oskubać podatników na wszelkie możliwe sposoby, także sprzeczne z prawem. Typowym przykładem takich sprzecznych z prawem działań fiskusa jest karanie firm, które stosują różne kruczki, żeby obniżyć płacony podatek. Tyle tylko, że te kruczki są zgodne z obowiązującym w Polsce prawem, więc firmy, które je stosują nie łamią prawa a jedynie wykorzystują jego skomplikowanie i niejednoznaczność. Prawo łamie natomiast fiskus, który komunikuje takiej firmie: ’wprawdzie nie złamaliście prawa, ale ponieważ celem waszego działania było zmniejszenie podatku nam należnego, zatem blokujemy wam rachunki bankowe i naliczamy domiar’. Nie trzeba nikomu wyjaśniać, że firma postawiona w takiej sytuacji bankrutuje najdalej w ciągu kilku miesięcy. Następnie rozpoczyna się żmudna, trwająca co najmniej kilka lat, procedura sporu prawnego firmy z fiskusem. Przeważnie kończy się uchyleniem decyzji fiskusa i przyznaniem odszkodowania właścicielom firmy, ale sama firma już dawno została pogrzebana, zaś jej menedżerowie trafili do więzienia.
Zanim przejdę do opisania co mnie tak zdumiało w wywiadzie z panem dyrektorem Michałem Batorem, muszę wyjaśnić kilka spraw związanych z zasadami księgowości w jednostkach gospodarczych (spółkach). Otóż zysk spółki, który jest podstawą opodatkowania podatkiem CIT, jest wyliczany w sprawozdaniu finansowym za rok obrotowy, a konkretnie w części tego sprawozdania noszącej nazwę rachunek zysków i strat (RZiS). Z grubsza biorąc RZiS składa się z dwóch części: operacyjnej i finansowej. W części operacyjnej uwzględnia się przychody i koszty związane z podstawową działalnością danej jednostki. W części finansowej uwzględnia się przychody i koszty działalności finansowej, czyli koszty obsługi kredytów, odsetki od depozytów a także zyski lub straty z operacji kapitałowych (np. odsetki od zakupionych obligacji, zyski z inwestycji giełdowych itp.). W zależności od kondycji finansowej spółki oraz przyjętej strategii działania, w części finansowej RZiS pojawia się albo zysk, albo strata. Jeśli firma finansuje się ze środków własnych, to ma przeważnie zysk w postaci odsetek od lokat. Jeśli opiera się na kredycie, to ma stratę w części finansowej, ze względu na koszty obsługi kredytu. Dopiero w ostatniej części RZiS sumuje się zysk/stratę z części operacyjnej z zyskiem/stratą z części finansowej i w ten sposób powstaje zysk/strata brutto. Jeśli jest zysk, to powstaje obowiązek podatkowy (podatek CIT) po którego zapłaceniu pozostaje w spółce zysk netto. To wszystko jest dość oczywiste i całkowicie logiczne.
Ale oto wkracza ministerstwo finansów ze swoim nowatorskim podejściem do tematu. Pan dyrektor Bator zauważa błyskotliwie, że często się się zdarza iż spółka ma zysk w części operacyjnej, i stratę w części finansowej (taki stan jest dość typowy bo większość firm, szczególnie dużych, działa dziś w oparciu o kredyty). Czemu by więc nie opodatkować tych części odrębnie? Wtedy spółki, które mają duże koszty finansowe (bo np. wzięły ogromny kredyt na budowę nowej fabryki) i wskutek tego odnotowują straty – płaciłyby podatek dochodowy! Tylko czy nadal nazywałby się on podatkiem dochodowym, czy może podatkiem stratowym? Pan dyrektor ujmuje to w następujących słowach (cytat za Interia.pl): ’Jednym z pomysłów jest rozdzielenie opodatkowania przedsiębiorstw oraz szeroko pojętego kapitału pasywnego, np. zysków z oszczędności kapitałowych, odsetek, dywidend itp. W ten sposób unikniemy np. sytuacji, gdy straty z operacji kapitałowych (zdarzało się, że niewspółmiernie wysokie) pomniejszały przychody firm z działalności operacyjnej, dzięki czemu unikały one zapłaty podatku, mimo prowadzenia zyskownej działalności operacyjnej’. Moim zdaniem, pomysł żeby zamiast opodatkowania finalnego efektu działania spółek, opodatkować odrębnym podatkiem, jego etapy pośrednie, uważam za największy absurd ostatnich lat. Jak napisałem powyżej, już dawno przestała mnie dziwić pazerność fiskusa, który działa jak pasożyt: zabija własnego żywiciela. Jednak nie przypuszczałem, że w tej pazerności można posunąć się do tak wielkiego absurdu, jak ten opisany powyżej.