Doktryna zbrojeniowa
Jesienią 2016 roku, pani premier Beata Szydło, podczas wizyty w zakładach PZL Świdnik, przedstawiła główne założenie rządowej strategii w zakresie uzbrojenia polskiej armii. Powiedziała, iż nie chodzi o to, żeby uzbrojenie było najlepsze, lecz o to, żeby było produkowane w Polsce. Pani premier nie dopowiedziała – ale zrobili to za nią później przedstawiciele ministerstwa obrony, w tym sam minister Antoni Macierewicz – że uzbrojenie ma być produkowane wyłącznie przez firmy państwowe, wchodzące w skład Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Taka doktryna zbrojeniowa jest realizowana przez rząd z jednym wyjątkiem: zakupów uzbrojenia w firmach amerykańskich. Ten wyjątek jest bardzo znamienny przez fakt, że amerykańskie firmy, z którymi Polska rozmawia w sprawie zakupu sprzętu, są firmami prywatnymi. Czy zatem także w Polsce nie można by otworzyć rynku zbrojeniowego dla firm prywatnych? Według rządu – nie można! To by bowiem zagrażało bezpieczeństwu naszego kraju, narażało nas na infiltrację obcych wywiadów i wykradanie polskiej myśli technicznej. Lekkomyślni Amerykanie oddali produkcję sprzętu wojskowego w ręce prywatne i wprawdzie mają dzięki temu najlepszy sprzęt na świecie, ale narażają swoje bezpieczeństwo. Na szczęście polski rząd nie jest tak bardzo naiwny, jak amerykański.
Obecny polski rząd wychodzi z założenia, że własność państwowa jest najwyższą formą własności, zaś w przemysłach zbrojeniowym czy energetycznym wręcz jedyną dopuszczalną. Wyższość tej formy własności przejawia się głównie w dwóch aspektach: realizacji rządowych koncepcji nawet wtedy, gdy są one nieracjonalne i przynoszą straty, oraz możliwości obsadzania licznych, dobrze płatnych posad przez polityków, ich rodziny i znajomych. Natomiast jeśli chodzi o możliwości szybkiej i sprawnej realizacji nowoczesnych projektów zbrojeniowych, polski państwowy przemysł zawsze staje na wysokości zadania. Przynajmniej tak uważają politycy.
Jednym z licznych przykładów wielkich możliwości technicznych i dużej sprawności działania państwowego przemysłu zbrojeniowego, była budowa ultranowoczesnej korwety Gawron. Jej budowa trwała 14 lat i pochłonęła ponad miliard złotych. Niestety korwety nie udało się zbudować, a zamiast niej (z wykorzystaniem już zbudowanego kadłuba) powstał… okręt patrolowy ORP Ślązak (zwodowany w roku 2015), który jest najdroższym okrętem patrolowym świata. Ale też prawdopodobnie najszybszym, gdyż jako korweta przeznaczona głównie do zwalczania okrętów podwodnych, miał zaplanowane zupełnie inne parametry niż standardowy okręt patrolowy. Warto zwrócić uwagę, że o ile zbudowanie nowoczesnego okrętu na podstawie dokumentacji zakupionej u Niemców (na bazie tej samej dokumentacji powstało kilka korwet, które są na wyposażeniu armii niemieckiej) okazało się niemożliwe dla państwowej stoczni, o tyle wydanie miliarda złotych poszło bardzo gładko. Po czym stocznia budująca korwetę… zbankrutowała.
Innym projektem, z którym bezskutecznie zmaga się państwowy przemysł zbrojeniowy jest projekt wozu wsparcia bezpośredniego Gepard, czyli mówiąc zwykłym językiem – czołgu. Prace nad nim trwają od wielu lat, ale w końcu zbliżyły się do etapu prototypu, który miał powstać do kwietnia 2015 roku. Nie powstał i termin został przesunięty o dwa lata – na marzec 2017 r. Dwa lata to szmat czasu, ale państwowa firma realizująca projekt, czyli OBRUM Gliwice, działa dość ociężale i niestety także tym razem się nie udało. Wyznaczono nowy termin: grudzień 2018 r. Ale dwa miesiące temu podsekretarz stanu w MON Tomasz Szatkowski poinformował niespodziewanie, że polskie władze rezygnują z programu Gepard. Setki milionów złotych zostały wyrzucone w błoto, ale to nie tragedia, gdyż zapewne powstanie jakiś nowy program i wyznaczy się nowe terminy, które znów nie będą dotrzymywane. W końcu: ’nie o to chodzi, by złapać króliczka, ale by gonić go’.
Byłoby jednak niesprawiedliwe twierdzenie, że państwowy przemysł nie potrafi wyprodukować nowoczesnego uzbrojenia. Pozytywnym przykładem jest armatohaubica samobieżna Krab, która jest bardzo nowoczesna i dobrze oceniana przez użytkownika czyli polską armię. Przykład Kraba zadaje kłam twierdzeniu, jakoby państwowe firmy nie były w stanie skonstruować i wyprodukować dobrego sprzętu. Jak wiadomo samobieżna armata składa się z dwóch podstawowych elementów: podwozia i wieży z działem. Z wieżą postanowiono nie eksperymentować i od razu zakupić licencję. W wyniku przetargu wybrano konstrukcję powstałą w prywatnej brytyjskiej firmie BEA Systems i podpisano umowę na jej produkcję w państwowej Hucie Stalowa Wola. Natomiast podwozie miało być polskiej konstrukcji, produkowane w zakładach OBRUM Gliwice. Wydawało się, że drobne wady tego podwozia czyli: pękanie blach, wycieki układu paliwowego, niewydajny układ chłodzenia oraz nieszczelność układu wydechowego, przez który do kabiny dostawały się spaliny, nie wpłyną na ogólnie dobrą jego ocenę. Jednak problemem nie do przeskoczenia okazała się terminowość dostaw i ostatecznie musiano sięgnąć po sprawdzone rozwiązanie zagraniczne: zakupiono licencję od prywatnej koreańskiej firmy Samsung Techwin. Gdy była już i wieża i podwozie, wydawało się, że wszystkie trudności zostały pokonane. Niespodziewanie okazało się, że problemem trudnym do pokonania jest lufa armatohaubicy. Dla laika jest to zwykły kawał rury, jednak w rzeczywistości to bardzo skomplikowana rzecz. Tak bardzo, że państwowy przemysł nie potrafił się z nią uporać, dlatego lufy są kupowane we francuskiej firmie Nexter Systems lub niemieckiej Rheinmetall. Najważniejsze jednak, że armatohaubica Krab jest uznawana za jedną z najlepszych na świecie w swojej klasie i jest dumą polskiego przemysłu zbrojeniowego, polskiej armii i osobiście ministra obrony. Państwowe firmy są naprawdę w stanie tworzyć rzeczy nieprzeciętne, zaś doktryna zbrojeniowa na nich oparta, ma naprawdę wielką przyszłość. Pod warunkiem oczywiście, że nie dojdzie do wojny.
Ludzie na forum militarnym stali się całkiem cyniczni 🙂
.
“Oficjalnie kasa będzie wydana na obronność, ba nawet na modernizację techniczną. Tyle, że władowana będzie w kroplówki w kompletnie przedrożonych produktach, czy w stocznie, fabryki autobusów, klepanie pobocznych lokalnych nisko-technicznych produktów. Tak, jak do tej pory. Współczynnik PGZ to 2-3 minimum. Nie przeszedł x10. Obawiam się, że Orka będzie studnią, która zabierze kilka miliardów. Wszak „odbudowa zniszczonego przemysłu stoczniowego” dla budowy 3-4 okrętów podwodnych MUSI kosztować.
Projekt, który nie wymaga zamówienia podzespołów za granicą, tylko budowę w całości w Polsce, jest z punktu widzenia ministerstwa gospodarki znacznie gorszy. Dlatego Spike na Rosomakach tak przeciągany, budowa teoretycznie spolonizowanych produktów typu Rosomak, ba nawet Jelczy, to wkład zewnętrzny > 50%. Tymczasem produkcja Beryli już nie. Jeśli wydane z budżetu 100 mln to zakup podzespołów za granicą, to ze 100 mln wydanych na produkcję Beryla, wraca 23% z VAT, powiedzmy, że Łucznik wykazuje dochód i z tych 100 mln, po odliczeniu VATu i kosztów będzie 10 mln dochodu, to ok 2-3 mln wraca do budżetu, utrzymanie załogi i pensje, niech pensje brutto to będzie ok. 30% z załóżmy 75 mln (od kwoty netto), czyli na pensje leci 25 mln, z czego ponad 40% wraca w postaci wpłaty na ZUS = ok. 10 mln, podatek dochodowy od pensji, to znów wraca 2-3 mln do budżetu. Nie wliczam, ile wróci po zakupach pracowników produktów żywnościowych, bo dostali do rąk pieniądze, które w postaci VATu, akcyz, ceł wrócą do budżetu.
Z tych 100 mln do budżetu wróci 35-40 mln. Tego rzędu kwota. To bardzo zgrubne liczenie i nie czepiajcie się cyferek, nie mam czasu do zaprzęgnięcia Excela i sprawdzania stawek, nie znam też kreatywnej księgowości Berylotwórcy i oficjalnych kosztów pracowniczych.
To jest jedna z głównych przyczyn, przy realnym braku kasy, że pewne projekty leżą i kwiczą w realu, (bo PRowo to oczywiście działamy).
Obecny rząd ma najwyższy deficyt budżetowy, socjalizm kosztuje, orze więc jak może, aby wyciągnąć po cichu kasę skąd się da, ale ukrywając podkradane źródła.
Stąd też realizacja duperelowatych poboczy. Ile jest przepłacona Żmija? Z tych 90 mln wygospodaruje się pewnie ze 30 mln. Kasa na MT jest łakomym kąskiem do ugryzienia.”
To oczywiście nieprawda, że dla polskiej armii produkują jedynie podmioty państwowe. Wiele firm prywatnych tworzy na potrzeby armii systemy informatyczne, elektronikę, systemy nawigacyjne, łączność, etc. Ale prawdą jest, że podmioty wchodzące w skład PGZ zajmują się sprzętem „ciężkim” i bronią konwencjonalną. Spółki są w Holdingu, więc jedna działa lepiej, inna gorzej. Zresztą w USA sektor prywatny ma znaczny udział w tworzeniu uzbrojenia, ale proszę zerknąć ile prototypów weszło do użycia w US Army. Jakieś 5%? Choć fakt – technologie zostają.
Po spektakularnych klęskach w stylu ORP Ślązak było również sporo sukcesów. Z tym, że trzeba na te sukcesy brać poprawki, bo np samolotu nie zbudujemy, ale za to bardzo dobrze jakościowo uzbroimy, ubierzemy i zaopatrzymy polskiego żołnierza, czyli mundur, broń, systemy łączności, itp.
Wóz Wsparcia Bezpośredniego, to Wóz Wsparcia Bezpośredniego, a nie czołg. Też porażka, a powód zawieszenia projektu (bo jest tylko zawieszony), nie tylko tego, jest bardzo złożony, o czym za chwilę. W krótkim czasie nie da się technologii stworzyć, więc można kupować licencje. Dużo więcej dają offsety, bo korzyści dla gospodarki i przepływ technologii, no i tutaj przechodzę do tego, do czego miałem wrócić: Polityka.
Poniżej prezentuję status projektów w SZRP:
http://dziennikzbrojny.pl/artykuly/art,2,4,10548,armie-swiata,wojsko-polskie,problemy-z-realizacja-prac-rozwojowych
Co jest wspólnym mianownikiem prawie wszystkich projektów? Tak właśnie – data. Konkretnie data 2015 i dalej. Jakikolwiek osoba orientująca się w tematyce wojskowości nie powie, że obecnie dziś dzieje się dobrze.
Oczywiście jest to temat rzeka, a kwestie technologii i ostatnich zawieszeń, czy anulowania projektów modernizacyjnych, to tylko wycinek. Choć bardzo istotny. I jest mi po prostu przykro, jako osobie z rodziny wojskowych. Choć nie tak bardzo jak żołnierzom, których wielu zresztą znam.
Dzień Dobry!
Założenie, że tylko państwowe firmy mogą produkować broń nie jest wynalazkiem III a II Rzeczypospolitej. W Międzywojniu obowiązywała identyczna zasada, co więcej – wykluczono zaangażowanie obcego kapitału w produkcję broni.Istniejące zakłady prywatne były wykupywane przez Bank Gospodarstwa Krajowego i wcielane do fabryk państwowych.
Polonusi z USA /Stowarzyszenie Mechaników Polskich z Ameryki/ zafundowali nam bardzo nowoczesną fabrykę obrabiarek w Pruszkowie. Kiedy fabryka rozpoczęła produkcję broni – Państwo natychmiast wykupiło udziały Amerykanów. Dużą fabrykę samolotów /Plage, Laśkiewicz/ potraktowano bardziej obcesowo: władze celowo doprowadziły fabrykę do upadłości i przejęły ją za przysłowiowe grosze..Jedynym prywatnym zakładem produkującym broń, jeszcze w 1938/39 roku, był duży koncern – Zieleniewski i Fitzner-Gampner SA. Zakład produkował najcięższy karabin maszynowy 20 mm – 38 FK. Była to jednak produkcja uboczna koncernu. Prawdopodobnie i na tej części Państwo położyłoby łapę. Dzisiaj jedyną przeszkodą w produkcji uzbrojenia /zwłaszcza ciężkiego/ przez firmy prywatne jest brak odpowiednio dużego kapitału. Nasi Krezusi wolą spekulować na giełdzie, handlować ropą czy gazem niż angażować się w niezwykle kosztowną i ryzykowną produkcję zbrojeniową.