Nasze pieniądze – déjà vu

nasze pieniądze

Doskonale pamiętam reformę emerytalną z roku 1999. Była ona bardzo mocno nagłaśniana jako jedno z największych osiągnięć ówczesnego rządu (Jerzego Buzka). Jej najważniejszą cechą było to, że część podatku płaconego przez wszystkich pracujących (a także prowadzących działalność gospodarczą), zwanego eufemistycznie składkami emerytalnymi, miała przestać być zasysana przez czarną dziurę zwaną ZUS, lecz miała trafiać na indywidualne konta prowadzone w Otwartych Funduszach Emerytalnych (OFE). Pamiętam pełne entuzjazmu wystąpienie premiera Jerzego Buzka, który zapewniał nas – obywateli, że to będą nasze pieniądze, zgromadzona na naszych indywidualnych kontach, które zapewnią nam godziwe emerytury, bowiem będą zarządzane i pomnażane przez wyspecjalizowane prywatne firmy, specjalnie w tym celu powołane. Każdy mógł sobie wybrać firmę, która miała jego pieniądze pomnażać i każdy miał być na  bieżąco informowany o stanie swoich środków i ich przyroście wskutek mądrego i odpowiedzialnego inwestowania.

Niestety w założeniach tamtej reformy był zasadniczy błąd: owe pieniądze, które były ’naprawdę nasze’ i miały urosnąć niebotycznie wskutek inwestycji, mogły być inwestowane głównie… w obligacje skarbu państwa (państwa polskiego – żeby n ie było wątpliwości). To było absurdalne zapętlenie całego systemu, bowiem w wyniku reformy, której celem było zapobieżenie bankructwu państwa w przyszłości z powodu zobowiązań emerytalnych, te zobowiązania się nie zmniejszały lecz zwiększały! Zwiększały się dlatego, że OFE, za pieniądze otrzymane od państwa, kupowały obligacje – czyli pożyczały państwu polskiemu na procent. Oczywiście po potrąceniu swoich kosztów, które były ustalone na absurdalnie wysokim poziomie. Nie chodzi mi jednak tym razem o wady tamtego systemu. Wspomnę tylko, że są ludzie, którzy i wtedy i dziś uważali i uważają, że było to przemyślane działanie, którego celem był transfer gigantycznych pieniędzy pochodzących z podatków – do prywatnych instytucji. Dziś chcę zwrócić tylko uwagę na otoczkę propagandową i wmawianie nam – obywatelom, że pieniądze na naszych kontach w OFE to są nasze pieniądze, których nikt nam nie zabierze. Do czasu oczywiście. Jak stwierdził niegdyś Alexis de Tocqueville: ’nie ma takiej niegodziwości, której nie popełniłby najbardziej nawet łagodny rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy’. Prawdziwość tego sloganu potwierdził rząd Donalda Tuska, który obwieścił, że pieniądze zgromadzone na naszych kontach w OFE wcale nie są ’nasze’. I po prostu część ich zabrał. W dodatku był na tyle bezczelny, że ten rabunek nazwał: 'reformą OFE’.

Obecnie jesteśmy w przededniu zabrania pozostałości 'naszych pieniędzy’ przez rząd Beaty Szydło. Ale tym razem nie będzie to żaden rabunek, tylko prawdziwa reforma systemu emerytalnego. Istotnym jej elementem będzie powstanie Pracowniczych Planów Kapitałowych (PPK), na które będą przelewane dodatkowe składki płacone przez nas oraz przez naszych pracodawców. Mało tego: państwo będzie dopłacać corocznie ekstra premie osobom, które wejdą w system PPK. Powstaną w ten sposób oszczędności (naprawdę nasze), którymi będzie zarządzał Polski Fundusz Rozwoju, inwestując je mądrze i rozważnie (np. w polskie górnictwo, produkcję samochodów elektrycznych lub w inne zyskowne dziedziny), co zapewni nam godziwe emerytury. Ale zaraz, zaraz! Czy to nie jest czasem powtórzenie pomysłu z roku 1999? Takie déjà vu? W żadnym wypadku! Różnica jest zasadnicza, bowiem tym razem nasze konta w ramach PPK to będą naprawdę nasze pieniądze! Nikt nam ich nie zabierze; będziemy z nich korzystać po przejściu na emeryturę. Wczoraj (9 listopada) zapewniał o tym dziennikarzy wicepremier Mateusz Morawiecki. W pełnym entuzjazmu wystąpieniu powiedział m.in.: ’Pieniądze odkładane w ramach Pracowniczych Planów Kapitałowych będą należeć do obywateli, będą stanowić ich oszczędności’. A w innym miejscu uzupełnił: ’One będą należeć do obywateli (…) to będą to jego środki, jego oszczędności, jego kapitał emerytalny, ale również oszczędności, które będą mogły być później przez fundusze inwestycyjne inwestowane w różnych miejscach w gospodarce’. (cytaty za Interia.pl). Po prostu: nasze pieniądze. Oczywiście do czasu aż jakiś kolejny rząd uzna, że już nie są nasze.

Udostępnij wpis

Podobne wpisy

0 0 głosów
Ocena arykułu
guest
4 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najczęściej oceniane
Inline Feedbacks
View all comments
Dominik Rutkowski
Dominik Rutkowski
7 lat temu

Dlatego jedynym rozwiązaniem jest odkładanie i inwestowanie własnych pieniędzy zupełnie niezależnie od państwa. Obecni emeryci nie mają się czego bać, pieniędzy dla nich nie zabraknie (zdaje sobie sprawę ze śmiesznej wysokości tych świadczeń). Ludzie którzy idą na emeryturę w ciągu kilku najbliższych lat też mogą być względnie spokojni, ale powiem szczerze, że nie wierzę w to, że moje pokolenie cokolwiek dostanie. Mam 30 lat i prawda jest taka, że najlepiej zacząć o emeryturze myśleć nawet wcześniej. ZUS jest piramidą finansową i poprostu musi runąć. Nie wiadomo tylko kiedy.

picton
picton
7 lat temu

Pozwolę się nie zgodzić co do tzw. zapętlenia opisanego powyżej. Moim zdaniem kupowanie obligacji PL przez OFE nie było błędem systemu. Proponuję eksperyment myślowy: a co jeżeli OFE kupowałyby nie obligacje polskie, ale powiedzmy niemieckie? Problem „zapętlenia” wówczas by zniknął, nieprawdaż?

A na poważnie: przejście od systemu starego do nowego musiało wiązać się z kilkudziesięcioletnim okresem zwiększonej presji na budżet, dlatego że na stare emerytury nie szły już pieniądze od obecnie pracujących, tylko właśnie dopłaty z budżetu. Obecnie pracujący odkładali pieniądze na swoich rachunkach i tak się składa że przechowywali je w formie obligacji polskich, ale równie dobrze mogliby w innej formie. Tak czy inaczej zadłużenie musiało rosnąć na obsłużenie starych emerytur. Ten okres przejściowy skończyłby się w momencie kiedy emerytury byłyby wypłacane ze środków OFE, w praktyce co najmniej po 30 latach od reformy. Ale wtedy już byłby to system zdrowy, bo na emeryturę dostawalibyśmy tyle co odłozyliśmy plus odsetki.

Ultramaraton Nartorolkowy

Niebywałe, jak bardzo żywa jest myśl Tocquevilla… Tyle lat minęło… elektryczność, loty w kosmos, dwie hekatomby, niby zlikwidowany analfabetyzm… a wciąż prawda to cała o kolejnych pokoleniach maluczkich rządy sprawujących, którzy we własnych jeno oczach urośli i grona totumfackich pośród pogubionej i zmanipulowanej masy.