Księga zdziwień odc. 75
Moja Księga zdziwień odnotowuje najróżniejsze absurdy z życia politycznego, gospodarczego lub społecznego, ale przeważnie są to absurdy z naszego rodzimego podwórka. Tym razem postanowiłem wyjść poza granice Polski i zdziwić się temu, co niedawno wydarzyło się w Hiszpanii, a ściślej na malowniczej i pachnącej egzotyką – Majorce. Jak dowiedziałem się z artykułu w Interii, Rada Miejska w Palma de Mallorca podjęła uchwałę zakazującą wynajmowania turystom mieszkań w budynkach wielorodzinnych. Nowe przepisy mają zacząć obowiązywać w szczycie obecnego sezonu, czyli od lipca 2018 r. Interia cytuje głównego urbanistę miasta o nazwisku Jose Hila, który mówi: Podjęliśmy dziś niełatwą decyzję, wiedząc, że zaszkodzi ona niektórym osobom. Z drugiej jednak strony mieliśmy świadomość, że znacznie więcej mieszkańców naszego miasta skorzysta na tym rozwiązaniu. Masowy napływ turystów w ostatnich latach zakłócił życie na osiedlach mieszkaniowych w Palmie. Taka argumentacja nie może oczywiście nie dziwić, ale nie sposób też nie zauważyć, że brzmi ona bardzo znajomo. Twierdzenie, że napływ turystów na Majorkę jest plagą, która nie pozwala spokojnie żyć jej mieszkańcom, jest bardzo podobne do twierdzenia, że prywatyzacja polskich przedsiębiorstw była plagą, która doprowadziła do pauperyzacji polskiego społeczeństwa.
Plaga turystów jako utrapienie mieszkańców Majorki to niejedyne moje zdziwienie. Jeszcze bardziej zaskoczył mnie inny argument władz miasta, które twierdzą, że: nowe przepisy mają powstrzymać widoczny w ostatnich latach wzrost cen nieruchomości w tym mieście, który uderzał w lokalną społeczność. Otóż wzrost cen nieruchomości nie uderza nigdy w całą lokalną społeczność, a tylko w tę jej część, która planuje nabycie nieruchomości. Natomiast wzrost ten jest bardzo korzystny dla innej części społeczności – tej, która planuje zbycie nieruchomości. Tak się składa, że obydwie te części są tak samo liczne, ale nawet obie razem nie tworzą jeszcze całej społeczności.
Trzeba zdawać sobie sprawę, że pierwszym skutkiem decyzji władz miasta Palma de Mallorca będzie zmniejszenie liczby turystów, co będzie miało niekorzystny wpływ na niemałą część społeczności miasta, która żyje z obsługi turystów. Natomiast obcięcie dodatkowych przychodów tych mieszkańców, którzy wynajmowali mieszkania turystom spowoduje, że będą oni mniej wydawać na zakupy różnych towarów i usług, tym samym umniejszając zyski innym mieszkańcom, którzy żyli z dostarczania tych towarów lub usług. Część właścicieli mieszkań zdecyduje się zapewne na dalsze ich wynajmowanie turystom, pomimo zakazu. Zatem rozkwitnie na wielką skalę sąsiedzkie donosicielstwo. Donosicielstwo tych, którzy swoich mieszkań nie mogą lub nie chcą wynajmować i zazdroszczą tym, którzy to robią. Być może zachwianie więzi społecznych będzie największym kosztem jaki przyjdzie ponieść mieszkańcom stolicy Majorki. Ot socjalizm po prostu…

Moim zdaniem, sprawa została opisana dosyć jednostronnie. Nie można rozpatrywać tego tylko z monetarnego punktu widzenia. Oczywiście, więcej turystów to lepiej, o ile istnieje infrastruktura do ich przyjęcia. Za przyjmowaniem turystów w prywatnych mieszkaniach nie stoją inwestycje w infrastrukturę, dzieje się to trochę „na dziko”. A trzeba pamiętać ze Palma de Mallorca to nie wioska turystyczna tylko 400-tysięczne miasto, czyli porównywalne ze Szczecinem. Poza turystyka działa tam np. Przemysł obuwniczy (Yanko, Meermin, TLB). W ludzi niepracujących w turystyce uderza m.in. Wzrost cen wynajmu nieruchomości.
Ponadto, z podobnymi problemami się mierzą Barcelona i Lizbona. Wenecja zdaje się walkę przegrała – z roku na rok liczba mieszkańców się zmniejsza i jeśli ten trend się utrzyma, wyludni się całkiem by stać się skansenem dla turystów.