Księga zdziwień odnotowuje tym razem dane statystyczne dotyczące polskiej wsi. W zasadzie danym statystycznym trudno się dziwić; po prostu opisują one sytuację taką jaka ona jest. Moje zdziwienie wynika najzwyczajniej z mojej uprzedniej niewiedzy. Nie zdawałem sobie sprawy, że sytuacja jest aż tak zła i gdy to sobie uświadomiłem, to pierwszą reakcją było zdziwienie. Wszystkie podane informacje zaczerpnąłem z ciekawego wywiadu Joanny Solskiej z profesorem Jerzym Wilkinem z Instytutu rozwoju wsi PAN, opublikowanego w tygodniku Polityka nr 32, datowanym na 8 – 13.08.2018.
Dotychczas żyłem w przekonaniu, że większość mieszkańców wsi żyje z uprawy ziemi i sprzedaży produktów rolnych. Otóż nie! Z uprawy ziemi żyje mniejszość, ale nawet nie to jest powodem mojego zdziwienia. Szokujące jest to, jaka to jest mniejszość: 7%! Dla siedmiu procent mieszkańców wsi podstawą ich utrzymania są dochody z działalności rolniczej i sprzedaży wytworzonych płodów rolnych lub wyhodowanych zwierząt. Wprawdzie rolników, którzy sprzedają produkty swojej pracy na roli jest około 10%, ale połowę ich przychodów stanowią dotacje unijne i dla pewnej części dotacje te są podstawą egzystencji, zaś dochody ze sprzedaży produktów są tylko dodatkiem. Dopłaty bezpośrednie pobiera 1,3 mln właścicieli gospodarstw rolnych, ale większość z nich niczego na rynek nie produkuje, a znaczna część nie produkuje także na własne potrzeby bo ich ziemia albo leży odłogiem, albo jest dzierżawiona innym gospodarzom, którzy mają jeszcze wolę jej uprawiania. Ciekawe w tym wszystkim jest to, że parytet, czyli stosunek średniego dochodu w rolnictwie w stosunku do średniego wynagrodzenia w kraju wynosi już 78% i systematycznie rośnie. Od wejścia Polski do Unii Europejskiej (2004) dochody na głowę mieszkańca wsi wzrosły o 118%, natomiast dochody mieszkańców dużych miast wzrosły o 94%. Jeśli weźmie się pod uwagę, że dzietność na wsi jest wyraźnie większa niż w miastach, to ten większy dochód przeliczony na głowę ma jeszcze mocniejszą wymowę.
A z czego żyje większość mieszkańców wsi? Otóż aż 49% uzyskuje przychody z pracy najemnej, zaś dla 30% źródłem utrzymania są świadczenia społeczne. W większości są to emerytury i renty z KRUS i ZUS oraz zasiłki z programu 500+, ale także różne inne zasiłki. Kwitnie też szara strefa. Ponieważ główne ostrze aparatu skarbowego jest skierowane przeciwko przedsiębiorcom w miastach, na wsi panuje dość duża swoboda. Np. istnieją liczne (nierzadko całkiem spore) przedsiębiorstwa budowlane, których właścicielem jest fikcyjny rolnik i które zatrudniają Ukraińców. Cieszą się dużym wzięciem, gdyż mają relatywnie niskie ceny usług. Faktur oczywiście nie wystawiają.
Dziwić może fakt, że w tym ponurym krajobrazie ciągle są jeszcze ludzie pracowici i przedsiębiorczy, którzy są skłonni podejmować ryzyko gospodarcze i prowadzić gospodarstwa towarowe. Jednak nie ma co liczyć na rozwój tej części wiejskiego sektora, gdyż praktyczny zakaz obrotu ziemią orną jaki obowiązuje u nas od dwóch lat, skutecznie go blokuje. Do tego dochodzi jeszcze duża niechęć do sprzedaży ziemi ze strony posiadaczy kilkuhektarowych działek, gdyż taka sprzedaż oznacza utratę dopłat unijnych. Ziemi nie sprzedaje także państwowy właściciel jej dużych połaci, czyli Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa (dawniej Agencja Nieruchomości Rolnych, jeszcze dawniej Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa). Klincz.
Wszystkie powyższe informacje są niezwykle pesymistyczne, rodzi się więc pytanie jakim cudem Polska może się pochwalić tak imponującym eksportem rolno-spożywczym, który wynosi ponad 25 mld złotych rocznie, przewyższa import aż o 7 mld zł, a w dodatku z roku na rok rośnie. Wyjaśnienie tego fenomenu jest bardzo proste. Otóż za gros eksportu rolno-spożywczego odpowiadają duże koncerny zachodnie, które mają w Polsce swoje przetwórnie. Co ciekawe w tych przetwórniach przetwarzane są nie tylko produkty polskiego rolnictwa, ale także produkty importowane. Np. udział polskiego wsadu w eksportowanym mięsie i przetworach mięsnych, z roku na rok maleje. Gdyby zapytać o to co jest największym polskim żywnościowym hitem eksportowym, zapewne mało kto potrafiłby udzielić prawidłowej odpowiedzi. Bo są nim… papierosy! Jeśli ktoś przytomnie zauważy, że to przecież nie żywność to wyjaśniam, że owszem – według klasyfikacji statystycznej to żywność 🙂 W roku 2017 eksport papierosów i wyrobów tytoniowych odnotował 30-procentowy wzrost w porównaniu z eksportem w roku 2016 i wyniósł 12 mld złotych. Prawie połowę całego naszego eksportu rolno-spożywczego. Warto zwrócić uwagę, że papierosy produkowane są u nas przez zachodnie koncerny z importowanego tytoniu.
W tej sytuacji dziwić można się już tylko temu, że moja Księga zdziwień zauważyła – opisaną dziś sytuację – tak późno. Ale – lepiej późno niż wcale.
Pierwszym komentarzem jaki mi się nasuwa jest obrazek kota początkowo wpatrzonego w monitor, a potem odwróconego w stronę oglądającego z bardzo zdziwionym wyrazem pyska i podpisem (niestety wulgarnym) „Andrzej, to j***nie”
O! Gospodarz dołączył do populistów…
Zaskakujące są czasami meandry myśli czytelników 😉
Papierosy są żywnością według jakiej klasyfikacji – polskiej czy Unii Europejskiej?
A alkohol to też żywność?
😀
Tak! Alkohol to też żywność. Według GUS.