Księga zdziwień odc. 85

Księga zdziwień odnotowuje fakt, że duma polskiego przemysłu państwowego, nie tak dawno uratowana przez premier Beatę Szydło, musiała być ponownie ratowana i to osobiście przez prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Jednak wynik tego kaskadowego ratowania okazał się negatywny i duma polskiego przemysłu państwowego, lada moment wyzionie ducha. To mnie niestety martwi, gdyż owa podwójnie ratowana spółka, to Autosan – niegdyś nie tylko duma polskiego przemysłu państwowego, ale także – duma mojego rodzinnego Sanoka.

Początki Autosana sięgają roku 1832, kiedy to założony został zakład rzemieślniczy kowalsko-kotlarski, później rozwijany i przekształcany. Najszybszy rozwój nastąpił w latach 1891 – 1913 kiedy to zakład wyspecjalizował się w produkcji wagonów kolejowych. Także po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, gdy odbudowano fabrykę ze zniszczeń po I wojnie światowej, produkcja wagonów była główną działalnością fabryki. Zniszczenia po II wojnie światowej były ogromne; fabrykę zaczęli spontanicznie odbudowywać jej pracownicy. W tej odbudowie uczestniczył też mój ojciec, który później pracował w Autosanie do chwili swojej nagłej śmierci, w roku 1958. W roku 1946 fabryka została znacjonalizowana, zaś profil produkcyjny stopniowo zaczął być przestawiany z wagonów na autobusy. Od roku 1965 Autosan był już największą fabryką autobusów w Polsce.

Autobusy produkowane w Sanoku cieszyły się dużym wzięciem na krajowym rynku, gdyż innych po prostu nie było. W rzeczywistości (szczególnie w latach 80-tych i 90-tych) były przestarzałe konstrukcyjnie i technologicznie. Fabryka zaczęła przynosić straty, borykała się z ogromnym zadłużeniem i była bliska bankructwa. Po raz pierwszy została uratowana w roku 1994, gdy większościowy pakiet akcji przejęła prywatna Grupa Zasada. Niestety, po początkowych sukcesach, Grupa Zasada przestała sobie radzić biznesowo, co odbiło się niekorzystnie także na Autosanie. W roku 2013 spółka ogłosiła upadłość. Syndyk próbował sprzedać całość przedsiębiorstwa, ale kolejne przetargi kończyły się klapą – nie było chętnych.

W roku 2016 spółka została uratowana po raz drugi; było to ratowanie przez nacjonalizację. Spektakl ratowania miał bardzo uroczystą oprawę: z udziałem premier Beaty Szydło została podpisana umowa przejęcia akcji Autosana (za 17,5 mln zł) przez Hutę Stalowa Wola i PIT-Radwar. Po prostu dwie państwowe spółki z grupy PGZ  (Polskiej Grupy Zbrojeniowej) zostały zmuszone (niezgodnie z prawem) do kupienia resztek Autosana od syndyka. Premier Szydło ogłosiła, że: przed Sanokiem jest dobra przyszłość. W kolejnych dwóch latach, dobra przyszłość Autosana przejawiła się w trzech aspektach: kilkukrotnej wymianie zarządów, spadku produkcji i wzroście wynagrodzeń. Czyli typowych przypadłościach spółek państwowych.

Ponieważ spółki – właściciele Autosana – same znalazły się w trudnej sytuacji finansowej, zdecydowanie odmówiły dalszego pokrywania strat, których Autosan wygenerował 28 mln zł w ciągu dwóch lat. Na koniec roku 2017 kapitał spółki był ujemny i wynosił minus 3 mln zł. Tymczasem zbliżały się wybory samorządowe (w Sanoku o ponowny wybór ubiegał się burmistrz z PiS-u – Tadeusz Pióro) i trzeba było pilnie ogłosić nową akcję ratunkową. Początkowo na ratownika (czytaj: jelenia finansującego płace w nierentownej spółce) wytypowany został Polski Fundusz Rozwoju (PFR). Ale prezes PFR – Paweł Borys – to kolega premiera Mateusza Morawieckiego. Więc bez problemu załatwił sobie, że PFR został zwolniony z zaszczytnego obowiązku ratowania Autosana. Więc padło na Polską Grupę Energetyczną (PGE).

PGE to idealna firma do finansowania wszelkich pomysłów rządu – nawet tych najbardziej szalonych i niezgodnych z prawem. Jest to bowiem spółka o ogromnych przepływach, dla której przerzucenie nawet kilkuset milionów złotych na wskazany cel, nie stanowi problemu. Po drugie jest to spółka, w której prezesi są wymieniani co kilka miesięcy (pięciu prezesów w ciągu trzech lat), zatem każdy kolejny prezes bez szemrania wykona polecenie płynące z ministerstwa w nadziei, że przedłuży tym swoje trwanie na stanowisku. Jak dowiodła akcja ratowania górnictwa (w której PGE utopiła pół miliarda złotych), działanie na szkodę własnej spółki (a tak należy zakwalifikować transfer z PGE do spółek węglowych) nie jest żadną przeszkodą do wydatkowania środków zgodnie z wytycznymi z góry. A przecież ratowanie Autosana to pikuś w porównaniu z ratowaniem górnictwa. W związku z tym na wiecu przedwyborczym w Sanoku, prezes Jarosław Kaczyński ogłosił, że Autosan zostanie uratowany przez PGE.

Niespodziewanie pojawił się poważny problem prawny: PGE jest spółką notowaną na giełdzie i informacje o jej planowanych działaniach mogących mieć wpływ na kurs akcji, w tym szczególnie o inwestycjach, mogą się pojawiać wyłącznie w formie oficjalnych komunikatów, do których wszyscy inwestorzy mają równy dostęp. Udostępnienie takiej informacji w innym trybie, postronnej osobie – jest przestępstwem. Nawet jeśli ta osoba jest posłem i prezesem partii i nawet jeśli jest znana z działań w żadnym trybie. Na wszelki wypadek, zarząd PGE w ogóle nie skomentował zapowiedzi prezesa Kaczyńskiego. Wydaje się, że miał nosa, bowiem kandydat PiS przegrał sanockie wybory, więc zapewne żadnego ratowania Autosana nie będzie. Pozostaje tylko dziwienie się coraz bardziej bezwzględnemu wkraczaniu polityki do gospodarki. Na zgubę tej ostatniej, niestety.

Udostępnij wpis

Podobne wpisy

0 0 głosów
Ocena arykułu
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Najczęściej oceniane
Inline Feedbacks
View all comments
gragos
gragos
6 lat temu

Obserwując gospodarcze pomysły i poczynania obecnej władzy, w ogóle nie jestem zadziwiona spodziewanym finałem tej historii. Po polskiej gospodarce przebiega stado słoni, nad którym powiewa sztandar z napisem NACJONALIZACJA.