Księga zdziwień niejednokrotnie krytykowała złą jakość stanowionego w Polsce prawa. Jest to plaga, której skutki będą odczuwalne przez dziesiątki lat i będą uprzykrzać życie obywatelom i przedsiębiorcom, zaś dla niektórych będą życiową tragedią. Ustawy są tworzone na chybcika, bez głębszej analizy skutków, z licznymi błędami, które muszą być później naprawiane w tempie ekspresowym, co wprowadza nowe błędy, które znów trzeba naprawiać. Dość powiedzieć, że niemal wszystkie ustawy uchwalone po roku 2015 nie przeszły normalnej ścieżki legislacyjnej, z obowiązkowymi konsultacjami międzyresortowymi i społecznymi, lecz były uchwalane jako tzw. projekty poselskie, dla których ścieżka jest skrócona. Jakby tego było jeszcze mało, to do absurdu została doprowadzona kwestia trzech czytań projektu; bywało, że wszystkie odbywały się jednego dnia.
Tryb polegający na tym, że projekt ustawy jest przygotowywany przez rząd (w jakimś konkretnym ministerstwie), ale następnie wnoszony pod obrady Sejmu jako projekt poselski (żeby uniknąć żmudnych konsultacji), uważam za jedno z największych oszustw konstytucyjnych obecnej władzy. Nie jest łamaniem konstytucji i nie jest sprzeczny z literą prawa, ale jest głęboko sprzeczny z jego duchem. Szerokim echem odbiły się ostatnio protesty środowisk prawniczych w związku z nowelizacją Kodeksu karnego, która została na chybcika uchwalona i czeka na podpis prezydenta. Warto zwrócić uwagę, że najbardziej rażące błędy zostały w niej poprawione nie w trybie konsultacji (bo tych nie było), nie w trybie kolejnych czytań w komisjach (te przebiegały pod presją czasu), ale w trybie poprawek senackich. Sejm – całkowicie bezrefleksyjnie – przyjął 41 poprawek zgłoszonych przez Senat. Czyli ochoczo i radośnie potwierdził, że w czasie prac nad ustawą popełnił co najmniej 41 błędów. Piszę co najmniej, gdyż środowisko prawnicze alarmuje, że nowelizacja nadal jest pełna błędów i sprzeczności, a ponadto jest niezgodna z konstytucją ze względu na niezachowanie konstytucyjnego trybu jej uchwalania. Można o tym przeczytać m.in. tutaj.
Moje dzisiejsze zdziwienie nie dotyczy jednak ogólnie złej jakości stanowionego prawa, ale jej jednego, konkretnego przypadku. Mianowicie za kilka dni (24 czerwca) wejdzie w życie ustawa o pracowniczych planach kapitałowych, a wraz nią wejdzie w życie… jej nowelizacja 🙂 Tak! Pomiędzy uchwaleniem ustawy a jej wejściem w życie, została ona znowelizowana! To swoisty rekord świata, więc doprawdy jest się czemu dziwić. Ale na tym moje zdziwienia się nie kończą. Oto inaczej zdefiniowany został limit wpłat do Pracowniczych planów kapitałowych (PPK). Określono go kwotowo na… 50 tysięcy dolarów. Dlaczego dolarów? Najwyraźniej autorzy nowelizacji zdają sobie sprawę z inflacji jaka będzie towarzyszyć kryzysowi, który nas wkrótce czeka i się przed tym zabezpieczają określając limit w walucie, która ich zdaniem nie będzie podlegać inflacji w takim stopniu, jak polski złoty. I to mnie właśnie dziwi: jacyś urzędnicy zdają sobie sprawę z nieuchronności kryzysu i towarzyszącej mu inflacji. Co by znaczyło, że pchanie Polski ku katastrofie nie wynika z beztroskiej niewiedzy, lecz z politycznego wyrachowania: wpędzimy miliony Polaków w nędzę, ale zanim do tego dojdzie, to sobie jeszcze przez kilka (a może kilkanaście) lat porządzimy. To mnie dziwi, ale też przeraża 🙁
Nie sposób też nie zdziwić się faktem, że jeśli już postanowiono sięgnąć do mocnej waluty, to padło na dolara, a nie na euro. Jest to bardzo symboliczne jako odżegnywanie się od wszystkiego co europejskie. Wprawdzie jest zgodne ze strategią obecnej władzy, ale jednak trochę dziwi. W każdym razie Księga zdziwień nie mogła tego nie odnotować.