Plan Morawieckiego
Plan Morawieckiego ogłoszony z wielką pompą 14 lutego 2016 roku, czyli równe cztery lata temu, jest dziś tematem tabu w TVP i innych mediach partyjnych, jak również w oficjalnych przekazach rządowych. Dlaczego? Bowiem okazał się jedną wielką klapą, wręcz kompromitacją. A ponieważ wyznaczał horyzont czasowy do roku 2020 (później rozszerzony do 2030), warto mu się nieco bliżej przyjrzeć. Bardzo ciekawy artykuł na ten temat, autorstwa mojego ulubionego analityka – Krzysztofa Kolanego – został opublikowany na portalu Bankier.pl. W moim wpisie przedstawiam w skrócie główne tezy tego artykułu.
Plan Morawieckiego diagnozował ówczesną sytuację gospodarczą i definiował 5 pułapek rozwojowych przed którymi stała Polska. Odpowiedzią na te pułapki było 5 filarów rozwoju, które symbolicznie pokazałem na zdjęciu powyżej. Natomiast poniżej prezentuję grafikę ze słynnej prezentacji Mateusza Morawieckiego. Określając 5 filarów rozwoju, grafika wyznacza jednocześnie cele do zrealizowania do roku 2020. Wprawdzie rok ten dopiero się zaczął, ale już dziś można pokusić się o ocenę realizacji poszczególnych celów. Ocena ta jest niedostateczna.
Pierwszy cel zakładał wzrost produkcji przemysłowej w tempie wyższym od wzrostu PKB. Był on najłatwiejszy do zrealizowania; trwała nie notowana od lat koniunktura i wystarczyło po prostu nie przeszkadzać przedsiębiorcom. Niestety rząd postanowił poprzeszkadzać, głównie przez komplikowanie i psucie prawa. Efekt: w latach 2015 – 2019 wzrost wartości dodanej w przemyśle był niższy od wzrostu nominalnego PKB, przez co udział przemysłu w PKB obniżył się o 1,5 punktu procentowego.
Krzysztof Kolany w artykule w Interii podaje przykład jednego z programów, który miał być rozwijany w ramach reindustrializacji z planu Morawieckiego. To program „Żwirko i Wigura” zakładający rozwój produkcji dronów w strefie nazwanej Doliną Lotniczą. Wyszło z tego wielkie NIC! Poniżej slajd z prezentacji Mateusza Morawieckiego; hasła w nim zawarte wywołują dziś pusty śmiech: zaprojektowanie i budowa pełnej gamy polskich dronów, czy uzyskanie silnej pozycji na rynku bezzałogowców.
Plan Morawieckiego dużo uwagi poświęcał (słusznie!) małym i średnim przedsiębiorstwom, które w głównej mierze tworzą PKB, ze względu na efekt skali: liczba tych przedsiębiorstw jest bardzo duża. Plan zakładał, że będzie ich jeszcze więcej (wzrost z 18.324 do 22.000 czyli o 20%) oraz, że nastąpi wzrost wydatków na badania i rozwój z 0,8% PKB do 2% PKB. Do końca roku 2020 zostało jeszcze trochę czasu, ale już dziś można powiedzieć, że obydwu tych celów nie uda się zrealizować. Bowiem na koniec 2018 liczba małych i średnich przedsiębiorstw wyniosła… 18.010, czyli spadła w porównaniu z rokiem 2015.
Jeśli chodzi o wydatki na badania i rozwój, to trzeba przyznać, że wzrastają dość dynamicznie. W roku 2018 wyniosły 25,6 mld zł, co stanowiło 1,21% PKB. Jednak nawet gdyby w latach 2019 – 2020 utrzymały tę samą dynamikę, to w żadnym razie nie osiągną poziomu 2%PKB.
Wzrost inwestycji był podstawowym celem planu Morawieckiego. Zastany po poprzednim rządzie wskaźnik inwestycji na poziomie 20% PKB został uznany za niewystarczający dla zapewnienia rozwoju Polski w kolejnych dekadach (słusznie!). Przyjęto ambitne założenie wzrostu tego w wskaźnika do 25% PKB w roku 2020. Jednak zaraz po ogłoszeniu planu, rząd podjął działania zniechęcające przedsiębiorców do inwestowania: podnosił podatki, wprowadzał przepisy utrudniające prowadzenie biznesu, tworzył nowe instytucje mające kontrolować przedsiębiorców, wprowadził skrajną niestabilność prawa (przepisy w tej samej sprawie zmieniały się nawet kilka razy w ciągu roku) i wreszcie tworzył atmosferę wrogości wobec biznesu, szczególnie wobec kapitału zagranicznego. Na efekty nie trzeba było długo czekać: wskaźnik inwestycji spadł do 18% PKB, co uznać należy za katastrofę. Później zaczął rosnąć, ale o poziomie 25% PKB w roku 2020 nie ma co marzyć. Będzie dobrze jeśli wróci do poziomu wyjściowego czyli 20% PKB.
Trzeci filar planu Morawieckiego miał też drugie założenie. Chodziło o to, że strumień kredytów bankowych płynął w głównej mierze na konsumpcję (kredyty hipoteczne i dla gospodarstw domowych), a w mniejszym stopniu na inwestycje (kredyty dla firm). Założono więc odwrócenie tej tendencji (słusznie!). Ale stało się dokładnie odwrotnie: kredyty dla osób fizycznych wzrosły znacznie bardziej niż kredyty dla firm. W roku 2019 łączna wartość udzielonych kredytów konsumpcyjnych wynosiła 160 mld zł, hipotecznych 437,5 mld zł, podczas gdy kredyty inwestycyjne dla firm wyniosły niecałe 126 mld zł.
Czwartym filarem planu Morawieckiego miała być ekspansja zagraniczna polskich przedsiębiorstw, rozbita na dwa cele szczegółowe: (1) zwiększenie o przynajmniej 70% wartości polskich inwestycji za granicą oraz (2) zwiększenie udziału eksportu w PKB. Ten pierwszy cel okazał się kompletną klapą, ale ten drugi udało się zrealizować. Polskie inwestycje zagraniczne wzrosły wprawdzie w latach 2015 – 2018, ale zaledwie o 3,6%. Jednak główny problem z tymi inwestycjami polega na tym, że niemal połowa z nich to wcale nie są inwestycje zagraniczne. To po prostu tworzenie przez polskie podmioty spółek w Luksemburgu, na Cyprze, w Holandii, Czechach lub w Szwajcarii, celem optymalizacji podatkowej. Gdyby podatki w Polsce były niższe, zakładanie takich spółek nie miałoby miejsca bo nie miałoby to żadnego sensu. W każdym razie powstałe za granicą spółki, na pewno nie są inwestycjami zagranicznymi rodzimych firm w pełnym tego słowa znaczeniu. Zatem nie dość, że inwestycje nie wzrosły o zakładane 70%, to jeszcze duża część z nich to zwykła ściema.
Inaczej ma się sprawa wzrostu eksportu. W latach 2015 – 2018 eksport zwiększył się o 32%, zaś w tym samym czasie PKB wzrósł o 17%. Udział eksportu w PKB w roku 2015 wynosił 49,5%, a w roku 2018 wzrósł do 55,6%. Ten optymistyczny obraz psuje trochę fakt, że wzrost eksportu wynika głównie z faktu, że produkcję zwiększają duże koncerny, które w Polsce ulokowały swoje fabryki, ze względu na tanią siłę roboczą. Koncerny eksportują swoje produkty z Polski na cały świat, no i mamy sukces w postaci dużego eksportu. Tym niemniej wzrost eksportu jest faktem.
Cele filaru piątego były dwa: zmniejszenie wskaźnika zagrożenia ubóstwem relatywnym poniżej poziomu 15,5% (a taki był ten wskaźnik w roku 2015) oraz osiągnięcie w roku 2020 wskaźnika 79% średniej unijnej PKB na głowę mieszkańca. Dzięki ogromnym transferom socjalnym, wskaźnik zagrożenia ubóstwem zmniejszył się do 13,4% w roku 2017, po czym wzrósł do 14,2% w roku 2018. Wszystko wskazuje na to, że utrzyma się na tym poziomie (lub nawet spadnie) w roku 2020. Zatem: sukces!
Niestety nie ma żadnych szans na osiągnięcie 79% średniej unijnej PKB per capita w roku 2020. Wskaźnik ten co prawda rośnie, ale w tempie ok. 0,5 punktu procentowego rocznie (69% w roku 2015, 70,3% w roku 2018). Nawet gdyby gwałtownie przyśpieszył w kolejnych latach, to w roku 2020 może sięgnąć co najwyżej 73 – 74%. Ale uwaga: gdyby tempo wyludniania się Polski miało gwałtownie wzrosnąć w najbliższym czasie, to PKB per capita mógłby sięgnąć założonego poziomu, jednak nieco później niż w roku 2020. Warto jeszcze odnotować, że chodzi tu o PKB w parytecie siły nabywczej, bo w ujęciu nominalnym poruszamy się w całkowicie innych sferach: w roku 2018 PKB na mieszkańca wynosił w Polsce 12.430 euro i stanowił 44% średniej unijnej i 35% wyniku dla Niemiec.
Tak wygląda plan Morawieckiego po 4 latach realizacji. Nic dziwnego, że rząd i media partyjne milczą na jego temat, dziwi natomiast fakt, że milczy na jego temat także opozycja. No, ale taki mamy klimat 🙂
Janie,
Ja się niestety nie dziwię, że opozycja milczy. Dziwię się za to trochę, że Ty się dziwisz.
To są sprawy zrozumiałe i ważne dla pewnie najwyżej 1% wyborców, którzy i tak nie głosują na PiS, więc zagłosują na kogoś z opozycji, a w drugiej rundzie na każdego kandydata opozycji który tam dotrze. W dodatku to jest zbyt zawiłe na plakat albo spot wyborczy. Czyli niezbyt jest jak o tym mówić, a w dodatku nie warto, bo nie ma tu nic do wygrania.
Paradoksalnie, to też jest ekonomia: firmy nie ładują pieniędzy w marketing skierowany do maleńkich grup, złożonych z ludzi którzy i tak są ich wiernymi klientami i kupują ich flagowy produkt. Partie postępują identycznie.
Masz rację, niestety 🙁
To jest istota tzw. postpolityki, że pomija się meritum spraw, odwołując się wyłącznie do emocji elektoratu. Myślenie o pomyślności przyszłych pokoleń jest całkowicie obce dzisiejszym politykom; ich najdalszą perspektywą są najbliższe wybory.
Nie bądź z kolei aż takim pesymistą. Co planują zrobić jak będą u władzy to jedno, co będą mówić i pokazywać aby ją objąć, to drugie.
Zresztą moment jest niesprzyjający, bo pozostały już tylko wybory prezydenta, a ten ma dość niewiele do powiedzenia w sprawie polityki gospodarczej. Może coś wyjątkowo szkodliwego zawetować, może stworzyć projekt ustawy, ale to z grubsza tyle.
Gdyby w tym momencie opozycja obiecywała różne cuda gospodarcze, to dopiero byłoby nieodpowiedzialne, bo nie do zrealizowania w perspektywie prawie 4 lat.
Potrzebna jest praca u podstaw wśród ludu, zwłaszcza z podstaw ekonomii. Ale opozycja niestety jest zajęta czymś innym…
A co do tego zgoda w 100%. Ale to nie jest zadanie opozycji, tylko szkoły.