Księga zdziwień odc. 111

W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku zdarzyło mi się odwiedzić Moskwę. Jednym ze wspomnień, które utkwiły mi w pamięci, były przerwy obiadowe w restauracjach. To znaczy przerwy były dla personelu restauracji, czyli w godzinach 13:00 – 15:00 większość restauracji była zamknięta dla konsumentów 🙂 Większość – bowiem czynne były restauracje w drogich hotelach dolarowych, ale te z kolei były poza moim zasięgiem finansowym. Zjedzenie obiadu było wówczas w Moskwie nie lada wyzwaniem, bowiem restauracje były wprawdzie otwierane o 15:00 (czasami z drobnym, półgodzinnym poślizgiem), ale zaraz po otwarciu panował tak duży ruch, że na złożenie zamówienia trzeba było poczekać czasami i godzinę. A później czekać na podanie zamówionych dań. W Związku Radzieckim taka sytuacja nie budziła większych emocji; wszyscy rozumieli, że kucharze i kelnerzy to przecież też ludzie, którym należy się przerwa, żeby spokojnie mogli zjeść posiłek.
To wspomnienie sprzed prawie półwiecza naszło mnie, gdy kilka dni temu zadzwoniono do mnie z przychodni, w której byłem zapisany na badania. Zapisałem się trzy miesiące wcześniej (takie terminy) i cierpliwie czekałem na swoją kolej. I oto miła pani z przychodni poinformowała mnie, że w związku z epidemią koronowirusa, przychodnia wstrzymała przyjmowanie pacjentów. Wiadomo przecież, że lekarze i pomocniczy personel medyczny to też ludzie i nie mogą się narażać na kontakt z pacjentami, którzy mogą przecież być chorzy.
Próbowałem oczywiście zapisać się na nowy termin, ale pani poinformowała mnie, że wszelkie zapisy też są wstrzymane (epidemia potrwa nie wiadomo jak długo). Ostatnio zresztą terminy się wydłużyły i przyszłoby mi teraz czekać zdecydowanie dłużej niż trzy miesiące, no a po zawieszeniu wizyt zrobi się trochę zamieszenia i czas oczekiwania niechybnie wzrośnie. Pani poradziła mi też, żeby się dowiadywać kiedy ruszą zapisy, bo wtedy kto pierwszy ten lepszy. Jednak lojalnie uprzedziła, żebym nie liczył na kontakt telefoniczny, bo telefonów nikt w przychodni nie odbiera. Trzeba dowiadywać się osobiście, ale należy uzbroić się w cierpliwość, bo po długotrwałym zamknięciu przychodni, spodziewać się można długich kolejek do informacji.
Pół wieku temu w Moskwie, gdy dziwiłem się przerwom obiadowym w restauracjach, znajomi wytłumaczyli mi, że nie należy się dziwić tylko cieszyć, że jest jak jest. Bowiem w przyszłości będzie na pewno jeszcze gorzej. Więc dziś też nie wiem czy mam prawo się dziwić, czy też powinienem przyjąć za pewnik, że w przyszłości będzie gorzej i cieszyć się z sytuacji, która chociaż jest zła, to przecież może być jeszcze gorsza.
Janie,
Decyzja przychodni wydaje mi się zrozumiała i w pełni racjonalna.
Lekarze nie przyjmują pacjentów po pierwsze dlatego, że gdyby od któregoś z nich się zarazili to sami będą potem zarażać zanim będą mieli objawy (a mogą ich w ogóle nie mieć).
Po drugie, system opieki zdrowotnej w czasach COVID-19 to jak armia w czasie wojny. Będzie potrzebne coraz więcej szpitali zakaźnych i personelu w nich, podczas gdy ten już pracujący będzie się wykruszał przez nieuniknione przypadkowe zakażenia powodujące choroby tych lekarzy i pielęgniarek. Ci z przychodni to ktoś w rodzaju rezerwistów wojskowych, którzy będą mobilizowani i wysyłani na front w kolejnych partiach uzupełnień. Strasznie głupio byłoby ich stracić już teraz.