Księga zdziwień odc. 116
„Pomylono przychód ze stratą”. To słowa biznesmena Ryszarda Krauzego, któremu postawiono zarzuty w głośniej w ostatnich dniach sprawie, w której podejrzanymi są m.in. Roman Giertych i wspomniany biznesmen. Te słowa muszą budzić zdziwienie, bowiem czy ktokolwiek może być na tyle głupi, że nie potrafi odróżnić przychodu od straty? Oczywiście nie wiem jak jest naprawdę w sprawie panów Giertycha i Krauzego, ale wiem, że mylenie przychodu ze stratą wcale nie musi być przejawem głupoty. Wręcz przeciwnie; ktoś kto się podpisuje pod jakimiś absurdalnymi tezami lub zarzutami, może czasami liczyć na awanse i apanaże. Jeśli ktoś wiele lat temu oglądał serial „Szogun” – z Richardem Chamberleinem i Toshirō Mifune w rolach głównych – to wie, że John Blackthorne (grany przez Chamberleina) osiągnął niebywale wysoką pozycję w siedemnastowiecznej, feudalnej Japonii, ale na początku pozwolił się obsikać kilku samurajom. Odnoszę wrażenie, że w dzisiejszej Polsce wiele osób robi błyskotliwe kariery metodą Blackthorna.
Nie zamierzam dziś rozstrzygać sprawy Giertycha/Krauzego, chcę natomiast opowiedzieć o podobnym zdarzeniu sprzed lat, w którym grałem rolę zbliżoną do tej, jaką grają wymienieni podejrzani. Działo się to w roku 2006 gdy ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym był Zbigniew Ziobro, który proklamował polowanie na czarownice. Rolę czarownic pełnili wówczas funkcjonariusze rządów Leszka Milera (2001 – 2004) i Marka Belki (2004 – 2005). Moja sprawa była drobnym fragmentem głośnej akcji prokuratury, która w ministerstwie skarbu państwa wykryła istnienie zorganizowanej grupy przestępczej, która okradła skarb państwa na blisko 50 mln zł. Na czele grupy przestępczej stał minister Wiesław Kaczmarek, a w jej skład wchodzili: wiceminister, dyrektor i wicedyrektor departamentu, naczelnik wydziału i szeregowi pracownicy. Tak przynajmniej twierdził dziennik Rzeczpospolita, który w owym czasie pełnił rolę tuby, przy pomocy której rządzący komunikowali gawiedzi swoje rewelacje.
Gdy przyszło do stawiania zarzutów, kwota wymieniona w przecieku do Rzeczpospolitej, zmniejszyła się do 19 mln zł. Zarzut, który został postawiony mnie brzmiał tak (cytuję z pamięci): Podejrzany (…) jako wiceprezes zarządu spółki Totalizator Sportowy, zawarł umowę, która zwalniała spółkę z zobowiązań inwestycyjnych na kwotę 20 mln złotych, ale jednocześnie zobowiązała ją do zainwestowania 19 mln złotych. W związku z tym winien jest powstania szkody w kwocie 19 mln złotych. Serio! Tak brzmiał zarzut! Ja oczywiście, w czasie przesłuchań, składałem obszerne wyjaśnienia, starając się dowieść absurdalności zarzutu. Ponieważ miałem wątpliwości, czy prokuratorka prowadząca sprawę rozumie moje argumenty, złożyłem dodatkowe wyjaśnienia na piśmie. Jednak mając kolejne wątpliwości, czy moje pisemne wyjaśnienia zostaną przeczytane, zażądałem dodatkowego przesłuchania. I swoje wyjaśnienia powtórzyłem przed oficerem ABW, który otrzymał zlecenie przesłuchania mnie. Ale w trakcie przesłuchania zorientowałem się, że ów oficer (skądinąd miły i uprzejmy) zupełnie nie rozumie, o co chodzi. Dlatego swoje przesłuchanie zakończyłem żądaniem jeszcze jednego przesłuchania – tym razem przez prokuratorkę prowadzącą sprawę. Zatem jeszcze kolejny raz miałem okazję przedstawić swoje argumenty. Czy te moje wyjaśnienia przyniosły jakiś skutek? Tylko taki, że w akcie oskarżenia, który po dwóch latach śledztwa trafił do sądu, pani prokuratorka stwierdziła, że: Podejrzany (…) odmówił składania wyjaśnień w trakcie śledztwa. Nasuwa się oczywiście pytanie, czy poświadczenie nieprawdy w tak ważnym dokumencie jak akt oskarżenia, miało jakieś skutki. Tak. Pani prokuratorka prowadząca sprawę, spektakularnie awansowała i przestała przychodzić na rozprawy. Prokuraturę reprezentował na rozprawach ktoś inny.
A rozpraw było ponad czterdzieści i ciągnęły się przez ponad dwa lata. W mowie końcowej, prokuratura wycofała się z zarzutów i wnioskowała o uniewinnienie zarówno mnie, jak i urzędników ministerstwa skarbu. Sąd przychylił się do wniosku i nas uniewinnił.
Jak łatwo się domyślić sprawa była dla mnie źródłem ogromnych stresów a także kosztów. Groziło mi 10 lat więzienia, więc się autentycznie bałem. Wynająłem adwokatkę, która wystawiała mi faktury na podstawie czasu poświęconego sprawie. A że rozpraw było dużo, to koszty urosły do monstrualnych rozmiarów ok. 62 tysięcy złotych. Zwracam tu uwagę, że adwokatka wystawiała mi faktury VAT, zatem jej sumaryczne wynagrodzenie wyniosło niecałe 51 tysięcy zł, zaś ponad 11 tysięcy zł wpłynęło ode mnie do fiskusa, jako podatek VAT. Kodeks postępowania karnego mówi, że oskarżonemu – w razie uniewinnienia lub umorzenia – przysługuje zwrot udokumentowanych kosztów. Ponieważ moje koszty były udokumentowane fakturami, zatem zwróciłem się do sądu o ich zwrot. W pierwszej instancji sąd zasądził mi zwrot kosztów w kwocie 2,2 tys. zł a po moim odwołaniu, sąd drugiej instancji, przyznał mi 4,2 tys. zł. Czyli zwrócił mi mniej niż połowę kwoty, którą zapłaciłem fiskusowi, zaś z kwoty zapłaconej adwokatce, nie zwrócił mi nic.
Dzisiejsza Księga zdziwień opisuje sprawę, która dziwi nie tyle mnie, ile – tak przypuszczam – może bardzo zdziwić moich czytelników. To na koniec mam w zanadrzu jeszcze jedno zdziwienie. Otóż jeden z oskarżonych i uniewinnionych w opisywanej sprawie, niegdysiejszy wicedyrektor departamentu, ministerstwa skarbu państwa, jest dziś wiceministrem w rządzie Mateusza Morawiecckiego. Ciekawe co dziś myśli gdy czyta wypowiedź Ryszarda Krauzego o tym, że prokuratura pomyliła przychód ze stratą?
Szukając wiadomości na temat ponadczasowych tendencji w modzie męskiej trafiłem na Pański blog. Dziękuję za bardzo cenne rady. Przy okazji dokładnie przeczytałem wpis i komentaże o zegarkach. Bardzo interesujące. Zauważyłem ponadto coś, co interesuje Pana, a ja mam w tym temacie wiele do powiedzenia. Mianowicie temat audio. Może zechce Pan poruszyć ten temat. Płyta winylowa łączy się nie tylko z dobrym gramofonem, ale według wielu audiofilów, jako elementy audio – analogowe najlepiej ,,czują się” w połączeniu ze wzmacniaczem lampowym……. Tu mógłbym co nieco wnieść do dyskusji.
Lubię słuchać muzyki i lubię, żeby dźwięk płynący z głośników był dobrej jakości. Płyty winylowe to dla mnie nie tylko dobry dźwięk, ale także swoista magia związana ze wspomnieniami z lat młodości. Jednak w kwestii audio nie czuję się ekspertem i nie zamierzam tego tematu rozwijać na blogu. Zresztą nie mam na to czasu, gdyż zbytnio pochłaniają mnie sprawy mody męskiej.
Dziękuję za cenne uwagi na temat ponadczasowych tendencji w elegancji męskiej. Temat zegarków – super.
Czy mógłbym zasugerować inne tematy ?
Jerzy
Proszę śmiało sugerować inne tematy. Jednak nie gwarantuję, że je podejmę 😉
1) Wiesław Kaczmarek – pamiętam. W latach 90-tych któraś z gazet opisała go jako najlepiej ubranego polityka w Polsce.
2) Tak, zapłaciłeś za proces 57,8tys PLN (62tys – 4,2tys) – dzisiejsza wartość nabywcza tej kwoty, to byłoby chyba z 80tys. PLN. No, ale tutaj chyba powinieneś doliczyć jeszcze koszty stresu. Domyślam się, że wieczorami patrząc na Słońce nie cieszyłeś się pięknymi zachodami tylko rozmyślałeś o atrakcjach, które organizował Ci wymiar sprawiedliwości.
3) Jeszcze cytat z Przeglądu Dziennikarskiego: Jan Adamski… ” W swoich tekstach publicystycznych proponuje indywidualne, nierzadko kontrowersyjne, spojrzenie na znane problemy, znacznie odbiegające od powszechnie obowiązujących wykładni poprawności politycznej.”… W Twojej Księdze Zdziwień do tej pory nie znalazłem nic kontrowersyjnego.
4) Gdybyś zechciał napisać artykuł na temat Covid-19 (np. nasza ekipa rządząca vs. corona wirus) byłoby miło.
Wojtek
Czy w moich felietonach nie ma rzeczywiście nic kontrowersyjnego? Wydaje mi się, że moje wolnościowe podejście do spraw gospodarczych (jestem zwolennikiem tzw. szkoły austriackiej) może się dziś wydać bardzo kontrowersyjne, gdy wysokie podatki, interwencjonizm i etatyzm (czyli mówiąc brutalnie ekonomiczny socjalizm) są dość powszechnie uznawane za cnoty.
Jeśli chodzi o komentowanie poczynań rządu w walce z pandemią, to staram się tego unikać, podobnie jak innych tematów stricte politycznych. Jestem głęboko zniesmaczony bieżącą walką polityczną pełną zakłamania, przedkładania własnego interesu ponad interes ogółu obywateli, fałszywego patriotyzmu i udawanego patosu. Nie chcę tego roztrząsać w moich tekstach.
Fakty istnieją niezależnie od przekonań. Jeśli uznamy za niekontrowersyjny pogląd, że 2+2=5 to nie znaczy, że tak zadziała matematyka. W przypadku Polski, rozbuchane wydatki socjalne wcześniej czy później doprowadzą do załamania systemu gospodarczego. Przykład z przeszłości: PZPR = ekoniczny socjalizm, ale w 1988 komunistyczny minister M. Wilczek jedną ustawą zlikwidował wszystkie koncesje poza 4 – wzbudził ducha przedsiębiorczości wśród Polaków. Dlaczego? Pewnie w związku z tym, że gospodarka była na skraju agonii a zwrot w kierunku wolnego rynku był jedynym zdroworozsądkowym posunięciem.
W Argentynie, kiedy z gospodarką dzieje się fatalnie politycy żądają od Wielkiej Brytanii zwrotu Malwin. U nas po 27 latach decydenci pogrzebali przy ustawie aborcyjnej – tak więc teraz my możemy podziwiać nasze Falklandy w pełnej krasie. Czy w budżecie nie już pieniędzy na rozbuchany socjal? Tak więc może koniec maskarady z różnymi plusami jest już bliski i wrócimy do podstaw – tzn. uznamy, że bogactwo pochodzi z pracy naszych rąk i że wolny rynek najlepiej dokonuje alokacji zasobów… i stwierdzimy, że wszechobecne rozdawnictwo jest kontrowersyjne?