Modowe wahadło
Każdy doskonale wie, że moda żyje nieustannymi zmianami; co i rusz pojawiają się nowe trendy, które zmuszają klientów do kupowania ciągle nowych składników ubioru, bowiem te przez nich posiadane „wychodzą z mody”. Powyższa konstatacja dotyczy głównie mody kobiecej, ale i w męskiej ma swoje miejsce. Mogłoby się wydawać, że męski garnitur, ukształtowany przez blisko 200 lat swojego istnienia, doprowadzony do perfekcji przez wiele pokoleń użytkowników i spełniających ich oczekiwania krawców, jest odporny na modowe trendy. Nic bardziej mylnego! Garnitur się zmienia i czasami są to zmiany na lepsze, a czasami – niestety – na gorsze. Przykładem zmiany pozytywnej, a jednocześnie największej rewolucji w dziejach garnituru, było odejście od ciężkiego i sztywnego garnituru typowego dla pierwszej połowy XX wieku i zastąpienie go lekkim, miękkim i bardziej dopasowanym do sylwetki, garniturem w stylu włoskim. Ale czasami na świat męskich garniturów spadają istne plagi; pojawiają się trendy, które potrafią z męskiej sylwetki uczynić jej karykaturę. Modowe wahadło wychyla się zbyt mocno.
Tak się akurat składa, że jesteśmy w trakcie takiego wychylenia, w kierunku slimowej kusości. Modowe wahadło tkwi w nim już dobrych kilka lat, zdążyło dokonać wielu spustoszeń w męskim imidżu i zamieszać w męskich głowach. Na szczęście da się dostrzec pierwsze symptomy wskazujące, że ekstremum mamy już za sobą i będziemy powoli zmierzać w kierunku neutralnym – czyli w kierunku klasyki. Jednak póki co, nie ma sensu otwierać szampana, bowiem modowe cykle są długie i punktu neutralnego nie osiągniemy za rok czy dwa. Wystarczy sobie uświadomić, że maksymalne wychylenie modowego wahadła w kierunku przeciwnym, miało miejsce w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Szmat czasu 🙂
Lata dziewięćdziesiąte zapisały się w pamięci brzydkimi, workowatymi garniturami, które tak bardzo zniekształcały męską sylwetkę, że przypominała średniowiecznego pokutnika obleczonego w worek. W dodatku spora część mężczyzn kupowała garnitury nie tyle na swoją sylwetkę, ile na swoje ego. Czyli o jeden numer za duże 🙂 To w tamtych latach utrwaliło się, że nogawki spodni i rękawy marynarek koniecznie muszą być za długie, który to trend okazał się niezwykle żywotny i trwa do dzisiaj. Do tego błyszczące tkaniny, białe skarpetki i buty z kolorowymi podeszwami.


Dzisiejsza moda garniturowa lansowana przez duże sieciówki to kusość i opinanie ciała. Marynarki są krótkie, mają wysoko położone guziki i wąskie klapy. Gdyby je zapiąć, opinałyby tors i utrudniały normalne poruszanie się. To z kolei narzuca niezapinanie marynarek, co jeszcze pogarsza sytuację. Jeśli w skład garnituru wchodzi kamizelka, to zwykle jest tak krótka, że wyzierają spod niej pasek i koszula. Efekt ten jest wzmacniany faktem, że spodnie to niemal obowiązkowo biodrówki. Mają też wąskie nogawki, co samo w sobie nie jest złe, ale problem jest w tym, że są one za wąskie. Na ogół nie mają tzw. spadu, czyli nie opadają samoczynnie po zmianie pozycji z siedzącej na stojącą; trzeba im w tym pomagać rękami (albo przynajmniej potrząsaniem nogami), co wygląda fatalnie. W skrajnych przypadkach – wcale nie tak rzadkich – spodnie po prostu opinają uda i łydki i tym samym wyglądają jak damski leginsy. Pisałem o tym obszerniej we wpisie: Ekstremalny slim.

Wąskie spodnie (nawet jeśli nie są za wąskie, czyli mają spad) stwarzają kolejny problem. Mianowicie żeby się dobrze układały i nie tworzyły u dołu nieestetycznych zmarszczeń, powinny być relatywnie krótkie, tzn. sięgać do kostek lub co najwyżej 1-2 cm poniżej nich. No a taka długość spodni jest nieakceptowalna w kraju nad Wisłą 😉 Zatem do problemu kusości dochodzi problem za długich spodni, co potęguje złe wrażenie. Dodać muszę, że we wszystkich sklepach online oferujących kuse garniturki ze zbyt wąskimi spodniami, widzimy zdjęcia modeli odzianych w spodnie prawidłowej długości. To klienci z własnej inicjatywy decydują, że chcą je mieć za długie. A jeśli już o klientach mowa to warto sobie uświadomić, że znaczna ich część decyduje się na zwężenie nogawek. I w ten sposób ze spodni dość wąskich, ale mieszczących się w kanonie elegancji, robią spodnie za wąskie, tejże elegancji urągające. Jest to dowodem wielkiego spustoszenia w świadomości modowej mężczyzn, które się dokonało wskutek usilne lansowanych „modnych trendów”, czyli przesadnego wychylenia modowego wahadła. Pisałem o tym szerzej we wpisie Jak to jest z tą długością spodni?
Powyższe rozważania rodzą pytanie, czy nie ma wyjścia z tej ślepej uliczki? Czy musimy czekać aż wahadło wróci do położenia neutralnego w sobie właściwym rytmie? Na szczęście nie jest tak źle. Najbardziej zdeterminowani zwolennicy klasycznej elegancji mają do dyspozycji szycie na miarę, które w ostatnich latach zrobiło istną furorę. Zawód krawca, który jeszcze 15 lat temu wydawał się zanikać, nagle stał się ważny i bardzo potrzebny. Niezwykły rozkwit odnotowuje też szycie MTM, które cenowo plasuje się zaskakująco blisko produktów RTW – choć oczywiście jest droższe. Ale to nie wszystko. Bo oprócz sklepów sieciowych dla masowych klientów, istnieje wiele sartorialnych butików, które oferują garnitury uszyte zgodnie z kanonami klasyki i z dobrych tkanin. Warto też odnotować, że niektóre marki celujące w masowych klientów, wprowadzają do swojej oferty kolekcje specjalne, skierowane do klientów wyrobionych i wymagających, ze sprecyzowanymi oczekiwaniami co do formy garnituru. To jest bardzo ważny kierunek gdyż dzięki niemu, coraz więcej klientów zafiksowanych na „modnych trendach” przekonuje się do klasyki. I być może dzięki niemu, modowe wahadło wróci szybciej do neutralnego położenia.
Żeby mój artykuł nie był tylko narzekaniem i zrzędzeniem i żeby jego wydźwięk był zdecydowanie pozytywny, wstawiam na koniec kompilację zdjęć czterech dżentelmenów w eleganckich klasycznych garniturach. Z nadzieją, że takie garnitury będą wkrótce dominować w salonach popularnych marek w Polsce 🙂

Konkluzja prosta. Nie trzeba podążać za wahadłem tylko zachowywać się tak jakby stało w miejscu czyli na środku. Za modą podążają tylko osoby, które nie mają jeszcze wyrobionego stylu i nie są pewne siebie, tzn. nie wiedzą co im pasuje a co nie.
Z pokazanej na końcu czwórki najlepsze proporcje ma moim zdaniem garnitur p. Pouparta.
Dzień dobry Panie Janie, co Pan sądzi o spodniach chino w kolorze nantucket red? Moim zdaniem to bardzo trudny kolor. Z czym by je Pan łączył? Może posiada Pan takie w szafie i napisze coś o nich na blogu. Pozdrawiam
Nantucket red to odmiana różowego 🙂 Idealnie pasuje do niej granatowy i granatowa marynarka byłaby pierwszym wyborem do takich spodni.
Znane i naprawdę luksusowe marki modowe jak Loro Piana czy Brunello Cucinelli prezentują na swoich lookbookach ( i w swoich salonach)nawet lekki oversize, tak więc ta moda na super slim, o której Pan napisał dotyczy głównie sieciówek szyjących taśmowo i właściwie tylko w Polsce uznanych za luksusowe (jak pewna amerykańska marka w Polsce droga, a w USA super tania).
Dzień dobry.
Panie Janie, poruszę temat długości spodni. W moim przypadku, przy wzroście 194-195, mocno zbudowanych udach/łydkach i dość wysokim podbiciu stopy, dobranie spodni o długości nogawki nie powodującej załamania tworzy groteskowy efekt spodni „z młodszego brata”/” wody w piwnicy”. Nawet przeszycie dołu nogawki po skosie niestety nie pomaga.
W związku z powyższym wolę już nogawki z delikatnym załamaniem z przodu nad butem niż wyglądać jak w rybaczkąch. Dlatego czekam z niecierpliwością na delikatne odchylenie mody w kierunku nogawek o szerokości 22-23 cm, będą się przynajmniej lepiej układać.
Z podrowieniami
Paweł
Przy mocno zbudowanych nogach ten problem występuje nawet jak ktoś jest 20 cm niższy, zatem nie ma się z chyba co przejmować Panie Pawle 😉
Nie ma przeszkód, żeby nosić dziś spodnie o szerokości nogawek ok. 22 cm. Są „niemodne”? Zgoda; ale dobrze wyglądają i rzeczywiście można je wykończyć po skosie i rzeczywiście może się wtedy utworzyć nad butem lekkie załamanie, które wygląda estetycznie. Przy szerokości nogawek ok. 18 cm żadne jedno załamanie się nie utworzy, bo jest fizycznie niemożliwe. Utworzy się coś, co widać na zdjęciu głównym wpisu Jak to jest z tą długością spodni? Można sobie próbować wmawiać, że jest to dozwolone jedno załamanie, ale będzie to samooszukiwanie. Będzie po prostu wyglądać źle.
Panie Janie – czyż zatem członkowie brytyjskiej rodziny królewskiej wyglądają w sposób niedozwolony?
https://www.instagram.com/p/CbsMFSasZJP/
nie chodzi mi oczywiście o Karola, ale o łamanie się spodni Williama czy Edwarda.
Wielokrotnie pisałem o spodniach o szerokości nogawki 22 – 25 cm (takie przeważnie noszą członkowie brytyjskiej rodziny królewskiej), które wyglądają estetycznie sięgając z tyłu do połowy cholewki i tworząc nad butem niewielkie załamanie (m.in. we wpisie Jak to jest z tą długością spodni). I powtarzam do znudzenia, że noszone dziś powszechnie spodnie o nogawkach 18 – 19 cm (lub węższe) nie utworzą mitycznego jednego załamania z przodu, tylko nieestetyczne zmarszczenia na całym obwodzie. Trzeba długość spodni dostosowywać do szerokości nogawek i nie dopuszczać do tworzenia się harmonijek nad butami.
Ależ ja się zgadzam co do szerokości 22-25 (chociaż nawet bym nie mówił o połowie cholewki) oraz kompletnie nie chodzi mi o mityczne załamania! (Już pominę koszmarnie wyglądającą harmonijkę). Chodzi mi jednak o np. Williama, którego spodnie są raczej węższe, a mimo to nieco łamią się i zarazem (stety lub niestety) pod względem długości zdecydowanie nie przypominają włoskiego stylu noszenia spodni sięgających nad kostkę. I stąd moje pytanie – czy jest to poprawne?
William jest znany z nonszalanckiego podejścia do zasad ubioru. Np. na własne wesele życzył sobie dreskod – nie white tie lecz black tie a jakby tego było mało to do dwurzędowego, czarnego smokingu założył… brogsy. Być może czasy klasycznego ubioru brytyjskich monarchów, zakończą się na Karolu.
Mam podobny problem. Tak że nigdy w życiu nie założyłem spodni z nogawką 17, 18 czy 19 cm bo w połączeniu ze stopą nr 46 przypominam wówczas cyrkowego klauna (o ile w ogóle noga zmieści mi się w nogawce). Noszę takie między 22 a 25 cm i mało mnie obchodzi, że moda jest inna. Grunt, że dobrze wyglądają i że sylwetka jest wtedy proporcjonalna a mocno umięśnione uda i łydki zakamuflowane i nie rzucają się w oczy. Jedyny minus, a może plus, to konieczność szycia miarowego bo w sklepach szerszych nogawek to ze świecą szukać.
Skrajnie prawe zdjęcie w zestawieniu prezentującym lata 90. XX wieku to Leonardo DiCaprio jako Jordan Belfort (Wilk z Wall Street z 2013). Tu raczej prezentowany jest schyłek lat 80. chcąc być dokładnym.
Może dobrym pomysłem byłoby stworzenie serii wpisów dot. męskiej mody/stylu w poszczególnych dekadach XX w.?🙂 Ewentualne odnoszenie się tych poszczególnych trendów do ogólnie pojętego kanonu klasyki.
Myślę, że interesującym byłoby również to, jak zmieniało się Pana poczucie stylu od czasu świadomego podejścia do tematu
To rzeczywiście ciekawy temat 🙂 Trochę pisałem o tym we wpisie Historia garnituru, ale być może warto się tym zająć bardziej dogłębnie.
Staram się kupować ponadczasowe ubrania i tylko takie rzeczy, które są uniwersalne, ale to oczywiście bardzo trudne. Czasem po prostu mam ochotę na coś modnego, tylko najgorsze jest to, że te modne rzeczy są naprawdę.. Trudne 🙁
Nie sadze, zeby ktorys z Pana czytelnikow pamietal albo znal tekst — chyba jeszcze przedwojenny — ktorego fragment cytuje ponizej:
„Krotkie spodnie, niby gacie.
Tlusta plama na krawacie.
Marynarka po kolana.
Oto wyglad chuligana.”
🙂
Szczerze, z dwojga złego wolę nieco za długie spodnie garniturowe na styl lat 90. niż ciasne „garniturowe ledżinsy” jakie teraz są właściwie w 99% markowych sklepach jak i w marketach. Aktualnie często mile zaskoczyć mogą bazary (mimo dość negatywnego dzisiaj odbioru słowa „bazar”), gdzie można znaleźć nowe garnitury, często produkcji lokalnych zakładów, zgodne z kanonami klasyki, choć zrobione z nieco tańszych materiałów aby trafić do nieco uboższych klientów. Aha, i tak napomnę w ramach prywatnej ciekawostki, ale co do spodni długości z lat 90., to jakoś mocno się one zakorzeniły w Polsce… Samemu jak prosiłem moją mamę o skrócenie moich spodni, to musiałem nieco „walczyć” o to by skrócić je mocniej niż na gust mamy hahaha. Pozdrawiam
Problem – który staram się uświadomić wszystkim ale napotykam na spore niezrozumienie – jest taki, że jeśli nogawki są wystarczająco szerokie u dołu (22 – 25 cm) to spodnie nogą być dłuższe, mogą się z przodu opierać na bucie i może się na nich tworzyć jedno załamanie, które wygląda wówczas estetycznie. Wystarczy obejrzeć zdjęcia króla Karola III gdzie widać relatywnie długie nogawki spodni przy ich szerokości właśnie około 23-24 cm (na oko). Tylko dziś takie spodnie są nie do kupienia (oczywiście z wyjątkiem second-handów). A do nogawek o szerokości u dołu 19-20 cm (dziś takie to i tak nogawki „szerokie”, bo na ogół bywają 17-18 cm) nie da się zastosować zasady, o której powyżej; muszą one być krótsze, żeby jako tako wyglądały. I właśnie w tym tkwi cały problem: zasadę wymyśloną dla szerokich nogawek przenosi się bezkrytycznie na nogawki wąskie. Efekt jest niestety żałosny.