Czytelnicy bloga oraz obserwatorzy instagramowi lub facebookowi pytają mnie o różne kwestie związane z klasyczną męską elegancją. Odpowiadam na te pytania na bieżąco ale niektóre z nich – wraz z moimi odpowiedziami – zapisuję w dedykowanym folderze, by później wykorzystać je we wpisie blogowym, takim właśnie jak ten. Wpis z pytaniami i odpowiedziami publikuję 3 – 4 razy w roku i zwykle cieszy się on dużym zainteresowaniem czytelników. Rodzi zresztą kolejne pytania, które zapisuję w kolejnym folderze, by je wykorzystać w kolejnym wpisie. I tak to działa już od wielu lat 🙂 Kilka lat temu odnotowałem wyraźne zmniejszenie liczby czytelników bloga co przekładało się oczywiście na mniejszą liczbę pytań do mnie kierowanych. Ten trend zmniejszania liczby czytelników wpisywał się w ogólny trend malejącego zainteresowania stronami internetowymi przekazującymi treści głównie w formie pisanej. Czytanie tekstów, na które trzeba było poświęcić więcej niż 20 sekund, gwałtownie traciło zwolenników. Dość powszechnie uważano, że znaczna część internautów przeniosła się do takich mediów jak Instagram, TikTok, YouTube itp.
Ale ostatnio coś się w tej materii zmienia bowiem odnotowuję wzrost liczby czytelników mojego bloga. Obecne 60 tysięcy unikalnych użytkowników miesięcznie uważam za wynik więcej niż dobry. To wprawdzie mniej niż miewałem 4 – 5 lat temu, ale nie radykalnie mniej, a jedynie trochę mniej. Natomiast zupełnie nowym zjawiskiem jest to, że średnia liczba kliknięć przypadająca na jedną wizytę na stronie bloga jest bardzo mała i wynosi ok. 1,2 – 1,3 podczas gdy 4 – 5 lat temu wyraźnie przekraczała 3. Mała liczba kliknięć na wizytę oznacza, że większość czytelników wchodzi bezpośrednio na konkretny wpis (np. klikając link na Facebooku), czyta go i wychodzi ze strony bloga nie zaglądając do innych wpisów lub choćby na stronę główną. Za to średni czas spędzony na stronie obecnie wynosi blisko 4 minuty (zaskakująco dużo!) a cztery lata temu wynosił nieco poniżej 2 minut – co też było bardzo dobrym wynikiem (zwracam uwagę, że chodzi o czas średni).
Zwiększenie czytelniczej aktywności na stronie bloga przekłada się oczywiście na liczbę pytań jakie otrzymuję drogą mailową, w postaci komentarzy pod wpisami na blogu oraz postami na Facebooku i Instagramie, a także za pośrednictwem różnych komunikatorów, głównie Messengera. Tych pytań jest po prostu więcej. Ciekawy i wart odnotowania jest fakt, że zmienia się nieco ich charakter. Np. w przeszłości aż ok. 1/3 pytań dotyczyła ubiorów ślubnych, obecnie takich pytań jest bardzo mało. Ciekawe jest również to, że obecnie oprócz pytań otrzymuję wiadomości – wyraźnie częściej niż to miało miejsce w przeszłości – w których autorzy dzielą się swoimi spostrzeżeniami lub opiniami, albo polemizują z moimi stwierdzeniami i w zasadzie o nic nie pytają. To bardzo ciekawe zjawisko.
Po tych informacjach dotyczących statystyki, czas przejść do meritum czyli komentarzy, pytań i odpowiedzi.
Panie Janie. Chciałbym zapytać o szerokość klap oraz o umiejscowienie brustaszy. Jak to jest? W jednych garniturach jest ona przysłaniana przez klapę marynarki w innych nie jest, nawet gdy klapa marynarki ma ok. 9 cm lub więcej. Widzę to w stylu włoskim i nie tylko. Czy istnieją zasady, które mówią czy brustasza powinna być przysłaniana przez klapę czy nie?
Wszystko zależy od proporcji marynarki i kształtu klap. Np. im niżej położony jest guzik tym większe jest prawdopodobieństwo, że klapa wejdzie w obręb brustaszy. Różne jest też podejście do tematu ze strony użytkowników marynarek/garniturów. Ja uważam, że jest bardzo ładnie i stylowo, gdy klapa zakrywa część brustaszy (jak to widać na zdjęciu głównym). Ale spotkałem się z opinią, że to jest wada, która ma negatywny wpływ na wygląd marynarki. Swoje robi rzecz jasna przyzwyczajenie, bowiem przez ostatnich kilkanaście lat klapy w marynarkach były wąskie i zaczynały się wysoko (bo guzik był położony wysoko). Wskutek tego brustasza była odsłonięta. Wcześniej, gdy dominowały marynarki trzyguzikowe, ten efekt był jeszcze wyraźniejszy. Ale jeśli sięgniemy do zdjęć Edwarda VIII (największej ikony stylu wszech czasów) to zauważymy, że w części jego marynarek klapa zachodzi na brustaszę.
Czy mam rację, że im bardziej formalny ubiór, tym większe wskazanie, by był monochromatyczny, a mnogość kolorów tę formalność bardziej lub mniej obniża (nie licząc oczywistości takich jak biała koszula czy czarna muszka do smokingu, a biała do fraka)? Czy np. da się jednoznacznie stwierdzić, że bordowy krawat obniża nieco formalność granatowego garnituru w przeciwieństwie do krawata granatowego? Nie upieram się przy tym poglądzie, bo też nie jest to żaden mój pogląd, a jedynie pytanie i prośba uprzejma o odpowiedź wyjaśniającą. Z poważaniem, Piotr.
To prawda, że im strój bardziej formalny tym bardziej stonowane dodatki się do niego dobiera. W przypadku fraków w ogóle w grę wchodzi tylko czerń i biel, w przypadku smokingów dopuszczalny jest jeszcze tzw. midnight blue czyli ciemny odcień granatu. Większa kolorystyczna swoboda jest w przypadku żakietu i strollera bowiem kamizelka może być w kolorze pastelowym; np. beżowym, niebieskim itp. W przypadku garniturów (nawet tych wieczorowych) nie ma już tak jednoznacznych wymagań co do dodatków. Trzeba zdać się na wyczucie mając oczywiście na uwadze fakt, że dodatki kolorowe i wzorzyste są mniej formalne od gładkich, w ciemnych kolorach. Nie postawiłbym tezy, że bordowy krawat obniża formalność granatowego garnituru w porównaniu z krawatem granatowym.
Z całym szacunkiem, ale nie mogę się z Panem zgodzić, że blezer to marynarka. Blezer to dla mnie będzie zawsze rozpinany sweter, bo tak w Polsce było przyjęte odkąd pamiętam tak mówiło się w sklepie. Lech.
Bardzo ciekawy punkt widzenia zważywszy, że rozpinany sweter to kardigan, co można sprawdzić w dowolnym słowniku. Czy nazwa blezer jest uprawniona w odniesieniu do swetra? Ani Wikipedia, ani słowniki (np. SJP, słownik PWN) nie odnotowują takiego znaczenia – jedynym wyjątkiem jest słownik WSJP. Podobnie np. słownik modowy Outhorn czy blogi przysklepowe marek oferujących męską odzież (np. Domodi, Lancerto, Recman, Giacomo Conti) widzą blezer wyłącznie jako marynarkę lub żakiet. Nawet słowniki polsko-angielskie tłumaczą blezer jako blazer a nie cardigan. Także jeśli sprawdzimy ofertę sklepów online to pod nazwą blezer znajdziemy męskie marynarki lub damskie żakiety, a rozpinane swetry znajdziemy pod nazwą: kardigan. Przypuszczam, że nazwanie kardigana blezerem może być jakimś regionalizmem – może ktoś z czytelników wie coś na ten temat? W każdym razie stwierdzenie: „bo tak w Polsce było przyjęte”, wydaje mi się zdecydowanie na wyrost.
Mam zamiar nabyć garnitur w dyskretne prążki, kolor granatowy. Spodnie z mankietami, marynarka jednorzędowa z nakładanymi kieszeniami. Deseń sugeruje że raczej nie będzie udanym zabiegiem noszenie oddzielnie marynarki z gładkimi spodniami w innym kolorze ale może się mylę biorąc pod uwagę nieformalny charakter garnituru? Pozdrawiam, Łukasz.
Nie ma prostej odpowiedzi na pytanie czy marynarkę garniturową można potraktować jako blezer i tworzyć na jej bazie zestawy koordynowane lub smart-każualowe. Bo czasami można, a czasami nie. Zależy to od wielu czynników, głównie od rodzaju i faktury tkaniny (im gładsza tym mniej się nadaje na blezer) oraz od kroju (nakładane kieszenie to krok w stronę blezera). Jedynym pewnym sposobem weryfikacji jest stworzenie zestawu koordynowanego, spojrzenie w lustro i ocena: jest dobrze, albo nie jest dobrze. Niestety takie postawienie sprawy trudno uznać za radę bo większość mężczyzn nie czuje się pewnie w takich sytuacjach i boi się polegać na swojej intuicji. W każdym razie wzór w prążki nie dyskwalifikuje a priori marynarki garniturowej w roli blezera. Załączam zdjęcie zestawu smart-każualowego, w którego skład wchodzi typowa marynarka garniturowa od garnituru z mojej kolekcji (prążki, kieszenie cięte z patkami) połączona z granatowymi chinosami. Teoretycznie zestaw nie powinien był wypaść dobrze. A jednak gdy się tak pierwszy raz ubrałem i spojrzałem w lustro, oceniłem: jest super!
Witaj, Janie! Jak oceniłbyś mankiety koktajlowe w zestawie wieczorowym? Czy zastosowanie ich zamiast mankietów na spinki jest sartorialnym przestępstwem? Pozdrawiam, Piotr.
Zależy jak rozumieć „zestaw wieczorowy”. Jeśli jako wieczorowy garnitur, to nie ma przeciwwskazań do użycia koszuli z mankietami koktajlowymi a nawet ze zwykłymi (pojedynczymi) mankietami na guziki. Ale jeśli „zestaw wieczorowy” rozumieć jako ubiór formalny (smoking lub frak) to mankiety na spinki są obowiązkowe. W smokingu podwójne, we fraku pojedyncze. Może mi jednak ktoś wytknąć, że przecież James Bond w filmie Człowiek ze złotym pistoletem (1974), do dwurzędowego smokingu tropikalnego założył koszulę z mankietami koktajlowymi. To prawda, jednak jeśli weźmie się pod uwagę, że koszula nie była biała lecz kremowa, że marynarka była uszyta nie z wełny lecz z jedwabiu, że miała kolor prawie biały a nie kości słoniowej, że miała skośne kieszenie zamiast prostych i dwa szlice zamiast żadnego, to ubiór Bonda trzeba uznać za jakąś prowokację lub żart, w które doskonale wpisują się: i kolor koszuli, i mankiety koktajlowe zamiast francuskich.
Panie Janie, czy w poważnej firmie, z hierarchiczną strukturą stanowisk, wypada ubierać się lepiej niż przełożony/szef czy jednak dostosować ubiór do swojego stanowiska i pozycji? Słyszałem o takiej tradycji w anglosaskiej kulturze, w której to stażysta np. w funduszu inwestycyjnym powinien mieć garnitur „na swoją miarę”, jednocześnie w żadnym przypadku nie wyglądać lepiej (efektowniej) niż osoby wyżej postawione. Pozdrawiam, Hubert.
Zupełnie nie rozumiem takiego podejścia, że trzeba się świadomie ubierać źle, żeby nie przebić kogoś-tam (pana młodego na weselu, przełożonego w firmie itp.). Tym bardziej, że dotyczy to przypadków gdy styl ubierania się jest taki sam: garnitur, biała koszula, krawat, buty garniturowe. Czyli z tego by wynikało, że jeśli przełożony/pan młody ma tani garnitur z sieciówki, to podwładny/gość weselny powinien założyć jeszcze tańszy – najlepiej z Lidla. Jeśli garnitur przełożonego/pana młodego źle leży to trzeba zadbać o to, żeby nasz leżał jeszcze gorzej – najlepiej kupić od razu niewłaściwy rozmiar. Przecież to jest absurd. Należy zawsze ubierać się z klasą i w swoim stylu, a nie w sztuczny sposób udawać niechlujstwo. Mam zresztą wątpliwości czy takim udawaniem rzeczywiście można zapunktować u przełożonego. Pamiętam gdy przed laty pracowałem na menedżerskim stanowisku w firmie najbogatszego Polaka, prezes tej firmy zwykł był nie nosić krawata (w owym czasie to był ewenement, dziś to chyba standard). Miał zawsze na sobie doskonałej jakości garnitur i białą koszulę, na nogach czarne wiedenki, ale nie miał krawata (to mu zostało do dziś, a jest obecnie właścicielem i prezesem jednego z największych klubów sportowych). I nikt z jego podwładnych nie wpadł na pomysł, żeby przychodzić do pracy bez krawata. A gdy ja zacząłem coraz częściej pojawiać się w pracy w muszce to prezes – przy jakiejś okazji – wyraził mi swoje uznanie.
Dzień dobry panie Janie, mam prośbę o poradę dotyczącą stylizacji. Wybieram się na ślub i wesele mojego przyjaciela, które będą plenerowe, a wszystko zacznie się o godzinie 13. Idealna sytuacja na mocno letnią stylizację. I tutaj główna część mojego pytania: będąc swego czasu na wakacjach we Włoszech, na jednym ze stoisk kupiłem panamę, żeby osłonić się od słońca. Czy użycie takiego kapelusza w stylizacji będzie jakąś mocną wtopą? Wydaje mi się, że większość gości najpewniej nawet nie zwróci na to uwagi, jednak mimo wszystko chciałbym poznać Pana opinię. Jeżeli jeszcze mógłbym prosić o komentarz na temat stroju, to planuję założyć zestaw koordynowany – granatowe spodnie i beżową marynarkę w delikatną błękitną kratę. Do tego biała/błękitna koszula; raczej wolałbym błękitną z kołnierzem włoskim i krawat w biało-czarne poziome pasy. Chciałbym żeby uzupełnieniem stylizacji były mniej oczywiste buty i tutaj rozważam loafersy z frędzlami albo monki w brązie, z naciskiem na te pierwsze. Pozdrawiam, Artur.
Panama na plenerowy ślub w letni dzień jest jak najbardziej na miejscu. Trzeba jednak mieć świadomość, że część gości będzie zdziwiona, a ich nastawienie – pozytywne lub negatywne – rozłoży się mniej więcej po połowie. Oczywiście nie należy się przejmować opiniami tych nastawionych negatywnie. Zaplanowany przez Pana zestaw też wydaje mi się OK (pomijam krawat w poziome pasy czarno-białe, bo ten pomysł mi się nie podoba). Loafersy wydają mi się bardzo logicznym uzupełnieniem stylizacji. Proponuję iść na całość i założyć do nich stópki a nie długie skarpetki za kostkę. To będzie miało też tę dobrą stronę, że złośliwe komentarze (jeśli się takie pojawią – bo wcale nie muszą) skoncentrują się na „braku” skarpetek a nie na kapeluszu.
Janie, czy marynarkę żakietową powinno się zapinać tak jak zwykłe marynarki? Tych frakowych raczej nie zapina się wcale, prawda? Dzięki za pomoc, Maciej.
Marynarkę żakietową można zapinać a można też nie zapinać – analogicznie jak marynarkę garnituru trzyczęściowego. Przeważnie się nie zapina, ale koniecznie trzeba to zrobić w chwilach szczególnych: np. składania przysięgi na ślubie, dekorowania orderem przez króla, prezydenta itp. Marynarki frakowej się nie zapina – zresztą jej konstrukcja na to nie pozwala. Ale trzeba pamiętać, że w stosunkowo nieodległej przeszłości fraki były na ogół zapinane – wystarczy przypomnieć sobie serial Brigertonowie, którego akcja rozgrywa się w epoce regencji. Miały one jednak nieco inną konstrukcję niż współczesne a nosiło się takie także później – w epoce wiktoriańskiej.
Chciałbym się podzielić pewnym spostrzeżeniem: producenci odzieży strasznie kantują na zdjęciach sklepowych i często przybiera to tak absurdalne formy, że pozostaje pytanie o sens całej operacji. Na przykład idealnie przylegające koszule – upinane chamsko szpilkami z tyłu – nawet w fasonach typu „classic” czy „normal”, które w rzeczywistości są worami. Jeśli, dajmy na to, koszula w rozmiarze kołnierzyka 39 ma 120 cm w klatce piersiowej, to nie ma szans, aby opinała ciało potencjalnego użytkownika, który ma zapewne 96-100 cm obwodu klatki. A mimo to właśnie tak prezentuje się na zdjęciach! To jakiś absurd.
Inna sprawa to prezentowanie ubrań na bardzo nietypowych sylwetkach, czyli osobach bardzo szczupłych i wysokich, a więc zawodowych modelach. Widać to było – Jan sam zauważył – na zdjęciach ze Służewca. Te ubrania po prostu są za krótkie dla tych modeli, bo były szyte z myślą o kimś zupełnie innym! Czy naprawdę oglądanie tego, jak ubranie NIE będzie na nas wyglądać, ma pomóc w wyborze?
Mogę tylko dorzucić do tego dwie refleksje jakie mi się nasunęły. Po pierwsze do owego „upinania szpilkami” doszło jeszcze narzędzie w postaci programów do obróbki zdjęć. To wspaniałe narzędzie ale stosowane w nadmiarze prowadzi do efektów absurdalnych i jak słusznie zauważyłeś – odstręczających. A po drugie mimo tych wszystkich możliwości niektóre marki zamieszczają dość często w swoich sklepach zdjęcia wołające o pomstę do nieba. Tak jakby im zależało, żeby zniechęcić klienta do zakupu. Prawdopodobnie ktoś odpowiedzialny za przebieg i efekty sesji zdjęciowej zupełnie nie czuje kwestii elegancji i nie ma wiedzy o jej zasadach. Ale dlaczego takiemu komuś powierza się zadanie ubrania i wystylizowania modeli? Tego nie rozumiem.
Janie, czy według Ciebie spinki do krawata to coś, co ma jeszcze rację bytu? Czy są reguły dotyczące ich noszenia, jak na przykład stosunek długości spinki do szerokości krawata, czy okazje, w których wypada, bądź nie, takie spinki nosić. Od taty lata temu usłyszałem, że zakłada się je podczas jedzenia, żeby nie moczyć krawata w zupie. To dodatek chyba bardzo rzadko spotykany, nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek widział Twoje zdjęcie, na którym nosisz spinkę na krawacie i jestem ciekaw Twojego zdania na ich temat. Pozdrawiam, Wojtek.
Rzeczywiście nie noszę spinek do krawata ale nie mam nic przeciwko nim jeśli ktoś ma na nie ochotę. W różnych okresach spinki do krawata przeżywały wzloty i upadki lub mówiąc inaczej: były modne albo niemodne. Obecnie są raczej niemodne. Jeśli dobrze pamiętam to ostatnio były modne w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku (ale wtedy też ich nie nosiłem), a wcześniej – w latach siedemdziesiątych. Gdy w roku 1976 byłem jako student na praktyce w Japonii i pracowałem w biurze dużej korporacji, to spinki do krawata były tam absolutnie niezbędnym dodatkiem – nosili je wszyscy. Ja – jako praktykant – miałem przywilej przychodzenia do pracy bez krawata i bez marynarki, zatem nie miałem też spinki. Ale spinki były popularnym gadżetem wręczanym osobom odwiedzającym różne firmy. Do dziś mam taką spinkę z logo Hondy otrzymaną podczas wizyty w fabryce motocykli w Hamamatsu.
Nosząc spinkę trzeba tylko pamiętać, że przypina się ją w około 1/3 długości krawata licząc od góry. To jest o tyle ważne, że widziałem różne osoby ze spinką przypiętą u dołu krawata, co wyglądało fatalnie. Osoby te wychodziły z założenia, że skoro zadaniem spinki jest uniemożliwienie krawatowi wpadnięcia do talerza z zupą to dolna część krawata jest najwłaściwsza do przypięcia spinką.
Dzień dobry. Jaki powinien być kolor skarpet do garnituru błękitnego, ciemniejszy czy jaśniejszy odcień. Buty jasny brąz wiązane. Pozdrawiam, Marcin.
Ja sugeruję żeby skarpetki były o ton ciemniejsze od spodni (w kolorze i odcieniu identycznym jak spodnie też są OK). Ale można potraktować skarpetki w sposób bardziej frywolny i wybrać wzorzyste i wielokolorowe. Wtedy nie ma prawie żadnych ograniczeń trzeba jednak dbać o to żeby kolory na skarpetkach nie kłóciły się z kolorem spodni i ewentualnie innych elementów stylizacji.
Nawiązując do Twojej stylizacji, w której użyłeś brązowych butów do granatowych ciemnych spodni, mam pytanie: co sądzisz o angielskiej zasadzie „no brown in town”? Pozdrawiam, Dariusz.
Zasada „no brown in town” dotyczyła nie butów, ale ogólnie ubioru dżentelmena i pochodziła z czasów, gdy obowiązywała czerń od stóp do głów (z wyjątkiem koszuli rzecz jasna). Dopiero po wyjeździe na wieś dżentelmen mógł sobie pozwolić na odejście od czerni ale dość delikatne – ciemny brąz to było wszystko. Ta zasada upadła już bardzo dawno temu. Dłuższy żywot miała zasada „no brown after six” i ona dotyczyła właśnie butów. Obecnie zachowała się w formie szczątkowej, to znaczy czarne buty są obowiązkowe do garniturów wieczorowych i smokingów (oczywiście do fraków też), ale do innych strojów noszonych wieczorem – już niekoniecznie. Poza tym w kolorystyce obuwia nastąpiła istna rewolucja: niegdysiejszy zakres czarne/brązowe – rozszerzył się na wszelkie kolory i odcienie, które niekiedy występują wszystkie na raz, na butach ręcznie malowanych. No i w ten sposób zacytowana zasada straciła sens bo przecież jeśli ktoś założyłby wieczorem buty zielone lub żółte to zasady by nie złamał (zabronione są tylko brązowe), a przecież nie to w niej chodziło.
Właśnie wczoraj oddałam do krawcowej trencz i spodnie – skrócenie rękawów i nogawek. Proszę mi powiedzieć, dla kogo oni to szyją? Dla Slendermana? Wszędzie muszę skracać rękawy, wszędzie są za długie, chyba każda marka odzieżowa szyje za długie.
To prawda. Z jednej strony jest to efekt zawężonej rozmiarówki: jeśli nie dzieli się rozmiarów na przedziały wzrostowe i odzież ma pasować na każdy wzrost, to rękawy i nogawki muszą być odpowiednie dla bardzo wysokich. Ergo: dla większości są za długie. Ale także w przypadku pełnej rozmiarówki – czyli wtedy gdy jest podział na przedziały wzrostowe i w każdym z tych przedziałów występują rozmiary obszernościowe; 46, 48, 50 itd. – to rękawy i nogawki też na ogół są za długie. Być może producenci wychodzą z założenia, że lepiej gdy są za długie – bo przecież łatwo je skrócić – niż gdyby miały być za krótkie – bo ich ewentualne wydłużenie byłoby trudne albo wręcz niemożliwe. Jednak to tylko moje przypuszczenie bo nie wiem oczywiście jakie są motywacje producentów odzieży. W każdym razie w kolekcji garniturów, którą ja zaprojektowałem, rękawy marynarek i nogawki spodni są wyraźnie krótsze niż w kolekcjach innych marek. I to się dość dobrze sprawdza w przypadku większości klientów. Tym niemniej zdarzają się klienci o takiej budowie, że muszą jednak rękawy/nogawki skracać albo sięgać po garnitur na mniejszy wzrost.
Panie Janie, dwa krótkie pytania:
1) czy z marynarki vintage (tj. typowej zbroi z ciężkiej tkaniny i z mocnymi wypełnieniami) jest szansa zrobić coś lżejszego do noszenia? Mam przepiękną marynarkę Harris tweed (z lat 60), ale czuję się w niej jak w grubym płaszczu. Co krawiec może zrobić aby polepszyć trochę komfort?
2) czy w przypadku nie rozciętej butonierki (jak np. z Pańskiej kolekcji, jest szansa zrobić butonierkę milanese?
Pozdrawiam, Łukasz.
Moim zdaniem usuwanie z marynarki niektórych wkładów i wypełnień nie przyniesie dobrych rezultatów; może wręcz zdefasonować marynarkę. Z drugiej strony każdą marynarkę można całkowicie spruć i uszyć ją na nowo, używając nowych usztywnień i wkładów (albo pozostając przy starych). W czasach mojej młodości takie operacje były na porządku dziennym ale wtedy dobre tkaniny były trudno dostępne i drogie a praca krawca/krawcowej była tania. Np. typową operacją bywało nicowanie, czyli właśnie całkowite sprucie i szycie od nowa ale po odwróceniu tkaniny: gdy jej lewa strona stawała się prawą. Rzecz jasna nie każda tkanina się do tego nadawała i przed podjęciem decyzji o nicowaniu trzeba było to sprawdzić.
Rozcięcie lub nierozcięcie butonierki nie ma znaczenia: zawsze można wypruć istniejące maszynowe obrębienie, poszerzyć butonierkę (jeśli trzeba, a prawie zawsze trzeba), a następnie obrębić ją ręcznie grubą, jedwabną nicią. Jest to jednak dość żmudne zajęcie, czasami takie wyprucie zostawia ślady, no i przede wszystkim trzeba wiedzieć jak prawidłowo obrębić we wspomnianym stylu milanese i mieć odpowiednią nić (w rzeczywistości jest to coś w rodzaju cienkiego sznureczka). Bardzo łatwo jest diametralnie pogorszyć sytuację. Widziałem kiedyś skutki takiej operacji wykonanej przez mamę mojego znajomego, która z zawodu jest krawcową. Wyszło fatalnie, głównie dlatego, że użyła zwykłej, cienkiej nici.
Jakiś czas temu widziałem Pana wpis na temat różnic między smokingiem (dinner jacket), a marynarką do palenia (smoking jacket) i problemem z tłumaczeniem na język polski. Sam spotkałem się też z określeniem dinner jacket, ale bardziej w kontekście – no właśnie sam nie wiem do końca czego. Zdaje się że mogłyby to być smokingi do założenia przed 18 (zgrzyt bo smoking zakładamy po 18), powiedzmy bardziej casualowego. W tamtej dyskusji (której byłem tylko obserwatorem) za przykład posłużył zdaje się Daniel Craig w swoim różowym smokingu z premiery ostatniego Bonda. Nie wiem też na ile mylące jest tu znaczenia słowa dinner, które może oznaczać: obiad, obiadokolację lub wystawną kolację. W każdym razie charakterystycznym elementem tego stroju, o którym mówię była inna niż czarna lub granatowa marynarka smokingowa i czarne spodnie. Czy mógłby Pan przybliżyć temat? Dziękuję uprzejmie z góry, Paweł.
Dinner jacket to tradycyjna nazwa smokingu w Wielkiej Brytanii ale bardzo rzadko (a może wcale) używana w USA. Obecnie nawet w Anglii mówi się często: tuxedo. Bardzo obecnie popularne przekształcanie (a moim zdaniem: zniekształcanie) smokingu poprzez stosowanie różnych kolorów marynarki i kontrastowych kolorów pokrycia wyłogów, nie ma nic wspólnego z klasyką. Uważam, że takie ubiory nie są smokingami lecz ubiorami smokingopodobnymi. Ale to się najwyraźniej podoba publice więc trend jest chyba nieodwracalny. Dobrym przykładem – oprócz wspomnianej różowej marynarki Daniela Craiga – może być smokigopodobny ubiór Roberta Lewandowskiego z gali Globe Soccer Awards w Dubaju w roku 2020, gdy fetował on tytuł piłkarza roku: biała (zamiast kości słoniowej) marynarka z czarnymi wyłogami, guzikami i listewkami przy kieszeniach, biała kamizelka (zamiast czarnej) z czarnymi guzikami (zamiast w kolorze marynarki), kieszenie w marynarce skośne, dodatkowo biletówka, dwa szlice. Miało to być nawiązanie do smokingu tropikalnego – wyszedł bazar lub kostium gwiazdora disco polo. W dodatku zegarek – choć bardzo drogi – nijak nie pasujący do reszty (na brązowym pasku!). Tymczasem ubiór pana Roberta wywołał powszechny zachwyt różnych portali poświęconych modzie męskiej. Być może z czasem tradycyjne smokingi znikną, zastąpione przez kolorowe erzace. Mnie się to nie podoba ale tak z modą bywa. Mogę sobie wyobrazić, że za sto lub więcej lat jakiś popularyzator mody męskiej odkryje, że w odległej przeszłości mężczyźni nosili smokingi całkowicie czarne, czym – zdaniem owego popularyzatora – strasznie się oszpecali.
Zastanawiam się, jak podchodzić do kołnierzyka koszuli podczas prania i prasowania aby nie odkleiła się w nim flizelina. Mam dwie fajne koszule pewnego producenta, w których po dwóch latach, kołnierzyki i mankiety zaczęły się brzydko układać przez odklejoną miejscami flizelinę. Ostatecznie, ów producent, zamienił mi mankiety i kołnierzyki w tych koszulach na nowe i wyglądają znowuż elegancko, zastanawiam się jednak, jak z nimi postępować by się nie powtórzyła sytuacja. Robert.
Nie ma szczególnych sposobów postępowania: pierze się w temperaturze 30 lub 40 st. C i prasuje żelazkiem na parę. Jeśli flizelina jest dobrej jakości to nie ma prawa się odkleić. Problem w tym, że niektórzy producenci – w pogoni za obniżką kosztów – stosują bardzo tanie flizeliny niewiadomego pochodzenia. Gdy koszula jest nowa to wszystko jest OK ale po kilku praniach ujawnia się podła jakość flizeliny. Stąd wniosek, że należy unikać najtańszych koszul, a najlepiej kupować te, które pochodzą od renomowanych producentów.
Mam do Pana pytanie związane ze sznurowaniem butów wizytowych. Zauważyłem, że KAŻDE obuwie, obojętnie jakiego charakteru, które przymierzamy w sklepie jest sznurowane w sposób oznaczony kółkiem z numerem 1. Tymczasem najbardziej powszechnym sposobem sznurowania butów po wymianie sznurowadeł jest sposób 2. Pytanie jaki sposób wiązania butów wizytowych w sytuacjach formalnych jest prawidłowy, jaki dopuszczalny a jakiego z wyżej wymienionych się wystrzegać?
Nie jest to kwestia pierwszorzędnej wagi tym niemniej buty w eleganckich stylizacjach powinny być sznurowane w tzw. drabinkę czyli zgodnie ze schematem w centrum powyższego rysunku. To jest jednak sposób dość niewygodny dlatego np. ja stosuję sposób oznaczony kółkiem nr 1. Jest to inna odmiana „drabinki” i w praktyce niemal nieodróżnialna od drabinki z centrum. W wiedenkach – gdy kwatery się ze sobą schodzą – widocznej różnicy nie ma żadnej. Sposób sznurowania oznaczony kółkiem nr 2 jest czasami nazywany sposobem przedszkolaka i już samo to określenie sytuuje go odpowiednio.
Przy okazji dodam jeszcze, że w stylizacjach najbardziej formalnych (garniturach wieczorowych i smokingach) nie powinno się pozostawiać na zewnątrz dyndających zakończeń sznurówek; należy je wcisnąć pomiędzy skarpetkę a cholewkę buta.
Panie Janie, kiedyś zamieścił Pan wpis z subiektywną listą producentów butów. Wśród nich znalazła się marka Crownhill. Stoję przed zakupem monków i waham się pomiędzy monkami Crownhill a Berwick. Będzie to kolejna para, bardziej robocza bym powiedział, ponieważ pierwszą są Carlos Santos, które sobie chwalę. Czy mógłby się Pan podzielić opinią o butach marki Crownhill? Berwick w zasadzie jest znany, ale Pana sugestia będzie również mile widziana.
Nigdy nie nosiłem butów marki Crownhill zatem nie jestem w stanie zaopiniować jej produktów. Marka ma od wielu lat ugruntowaną pozycję należy więc wnioskować, że robi buty niezłej jakości. Ale każda marka ma własne kopyta o określonej tęgości, własną rozmiarówkę itp. Decydując się na zakup trzeba buty przymierzyć i ocenić, w których czujemy się lepiej i które nam bardziej odpowiadają pod względem estetycznym, a nie kierować się pozycjonowaniem marki. Trzeba też pamiętać, że wyższa cena nie zawsze jest równoznaczna z wyższą jakością (choć najczęściej – jest).
Janie oto cytat z Twojego wpisu: ”Podróż jest na tyle długa, że w jej trakcie kolacje są dwie i czy jest do pomyślenia, żeby na obie przyjść w tym samym smokingu?” Rozumiem, że to autoironiczny wpis? Bo smoking, a wcześniej frak właśnie po to powstały – żeby mężczyzna podczas eleganckiego przyjęcia nie zastanawiał się, w czym ma pójść i jakie dodatki założy. Tylko zawsze zakładał to samo – strój, którego wygląd był ściśle regulowany – i był ubrany perfekcyjnie.
Nie podzielam poglądu, że smoking można mieć tylko jeden. Jeśli ktoś ma częste okazje do jego noszenia i go na to stać, to może mieć smoking czarny i midnight blue, a każdy z nich z kołnierzem szalowym i z klapami ostrymi, jednorzędowy i dwurzędowy. Do tego smoking tropikalny jednorzędowy i dwurzędowy, z klapami ostrymi i z kołnierzem szalowym. I to bynajmniej nie jest tylko teoria bo mam przypuszczenie graniczące z pewnością, że pewien mój znajomy z Kalifornii, o imieniu Andy, wszystkie je ma. A oprócz tego ma marynarki „smokingowe” beżowe, zielone i czerwone, czego już jednak nie popieram.
Troszkę nawiązując do pytania o wiskozę – jakie tkaniny oprócz właśnie (syntetycznej bądź co bądź) wiskozy nadają się na podszewkę? Jakie podszewki stosowano przed upowszechnieniem się wiskozy i czy dziś jeszcze się je stosuje?
Klasycznym materiałem na podszewkę był jedwab. Dziś też się go stosuje, chociaż rzadko. Np. marka Rubinacci szyje swoje płaszcze i marynarki wyłącznie z jedwabnymi podszewkami.
Natomiast jeśli chodzi o wiskozę to nie nazwałbym jej tkaniną syntetyczną lecz sztuczną. Różnica jest taka, że bazą do powstania wiskozy jest celuloza, czyli produkt naturalny, który jest jednak przetwarzany wskutek różnych procesów chemicznych m.in. z dodatkiem różnych rozpuszczalników syntetycznych. Włókna pozyskuje się przetłaczając powstały półprodukt-masę przez odpowiednie dysze a następnie przepuszczając przez kąpiel utwardzającą. Czyli w końcówce technologia jest identyczna jak przy tworzeniu włókien w pełni syntetycznych – z poliestru, poliamidu itp. – natomiast inne jest źródło pierwotne.
Czy kapelusz pasuje niskiemu panu? Co założyć na głowę gdy mocno wieje a chce się elegancko wyglądać? Pozdrawiam, Ewa.
Kapelusz pasuje każdemu ale trzeba go dostosować do sylwetki, postury, kształtu twarzy a nawet wielkości uszu. Niskim i wątłym mężczyznom nie pasują kapelusze z dużym rondem i wysoką główką zaś wysokim i postawnym – kapelusze z małym rondem i niską główką. Można sformułować kilka takich ogólnych wskazówek ale najlepszym sposobem jest spojrzenie w lustro i krytyczna ocena: pasuje/ nie pasuje. Niegdyś rolę doradcy pełnił sprzedawca w sklepie z kapeluszami, który miał w tym względzie duże doświadczenie a nierzadko także specjalistyczne przeszkolenie. Dziś stacjonarnych sklepów z kapeluszami jest tyle co kot napłakał a nawet jeśli takie są, to sprzedawcy niekoniecznie mają odpowiednie umiejętności.
Wiatr jest wrogiem kapeluszy i zdarzają się takie sytuacje, że kapelusz trzeba przytrzymywać ręką podczas co silniejszych podmuchów. Są natomiast inne nakrycia głowy – np. kaszkiet czy beret – które są bardziej odporne na wiatr. Wprawdzie nie dorównują kapeluszowi elegancją ale trudno im odmówić sporej dawki stylowości. Polecam wpis: Dandys w berecie? Dlaczego nie!
Dlaczego ceny męskich koszul są tak bardzo zróżnicowane? Na oko wszystkie wyglądają tak samo. Pozdrawiam, Katarzyna.
Ceny koszul zależą w głównej mierze od jakości bawełny z jakiej są uszyte, a ceny bawełny koszulowej mogą się wahać od kilku do nawet ponad 100 euro za metr. Ponadto koszule renomowanych i znanych marek mają ceny wyższe od koszul „no name”. No i są jeszcze koszule szyte na miarę, które kosztują jeszcze więcej. Jednym słowem gotowa koszula w sklepie kosztuje dzisiaj od ok. 200 do 800 zł. Szyta na miarę kosztuje jeszcze więcej. Koszula szyta na miarę z bawełny egipskiej Giza4 (jednej z najdroższych tkanin bawełnianych) może kosztować sporo ponad 2 tys. zł.
Panie Janie, a co Pan myśli na temat noszenia rękawiczek w brustaszy płaszcza. Gdzieś coś takiego wpadło w oko i od tego momentu tak postępuję. Zastanawiam się jednak czy to jest poprawne. Pozdrawiam, Bartosz.
Włosi zwykli tak robić dość powszechnie. U nas jest to o tyle trudne, że brustasze bywają w płaszczach bardzo małe i rękawiczki wystają w 2/3 lub nawet w 3/4. Jeśli jednak brustasza jest odpowiednio duża to można nosić w niej rękawiczki. Ja tego nie robię bo jak jest zimno to rękawiczki mam na rękach a jak jest na tyle ciepło, że są zbędne to je po prostu zostawiam w domu lub w samochodzie.
Janie, bardzo cieszy większa poczytność. Może trend bylejakości w sposobie ubierania wreszcie się odwraca i jest więcej osób chcących ubierać się elegancko.
Co do Twojego najnowszego wpisu odniosę się jedynie do blezera. Otóż autor pytania nie jest taki odosobniony. Teraz to rozróżniam, ale u mnie w rodzinie też nikt na rozpinany sweter nie mówił cardigan. To zawsze był blezer. Jeśli to regionalne, to dodam, że pochodzę z Gdyni. Może kolega też z okolic.
W Warszawie też można było spotkać się z takim określeniem rozpinanego swetra.
Witaj Janie, co uważasz o noszeniu kamizelki w połączeniu ze swetrem? Moim zdaniem kamizelka noszona pod kardiganem prezentuje się naprawdę stylowo, lecz już z golfem czy pulowerem pojawia się pewien zgrzyt. Jakie jest Twoje zdanie w tej kwestii? Pozdrawiam, Michał
Szczerze mówiąc połączenie kamizelka + kardigan nigdy nie przyszło mi do głowy. I chyba nigdy też nie widziałem takiego zestawienia na jakimkolwiek zdjęciu. Z drugiej strony nie zetknąłem się też z żadną opinią kwestionującą sensowność takiego połączenia. Zatem nie jestem ani na tak, ani na nie. Warto byłoby to jednak sprawdzić i być może to zrobię w niedalekiej przyszłości.
Generalnie co do bylejakości w ubiorze, to nadal jedynie promil społeczeństwa przywiązuje wagę do swojego ubioru. Większość ludzi spotkanych na ulicy jednak preferuje odzienie tzw. z marszu, tj. co wisi/leży to jest zakładane. Kiedyś oczywiście zasady ubioru powszechnego były inne (a raczej po prostu były) oraz same społeczności były mniejsze, ludzie się znali i dbali o swoje dobre imię, m.in. poprzez nienaganny ubiór. Obecnie w dobie powszechnej anonimizacji, mało kto interesuje się tym aby wyglądać dobrze. Odrębną kwestią jest hołdowanie zasadom klasycznej elegancji. Dzisiaj 20/30 latek który założy tweedową marynarkę jest uznawany za odmieńca.
Zgadzam się z Twoją opinią. Może tylko nieco bardziej optymistycznie szacowałbym liczbę osób przywiązujących wagę do swojego ubioru 😉
Ogólny trend spadkowy może (ale nie musi!) być spowodowany „zmęczeniem materiału”. Tematy, które poruszasz, czyli dotyczące KLASYCZNEJ elegancji, mają to do siebie, że nie są nieskończone (i bardzo dobrze – dla klasyki, nie dla bloga), bo klasyka trwa mimo upływu czasu. Nie można przecież w nieskończoność omawiać klap w marynarkach. Są dwa rodzaje – zamknięte i otwarte, do tego kołnierz szalowy. Od biedy można podciągnąć stójkę od marynarki nehru. Cała reszta, jeśli coś w ogóle istnieje, raczej w zakresie klasyki się nie mieści. Specyficzna grupa odbiorców bloga wszystko już przeczytała, więc nie wraca do tego, co zostało napisane w przeszłości.
A młodzież… Każde pokolenie ma swoją. Nam współczesna siedzi na tiktokach. Może gdybyś zrobił „challenge” na zawiązanie węzła Alberta zwiększyłbyś swoje zasięgi…? ;]
To prawda, że liczba tematów w obszarze klasycznej elegancji jest skończona i prędzej czy później się wyczerpuje. Jednak przez blog, który istnieje wiele lat (mój już ponad 10) przewija się wielu czytelników; jedni odchodzą a w ich miejsce pojawiają się nowi. Zatem ponowne poruszanie – po kilku latach – tych samych tematów, ma jednak sens. Tym bardziej, że zmienia się nieco podejście do sprawy (zarówno moje jak i czytelników), ja mam więcej doświadczenia, dysponuję większą liczbą zdjęć itp. I ja to robię, czego przykładem jest np. niedawny wpis 10 najczęstszych błędów popełnianych przez mężczyzn w eleganckich stylizacjach (kilkadziesiąt tysięcy odsłon), który jest podobny do wpisu sprzed 4 lat 10 największych błędów ubraniowych popełnianych przez mężczyzn. Podobny, ale jednak inny. Np. 4 lata temu na pierwszym miejscu wymieniłem noszenie ubrań w zbyt dużym rozmiarze, co dzisiaj nie tylko się już nie zdarza ale zostało zastąpione tendencją do noszenia ubrań w zbyt małym rozmiarze.
Panie Janie,
czy myślał Pan kiedyś o napisaniu artykułu na temat elegancji w domowym zaciszu? Myślę, że to interesujący temat, a chyba nie poruszany do tej pory na blogu. Każdemu chyba przydarzyło się, że siedział w domu w przysłowiowych gaciach, kiedy nagle niespodzianie zadzwonił dzwonek do drzwi. Myśląc, że to sąsiad z naprzeciwka, Zenek przyszedł rozliczyć się za złom, otworzył drzwi, za którymi stała dawno niewidziana ciocia lub kobieta, w której beznadziejnie się kochał. 🙂
Jak uniknąć takiej sytuacji? Co nosić w domu, by połączyć elegancję z wygodą? Założę się, że te pytania zadaje sobie wielu czytelników, a coś mi mówi, że Pan, Panie Janie, zna odpowiedzi i może nam wiele napisać o eleganckich kapciach, szlafrokach i piżamach. 😉
Pozdawiam!
Temat jest ciekawy jednak nie mam pomysłu jak by go można ugryźć w interesujący sposób. Albo jakimi zdjęciami go zilustrować. Może w przyszłości coś mi przyjdzie do głowy?
Z blezerem to jednak nie do końca jest tak, że ma ugruntowane znaczenie jako synonim sportowej marynarki. Zaryzykuję stwierdzenie, że tak określać będą sportową marynarkę nieliczni ukąszeni zepsuciem klasycznej męskiej elegancji. Przeciętny użytkownik polszczyzny blezerem będzie nazywać strój zgodnie ze słownikowym znaczeniem, czyli bluzę a pewnie jeszcze częściej rozpinany sweter (kardigan w dandysowskim metajęzyku;)). Blezer w słownikowym znaczeniu nie jest też raczej tworem regionalnym. Wielokrotnie stykałem się z nim w idiolektach stosowanych w domu rodzinnym (mieszanka wpływów dialektu śląskiego i wielkopolskiego) jak i był on powszechny również w tym słownikowym znaczeniu w szkole (ziemia lubuska)
Janie, powtórzył się mój wpis dotyczący formalności stroju, czy też dodatków właściwie, w zależności od kolorów. Powtórzyła się także Twoja odpowiedź, potwierdzając Twoje stanowisko w tej sprawie. Nic się oczywiście nie stało, nie jest to wytykanie jakiegoś błędu. Bardzo proszę współkomentatorów, by tak właśnie do sprawy podeszli. To dobrze, że poważnie traktujesz internautów, zawsze odpowiadając. Każdemu mogło się zdarzyć umieszczenie tego samego wpisu jeszcze raz w innym miejscu. Ważne, że nie stało się odwrotnie, o co zresztą bym Cię nie podejrzewał. Dziękuję za wyczerpujące wyjaśnienie i pozdrawiam.
Piotr Słomiński
Janie, widzę, że powtarza się mój komentarz dotyczący formalności ubioru w zależności od kolorów dodatków. Nic się oczywiście nie stało, po prostu stwierdzam fakt. Powtórzyła się także Twoja odpowiedź. Dziękuję za wyczerpujące wyjaśnienie. Pozdrawiam. Piotr Słomiński
PS. Wysyłam ponownie post, bo poprzedni, jak widzę, nie doszedł.
No nie, jednak doszedł i jest zdublowany. Pardon!
Czasami dzieje się coś dziwnego czego nie umiem rozgryźć. Twój komentarz pojawił się u mnie jako komentarz wymagający zatwierdzenia, co też uczyniłem zaraz gdy ten fakt odnotowałem. Ale dlaczego tak się stało? Nie mam pojęcia. Mam ustawioną opcję niezatwierdzania komentarzy i pojawiają się one natychmiast na stronie bloga. A raz na jakiś czas pojawia się komentarz, który muszę zatwierdzić. Sprawa dublowania się to kolejny problem (na szczęście rzadki). Boję się usuwać zdublowany komentarz z obawy, że znikną obydwa. Spróbuję coś z tym zrobić.
Janie, chciałem się poradzić odnośnie kapeluszowej etykiety.
1. Jak wiadomo po wejściu do pomieszczania najlepiej kapelusz umieścić w stosownym do tego miejscu ale co zrobić gdy takiego nie ma np. w kościele.
2. Kiedy witam się z kimś na zewnątrz poprzez podanie ręki czy powinienem zdjąć kapelusz czy nie? Wiem, że w przypadku ukłonu nie jest to konieczne.
Będę wdzięczy za odpowiedź i każde inne ewentualne wskazówki.
Pozdrawiam
PS. gratuluję ruchu na blogu. Ostatni wpis wygenerował sporo komentarzy. A mi wydawało się że blogosfera się kończy.
Jeśli zdejmuje się płaszcz i oddaje do szatni lub wiesza na wieszaku, to raczej nie ma problemu z oddaniem/powieszeniem kapelusza. Gdy jednak nie zdejmuje się wierzchniego okrycia ale kapelusz wypada zdjąć (jak choćby w kościele) to trzyma się go w ręku ew. na kolanach gdy się siedzi. Czasami można go gdzieś odłożyć jeśli jest taka możliwość.
Gdy wita się z kimś przez podanie ręki to kapelusz należy uchylić drugą ręką, ewentualnie można go zdjąć i trzymać mniej więcej na wysokości pasa. To ma szczególnie zastosowanie wtedy, gdy witamy się z grupą osób i po kolei każdej osobie podajemy rękę. Uchylanie kapelusza to jedna z najważniejszych zasad kapeluszowej etykiety. Gdy mija się kogoś znajomego na ulicy to należy kapelusz uchylić ale dopuszczalne jest też dotknięcie ręką ronda (chociaż jest to mniej eleganckie). Należy pamiętać, że gdy mija się kogoś z lewej strony to kapelusz należy uchylić prawą ręką, a gdy mija się z prawej – to lewą ręką. Od tej zasady są różne wyjątki (np. gdy ma się zajęte ręce) ale nie będę ich tu omawiał.
Masz rację, że zainteresowanie blogami (wszelkimi) dość mocno spada w ostatnich latach. Malejąca liczba komentarzy jest jednym z przejawów tego spadku. Co ciekawe znaczni więcej komentarzy – niż na blogu – pojawia się obecnie na Facebooku, gdzie publikuję link do wpisu plus kilka zdań wprowadzenia. Gdyby zsumować jedne i drugie to przeważnie jest ich nieco ponad 50, niekiedy ponad 100, a sporadycznie ponad 200. Bardzo ciekawe zjawisko można zaobserwować wtedy, gdy decyduję się na płatną promocję facebookowego postu zawierającego link do wpisu. Bowiem wśród komentujących pojawiają się wówczas osoby przypadkowe, które po raz pierwszy w życiu zetknęły się z tematem klasycznej elegancji i ogólnie – dbałości o ubiór. Komentarze tych osób bywają na tyle interesujące, że kiedyś poświęciłem im odrębny wpis: https://janadamski.eu/2021/02/zasady-meskiej-elegancji-w-oczach-przecietnego-odbiorcy/
Bardzo dziękuję za wyczerpującą odpowiedź.
Pozdrawiam i życzę sukcesów
Jeden z czytelników pytał o buty Crownhill i Berwick, mam jedne i drugie. To bardzo porównywalna marka, chociaż ostatnie modele Berwicka na kopycie 915 dają im przewagę moim zdaniem. Jedne i drugie buty, te najstarsze mam 10 lat więc dosyć sporo. Tylko mając buty Carlos Santos to na pewno zwrócisz uwagę, że sporo im brakuje do nich, proponuję zostać przy CS lub kupić Yanko;) Berwick, których mam 5 par, mają tą samą rozmiarówkę. Crownhill ma rozstrzelane rozmiary. Jeden model mam 41.5 i są dobre, zamówiłem ostatnio 42 i są zdecydowanie za małe.
Panie Janie, ostatnio polecałem buty Bexley na Pana blogu, chciałbym przeprosić za wprowadzenie w błąd. To są najgorsze buty jakie widziałem, dzisiaj odebrałem pierwszą parę, buty jak z jakiegoś koszmaru. Cała obłożyna w kupionych monkach porysowana, kolor zupełnie inny niż na zdjęciu w sklepie. Miał być kolor koniak patyna, a przyszedł kolor ku.y brzydko mówiąc. Skóra sucha, wyblakła, bez połysku, szkoda gadać. Nie wiem ile teraz buty w sieciówkach kosztują, ale pewnie mniej niż moje wydane 520 zł I za pewne są lepsze jakościowo i bez wad. Podana kwota to strasznie dużo jak na takie coś butopodobne. Wydaje mi się, że mam porównanie, posiadam 20 kilka par butów, tych ciut lepszych: Gordony, Yanko, Berwick, Crownhill, Loake, Carlos Santos i jeszcze kilka marek mniej znanych, ale jeszcze czegoś takiego nie widziałem nawet w podobnych cenowo Gordon&Bros. Szkoda, że nie można wysłać zdjęcia…Mogę udostępniać prze maila. Przestrzegam przed zakupem butów tej marki, tj. BEXLEY SHOES.
A to ciekawa historia bo ja mam buty Bexley kupione około 10 lat temu i uważam je za ładne i niezłe jakościowo (GYW). Pana doświadczenie jest cenną informacją dla fanów butów. Szkoda tylko, że Pan wyszedł słabo na tym interesie 🙁
Ja na pewno tej sprawy tak nie zestawie, już się z tą firmą kontaktowałem, te buty są mi niepotrzebne, zażądałem wysłania kuriera, na pewno ani centa na tak fatalny produkt nie wydam. Wrzuciłem zdjęcie na forum: Butwbutonierce, to można obejrzeć. Będę do skutku dochodził racji, to firmie powinno być wstyd a nie mi
Też zamówiłem te Bexleye, ale w wersji niebieskie lotniki. Skóra jest dobrej jakości, but wygodny, kopyto zgrabne, natomiast kolor w ogóle nie przypomina tego ze zdjęcia. Nie jest niebieski, tylko to bardzo ciemny granat, prawie nieodróżnialny od czarnego. Buty zostawiam, ale jest to dość komiczne 🙂
Panie Janie,
zastanawiam się nad zasadami klasycznej męskiej elegancji obowiązującymi w kościele. Jak mówił mi jeden znajomy, który ma w tym zakresie większa wiedzę ode mnie, w przeszłości na najważniejszą mszę w roku, jaką była poranna rezurekcja w niedzielę wielkanocną, panowie zakładali żakiet. Natomiast w obecnych czasach po zmianach w liturgii najważniejszą mszą w roku jest odbywająca się w nocy Wigilia Paschalna, zazwyczaj zaczyna się ona około 21:00 w Wielką Sobotę. Moje pytanie brzmi, jaki strój bardziej formalny niż garnitur byłby odpowiedni na takie nocne okazje według klasycznych zasad? To samo pytanie dotyczy także pasterki. Z jednej strony msza odbywa się w nocy, więc dzienny żakiet lub stroller wydaje się niewłaściwy, z drugiej smoking i frak także wydaje się kłócić z liturgią kościelną. Chętnie poznam Pana opinię.
Z punktu widzenia liturgii Wielkanoc niezmiennie jest „ważniejsza” od Bożego Narodzenia. To komercja sprawiła, że wydaje się, że jest odwrotnie.
Wigilia Paschalna to właśnie Wielkanoc, dlatego o niej piszę
Rzeczywiście, „paschalna” mi umknęła. Masz rację.
Z całą pewnością można powiedzieć, że smoking nie byłby strojem właściwym do kościoła bo jest to ubiór o charakterze rozrywkowym. Czy frak byłby właściwy? Teoretycznie tak, ale jakoś nie umiem sobie tego wyobrazić a nigdzie nie natknąłem się na żadne informacje na ten temat. Ponadto watro zwrócić uwagę, że zarówno msza zwana pasterką jak i rezurekcja lub Wigilia Pashalna odbywają się w zimnych porach roku, zatem uczestnicy mają na sobie okrycia wierzchnie. I na tych okryciach należałoby skoncentrować rozważania jak się ubrać?
Garnitur wieczorowy. Dostojny, a niepozostający w sprzeczności z zasadą, że przesadny przepych w kościele jest niewskazany. Kiedy Artur Żmijewski czytał w kościele Pierwsze Czytanie w Niedzielę Zmartwychwstania, miał na sobie żakiet, a na pasterce frak.
Mimo że Wielkanoc jest ważniejsza (no bo oczywiście jest) od Bożego Narodzenia, to najważniejsza Jej msza rezurekcyjna odbywa się rano, podczas gdy pasterkę odprawia się nocą. Może to te względy decydują. Nie kwestia strojów powinna być najważniejsza w kościele, na Miłość Boska! Boga honoruje się w inny sposób. A piękne stroje na inne okazje odbiera On z całą pewnością nie negatywnie, ale raczej jako szacunek do drugiego człowieka (w oczywisty sposób pożądany w myśl podstaw chrześcijaństwa). Frak na white tie party, smoking na black tie – tak. Rewia mody przed ołtarzem – ZDECYDOWANIE NIE!!!
To Wigilia Paschalna jest najważniejszą mszą Niedzieli Zmartwychwstania
Frak na pasterce, żakiet na rezurekcji – to się broni raczej.
Garnitur wieczorowy jest chyba taki neutralny. Większość mężczyzn ma go w szafie, w przeciwieństwie do smokingu, tym bardziej do fraka, ale jest już naprawdę elegancki. Mężczyzna w garniturze wygląda dobrze po prostu (abstrahując od zasad ubierania się).
Tak, oczywiście. Pardon!
Modę traktuję lekko. Zachwyciły mnie pańskie kreacje. Astronomiczne odkrycie! Gwiazda tajemnej sztuki. Teraz śledzę z wielkim upodobaniem i czytuję bloga. Poznaję nowy świat, a także własny stosunek do mody.
Podziwiam uważnośc i rzetelność Pana odpowiedzi, bo komentarze zatroskanych poszukiwaczy ideału bywają zabawne i aż się w głowie kręci od problemów. A mówią, że mężczyznom zawsze tylko jedno w głowie.
Dziękuję za miłe słowa 🙂 Bardzo mnie cieszy fakt, że po ponad 10 latach od założenia bloga ciągle pojawiają się nowi czytelnicy. Mogę powiedzieć: witaj w klubie 🙂 Ale uprzedzam, że można się łatwo uzależnić 😉
😄 i stało się.
Ps. Kardigan w roli blezera może być efektem wczesnoprlowskich starań żeby Polaków ubrać w mundurki. Wszyscy skromnie i praktycznie, żadnych amerykańskich mód.
Mam ciekawe pytanie odnośnie wieszaków. Na jakim wieszaku powinniśmy wieszać marynarkę, koszulę a na jakim płaszcz? Czy spodnie też Pan preferuje wieszać na wieszaku w kant czy lepiej składać? Czy ogólnie ma to duże znaczenie? Pozdrawiam
Marynarki i płaszcze najlepiej jest wieszać na wieszakach, które mają poszerzone końcówki, koszule – na zwykłych płaskich wieszakach. Spodnie można wieszać na zwieszakach, które ściskają nogawki na samych końcach a całe spodnie zwisają w dół, ale można też na poziomych poprzeczkach normalnych wieszaków do garniturów/płaszczy. W tym drugim przypadku warto sprawdzić przed założeniem spodni, czy w miejscu styku z poprzeczką nie zrobiły się zgniecenia. Jeśli tak – należy je rozprasować.
Dzień dobry Janie. W najbliższym czasie zamierzam wymienić podszewkę w marynarce. Przeglądałem propozycje od Huddersfield. Stąd moje pytanie – czy masz może jakieś doświadczenie z tą firmą, czy zamawiałeś z niej tkaniny? W garniturach z twojej kolekcji widziałem, że część podszewek pochodzi właśnie od tego producenta.
Huddersfield to jedna z najbardziej renomowanych angielskich tkalni. Należy więc przypuszczać, że oferuje tkaniny najwyższej jakości. W mojej kolekcji nie są one stosowane; podszewki, które stosujemy pochodzą z włoskiej firmy TMR Cederna, a wełna – też z włoskiej VBC. Mam natomiast jedną marynarkę i dwie pary spodni z wełny Huddersfield i po prostu jest to dobra wełna, taka jak z wielu innych tkalni włoskich czy brytyjskich.