Interia.pl opublikowała (tutaj) dziwny artykuł na temat wyprowadzania, na dużą skalę, kapitału z Polski. Artykuł nosi tytuł ’Siedzimy w kieszeniach globalnych spekulantów’, a nazywam go dziwnym, bo nie do końca wiadomo o jaki kapitał chodzi i na czym polega owo ’wyprowadzanie’. Można się co najwyżej domyślać i swoje domysły przedstawię w dalszej części wpisu. Jeśli jednak moje domysły są trafne, to dziwi kolejna rzecz; dlaczego autor nie mówi w jaki sposób można ukrócić takie praktyki. Więc również o tym napiszę w dalszej części.
Autor przytacza różne raporty, z których wynika, że kwoty ’wyprowadzane’ z Polski idą w dziesiątki, a nawet setki miliardów. Raporty te dotyczą prawdopodobnie zupełnie różnych spraw, ale jakich tego nie wiemy, bowiem zamiennie używane są określenia: ’nielegalny transfer kapitału’, ’wyciekanie kapitału’, ’zyski wyprowadzane za granicę’, ’wyprowadzane za granicę dochody z inwestycji’. Swoje domysły o co może chodzić opieram na następującym zdaniu artykułu: 'jesteśmy źródłem gigantycznych zysków (funkcjonuje nawet pojęcie – kraj źródła) wyprowadzanych następnie za granicę’. Czyli zyski powstają w Polsce i są następnie wyprowadzane, nie podlegając tutaj opodatkowaniu. Autor nie używa słowa ’nielegalne’, chodzi zatem pewnie o tzw. ’optymalizację podatkową’. Warto też zwrócić uwagę na negatywne zabarwienie sformułowania ’wyprowadzanie kapitału’. Gdy np. jadę z rodziną na wakacje do Hiszpanii i wydaję tam 2 tysiące euro, to oczywiście wyprowadzam z Polski kapitał w kwocie 2000 €. Ale czy jest w tym coś nagannego?
Teraz wyjaśnienie dla osób, które nie są zbyt obeznane w tematach ekonomicznych. Czym jest optymalizacja podatkowa wyjaśnię na przykładzie. Wyobraźmy sobie, że jestem właścicielem firmy produkującej popularne batoniki, która rokrocznie przynosi 10 mln złotych zysku. Firma prosperuje znakomicie dzięki renomie jaką ma znak towarowy pod jakim są sprzedawane batoniki. Jeśli nie przeprowadzę optymalizacji podatkowej, to każdego roku zapłacę 1,9 mln zł podatku CIT (stawka CIT w Polsce wynosi 19%). Postanawiam przeprowadzić optymalizację i w tym celu otwieram spółkę w Bułgarii (stawka CIT 10%). Kapitał spółki ustalam na 80 mln złotych i opłacam go aportem w postaci prawa do znaku towarowego batoników (na tyle wartość tego znaku wyceniła renomowana firma doradcza). Więc moja firma w Polsce nie jest już właścicielem znaku towarowego; jest nim teraz moja spółka w Bułgarii. Spółka ta sprzedaje prawo do korzystania ze znaku swojej polskiej spółce-matce, za 10 mln zł rocznie. W ten sposób moja polska firma nie ma zysku i nie płaci podatku. Za to spółka bułgarska ma 10 mln zł zysku i płaci podatek dochodowy – 1 mln zł (10%). Więc zarobiłem na tym 0,9 mln (w rzeczywistości nieco mniej, bo trzeba odliczyć koszty spółki bułgarskiej).
Optymalizację podatkową stosują wszystkie duże międzynarodowe firmy. Oczywiście jej schemat jest nieco bardziej skomplikowany niż ten opisany przeze mnie, ale w swej istocienie różni się niczym. Autor artykułu w Interii sugeruje, że taki proceder jest okradaniem Polski. To nie do końca jest prawdą bowiem firmy, żeby mieć w Polsce zyski, zainwestowały kapitał, zbudowały fabryki, dały zatrudnienie pracownikom, którzy płacą podatki, sprzedają produkty obłożone VAT-em itd.). Tym niemniej jest faktem, że optymalizacja podatkowa jest niekorzystna z punktu widzenia polskiego budżetu. I jest też wątpliwa moralnie. Rząd stara się z nią walczyć na dwa sposoby: zmienia prawo tak, żeby ją uniemożliwić (czyli komplikuje przepisy podatkowe) i rozbudowuje aparat kontrolny. Nęka firmy uporczywymi kontrolami, kontrolujący urzędnicy wydają niezgodne z prawem postanowienia, które firmy obalają później w sądach.
Wydźwięk artykułu w Interii jest taki, że państwo musi być silne, żeby wygrywać z firmami potyczki o optymalizację podatkową. Wtedy wszyscy będziemy bogatsi – bowiem żyjemy w przekonaniu (zaszczepionym przez propagandę rządu i większości partii), że im więcej pieniędzy przepływa przez budżet, tym lepiej powodzi się przeciętnym obywatelom. W rzeczywistości jest odwrotnie, bowiem pieniądze trafiające do budżetu są w znacznej części marnotrawione, a gdyby zostały w kieszeniach podatników, to byłyby lepiej zagospodarowane – z korzyścią dla rozwoju kraju. Natomiast autor artykułu nie zająknął się nawet o tym, że istnieje dość prosty sposób na rozwiązanie problemu. Tym sposobem jest zlikwidowanie podatku CIT, a właściwie zastąpienie go 1-procentowym podatkiem przychodowym. Dlaczego akurat 1-procentowym pisałem tutaj. Ale przypomnę, że:
- Dla firm, które płacą uczciwie podatek dochodowy byłby on faktycznym zmniejszeniem obciążeń podatkowych. Ponadto z punktu widzenia firm byłby łatwy, zrozumiały i mało dotkliwy, a z punktu widzenia fiskusa łatwy do skontrolowania.
- Dla budżetu oznaczałby zwiększenie przychodów w porównaniu ze stanem dzisiejszym, z 19-procentowym CIT-em.
- Firmy, które stosują optymalizację podatkową zmusiłby do płacenia podatku w Polsce; nie byłoby od niego ucieczki, wszyscy płaciliby na tych samych zasadach.
- Przyczyniłby się do zmniejszenia kosztów funkcjonowania firm (mniejsze wydatki na księgowość i doradztwo podatkowe), a tym samym zwiększenia ich zysków.
- Umożliwiłby radykalne zmniejszenie biurokracji podatkowej i skierowanie aktywności aparatu ścigania i sądów na inne obszary.
Same korzyści! Ale wymieniłem tylko te bezpośrednie, a przecież byłyby też ogromne korzyści pośrednie: potężny impuls prorozwojowy dla całej gospodarki oraz fakt, że Polska stałaby się rajem podatkowym, do którego ściągałyby tysiące firm z całego świata (przynajmniej do czasu aż cały świat wprowadziłby takie same rozwiązania), inwestując i tworząc miejsca pracy. Niestety korzyść, o której mowa w punkcie 2 powoduje, że opisana reforma prawdopodobnie nigdy nie zostanie wprowadzona. Bo gdy na szali kładzie się interes ogółu Polaków i interes aparaty urzędniczego, to zawsze przeważy ten drugi. Oczywiście przy założeniu, że tkwimy w systemie etatystyczno-socjalistycznym. Bo gdybyśmy go zmienili…