Właśnie weszły w życie przepisy pozwalające zdecydowanie ostrzej karać kierowców. Obecnie bardzo łatwo jest np. stracić prawo jazdy. Nagonka na kierowców trwa od lat, bowiem obowiązuje doktryna, że wysokie, odstraszające kary przyczyniają się do poprawy bezpieczeństwa na drogach. Nie jest to prawda. Bezpieczeństwo poprawia się głównie dzięki lepszym samochodom, lepszym drogom i innym inwestycjom typu kładki dla pieszych, chodniki itp. Zresztą od lat liczba wypadków w Polsce maleje. Maleje także udział wypadków śmiertelnych w ogólnej liczbie wypadków komunikacyjnych. Nie zmienia to jednak doktryny, że kierowców przekraczających przepisy ruchu drogowego, trzeba ostro karać. Chciałbym tu zauważyć, że przytłaczająca większość kierowców w Polsce jeździ w sposób rozważny i bezpieczny. Co nie znaczy, że zgodny z przepisami. Weźmy taki przykład: przed niebezpiecznym zakrętem ustawia się znak ograniczenia prędkości do 50 km/h. Ktoś, kto ustala wielkość tego ograniczenia zakłada, że zakręt musi pokonać bezpiecznie rozklekotana ciężarówka w czasie ulewy. I 50 km/h wydaje się w sam raz. Ale kierowca prowadzący dobrej klasy samochód osobowy przy ładnej pogodzie zwalnia do 70 – 80 km/h i pokonuje zakręt bezpiecznie. Zachowuje się racjonalnie i rozważnie, ale oczywiście łamie przepisy, za co zostanie surowo ukarany, jeśli akurat za zakrętem ustawią się misiaczki z suszarką. A prawdopodobieństwo, że się tam ustawią jest bardzo duże, bowiem z reguły ustawiają się tam, gdzie ograniczenie prędkości przeczy wszelkiej logice. (O fiskalnym aspekcie kontroli prędkości pisałem tutaj). Jest naturalnie pewien niewielki odsetek szaleńców, którzy jeżdżą zdecydowanie nierozważnie. To jest margines, ale jest. I to oni są najczęściej sprawcami wypadków. Tylko, że na nich zupełnie nie zrobią wrażenia ostre przepisy. Bo nawet najbardziej restrykcyjne – nie przemienią ich w ludzi rozważnych; jak byli tak pozostaną szaleńcami. Karę za ich ekscesy poniosą przeciętni kierowcy.
To co napisałem powyżej, jest oczywistością. Państwo polskie jest ogólnie wrogo nastawione do swoich obywateli, a w dwójnasób wrogo jest nastawione do licznej grupy obywateli zwanych kierowcami. Co zatem mnie dziwi? Otóż dziwi mnie, że większość mediów ochoczo popiera wszelkie zaostrzanie przepisów i karanie kierowców. Niezwykłą karierę zrobiło określenie: ’piraci drogowi’, którym media szafują na prawo i lewo. Tak, jakby jakimś złoczyńcą był kierowca, który po dwupasmowej arterii, gdzie nie ma żadnych przejść dla pieszych, jedzie z prędkością 60 – 70 km/h. Oczywiście wbrew przepisom, które ustaliły nieracjonalny limit 50 km/h. Postawa mediów mnie dziwi, bo przecież dziennikarze też są kierowcami i powinni rozumieć, że nakładanie dodatkowego haraczu (mandatów) przez rekietera zwanego państwem, jest działaniem wrogim, a ciągłe zaostrzanie przepisów to ślepa uliczka. Kilka dni temu wysłuchałem, w radiu TOK FM, reportażu z policyjnej akcji łapania ’piratów drogowych’. Dziennikarz z zachwytem relacjonował, jak o godzinie 1.00 w nocy policyjny patrol z radarem namierzył pirata drogowego, który dwupasmową, pustą o tej porze, arterią przecinającą miasto mknął z prędkością 117 km/h, przy dozwolonej: 60 km/h. Stracił prawo jazdy i zapewne był jedną z pierwszych ofiar nowych przepisów, które weszły w życie o północy. Miał facet pecha. Natomiast zachwyt dziennikarza i jego podejście do tematu zdziwiły mnie niezmiernie.
Zgadzam się w zupełności z Pana wywodem. Stawianie niezliczonej ilości znaków drogowych, poprzedzielanych jeszcze reklamami, od których można dostać oczopląsu, to chyba nasza cecha narodowa. O zasilaniu na siłę budżetu (gminy, państwa) nie wspominając.
Serdecznie pozdrawiam
Ja również podpisuję się pod tym tekstem w pełnej rozciągłości. Jestem kierowcą z 17 letnim stażem i dobrze wiem, że przekroczenie niejednokrotnie irracjonalnych ograniczeń prędkości wcale nie równa się z niebezpieczną, brawurową jazdą. W mojej ocenie liczą się umiejętności i zdrowy rozsądek kierującego.
A tak żyjemy w fiskalnym państwie, które tylko czeka żeby obywatela oskubać.
A propos oskubywania, to zapraszam do lektury wpisu, który opublikuję w poniedziałek: Podatek od straty.
brzmi arcyciekawie
Tak po prawdzie, to „piratami drogowymi” winno się nazywać nie kierowców, a policjantów. Czai się toto w ukryciu. Chytrze, podstępnie, przebiegle. Ofiary wypatruje z daleka. A jak tylko wypatrzy, marny jej los. Hyc, wyskakuje toto znienacka zza krzaka. Nieomal o zawał przyprawiając obywatela na jeździe skupionego. Aż zimne poty go oblewają i lico blednie. I dalejże łupić nieboraka, nie bacząc na błagalne jęki. A po nim następnych i następnych. A jak już wieść się rozniesie, że łupią, że postrach sieją, to dalejże w inne rejony, na nowe ofiary się czaić. I łupić …. . I kto tu jest piratem, ja się pytam,no kto…