We wpisie Włoski Rock część III napisałem, że zastanawiam się, czy nie wybrać się na kolejną edycję festiwalu Prog Exhibition, który tym razem został zaplanowany w Mediolanie. Wybrałem się. Poważnym argumentem „za” był fakt, że zostałem zaproszony przez Lina Ieluzziego do odwiedzenia jego sklepu Al Bazar, o czym napisałem tutaj. Festiwal niestety zaczął się pechowo, gdyż jeden z dwóch koncertów został odwołany w ostatniej chwili. Pozostał drugi, który jednak okazał się na tyle ciekawy, żeby nie powiedzieć rewelacyjny, że cała wyprawa warta była zachodu.
Ale zaczęło się nieciekawie – od występu sycylijskiego zespołu Fiaba, którego styl określiłbym jako skrzyżowanie gothic-rocka z heavy metalem. Występu nie uratował nawet udział, jako gościa, znanej włoskiej sopranistki Valentyny Blanki, znanej m.in. z nagrań z Rickiem Wakemanem.
Po Fiabie, na scenę wyszedł jazz-rockowy zespół Agora, weteran włoskiej sceny progresywnej. W połowie lat 70-tych ubiegłego wieku wydał dwie niezłe płyty, ale nisza, którą starał się wypełnić swoją instrumentalną mieszanką rocka i jazzu, była już zajęta przez Arti e Mestieri. Więc nie odniósł komercyjnego sukcesu i słuch o nim zaginął. Objawił się ponownie po 40 latach, płytą Ichinen wydaną w roku 2014. Już sam skład instrumentalny zespołu jest dość niezwykły: dwie gitary akustyczne, gitara basowa (też akustyczna), perkusja, saksofon i wiolonczela. Muzyka jest interesująca i może się podobać, ale brzmienie nie do końca przekonuje, głównie z powodu za mało dynamicznej sekcji rytmicznej. Winę za to ponosi dziwaczny pomysł akustycznej gitary basowej, czyli z wyglądu zwyczajnej gitary akustycznej, w której zamiast 6 zwykłych strun są 4 struny basowe. Taka gitara nie ma ani dynamiki i siły elektrycznej gitary basowej, ani głębi i nasycenia barw kontrabasu. Nieporozumienie.
Kolejny występ to Le Orme – jeden z najsłynniejszych włoskich zespołów lat 70-tych ubiegłego wieku. Z tym zespołem jest jednak pewien kłopot. Otóż w czasach największej świetności tworzyło go trzech muzyków: Aldo Tagliapietra (gitara basowa), Tony Pagliuca (klawisze) i Miki dei Rossi (perkusja). Dwóch pierwszych wystąpiło na pierwszej edycji Prog Exhibition w 2010 roku. W zapowiedziach mówiono o występie Le Orme, ale już na samym koncercie nazwa grupy nie została wymieniona; wystąpili jako Tagliapietra, Pagliuca & Morton (dokooptowany perkusista), chociaż wykonywali utwory Le Orme z lat 70-tych. Najwyraźniej trwał jakiś spór o prawo do nazwy. Teraz okazało się, że spór rzeczywiście miał miejsce, a wyszedł z niego zwycięsko Miki dei Rossi – perkusista, który niedawno dobrał sobie trzech młodych muzyków i występują razem jako Le Orme. Występ mi się podobał, był na pewno poprawny, a przypomnienie sobie takich utworów jak: La Porta chiusa z płyty Uomo di pezza (1972), Era Inverno z płyty Collage (1971), czy całego koncept albumu Felona e Sorona (1973) nastawiło mnie sentymentalnie. Jednak cały czas miałem poczucie, że nie ma w tym występie autentyczności i radości muzykowania. W dodatku wokalista był po prostu marny. Ratował sytuację Miki dei Rossi, który nie tylko wyżywał się na perkusji z energią dwudziestolatka, ale jeszcze trzymał pieczę nad całością. Gdyby jednak miała się ukazać płyta z zapisem tego koncertu, to raczej nie byłbym nią zainteresowany.
.
Dwugodzinny występ PFM to było clou programu. W dodatku jako gość wystąpił Mel Collins – saksofonista, były (i obecny – po reaktywowaniu w 2013 r.) członek King Crimson i Camel, jeden z moich ulubionych rockowych muzyków. Zacząć jednak trzeba od tego, że PFM jest zespołem niezwykłym przez to, że działa nieprzerwanie od 1969 roku. Czyli 43 lata! Zespół stanowi trzech muzyków: Franz Di Cioccio (perkusja, śpiew), Franco Mussida (gitara, śpiew) i Patrick Djivas (gitara basowa). Dwaj pierwsi są w zespole od samego początku, a Patrick dołączył w 1973 roku. Zespół uzupełniają Lucio Fabbri (skrzypce), Alessandro Scaglioni (klawisze) i Roberto Gualdi (zasiada za zestawem perkusyjnym, kiedy Franz Di Cioccio przejmuje rolę wokalisty-frontmana).
Powiedzieć o PFM, że istnieje nieprzerwanie od 1969 roku, to za mało. Trzeba bowiem dodać, że istotą jego istnienia nie jest bynajmniej odcinanie kuponów od niegdysiejszej popularności, ale ciągłe tworzenie nowych dzieł. Jego płyty Stati di immaginazione z roku 2006 i PFM in Classic z roku 2013 nie tylko nie są słabsze od tych ze złotego okresu, ale pod pewnymi względami nawet tamte przewyższają.
Koncert zaczął się od trzech utworów z pierwszej płyty zespołu Storia di un minuto z 1972 roku: Impressioni di settembre, Dove Quando i La carrozza di Hans. Następnie, w tej podróży w czasie przenieśliśmy się do roku 2006 i doskonałej, instrumentalnej płyty Stati di immaginazione, a później do roku 2013 i równie doskonałej płyty PFM in Classic. Powrót do lat 70-tych nastąpił przy pomocy bardzo dynamicznego i wykonanego z niezwykłą werwą utworu La luna nuova oraz przy współudziale Mela Collinsa. Wspólne wykonanie 21st Century Schizoid Man z repertuaru King Crimson było porywające. Niestety usterki techniczne spowodowały, że wokalista był, prawie niesłyszalny. Mel Collins dał popis swoich możliwości technicznych i improwizatorskich jeszcze w kilku innych utworach, a także w wielkim, dynamicznym, hałaśliwym i rozimprowizowanym finale. To był naprawdę wielki koncert.
Niestety nie udało mi się znaleźć w Youtube przyzwoitej jakości filmu z występem PFM na Prog Exhibition w Mediolanie. Dlatego, jako próbkę możliwości zespołu, wklejam fragment ich występu na festiwalu w Lugano, w 2013 roku. Suita Italiana pochodzi z płyty PFM in Classic i składa się z 3 części: fragmentów 4 symfonii włoskiej Felixa Mendelssohna, utworu PFM: Celebtarion i fragmentów La danza Gioacchina Rossiniego.