Państwo wrogie wobec dzieci

 

Niejednokrotnie pisałem o wrogości państwa polskiego wobec swoich obywateli. Podawałem też przykłady (np. tutaj i tutaj). Dziś poruszam problem, który uświadomił mi jeden z moich przyjaciół; przykład wrogości państwa polskiego wobec dzieci. W dodatku dzieci chorych. Brzmi to nieprawdopodobnie i trudno w to uwierzyć? A jednak; 15 stycznia tego roku Sejm uchwalił ustawę, która bardzo utrudni i skomplikuje życie dzieci chorych na dysleksję, a być może wręcz je wyeliminuje z życia społecznego. Przy czym mam na myśli dzieci naprawdę chore. To zastrzeżenie jest ważne, bowiem pozorowana dysleksja stała się dla wielu rodziców sposobem na zmniejszenie sobie kłopotów z dziećmi sprawiającymi problemy wychowawcze i nie chcącymi się uczyć. Mnie chodzi o dzieci rzeczywiście chore, których w każdym roczniku jest w Polsce około 3 – 4%. Są to dzieci z tzw. dysleksją nasiloną, która najczęściej występuje w połączeniu z ADHD, czyli nadpobudliwością psychoruchową.

Proces myślenia człowieka może przybierać jedną z dwóch form: werbalną lub niewerbalną. Myślenie werbalne, które jest typowe dla przytłaczającej większości ludzi, to myślenie przy pomocy słów. Ale jest też mała mniejszość, która myśli przy pomocy obrazów. To są właśnie dyslektycy. Normalnemu człowiekowi, myślącemu werbalnie, jest trudno zrozumieć problemy, na jakie natyka się dyslektyk. Z kolei dyslektyk nie jest w stanie pewnych rzeczy sobie przyswoić, a może jako tako funkcjonować i porozumiewać się z innymi ludźmi tylko dzięki temu, że nauczy się przypisywać znane sobie obrazy do istniejących słów. Problem jest jednak taki, że nie do wszystkich słów da się przypisać jakiś obraz. Więc dyslektyk nie jest w stanie nauczyć się większości rzeczy, które dla myślących werbalnie są łatwe, zrozumiałe i nie wzbudzają żadnych wątpliwości. Ale za to dyslektyk ma przeważnie inne talenty, które mogą się ujawnić dość nieoczekiwanie, gdy język obrazów okaże się bardziej funkcjonalny od języka słów.

Brzmi to trochę abstrakcyjnie, więc zrobię w tym miejscu dygresję, żeby opisać przykład ujawnienia się takiego talentu u syna mojego przyjaciela Zbyszka. Jego syn Marcin ma dysleksję nasiloną połączoną z ADHD. Marcin zawsze marzył o posiadaniu prawa jazdy, jednak wydawało się to nie do zrealizowania; opanowanie takiej ogromnej masy szczegółowych wiadomości wydawało się być poza możliwościami dyslektyka. Ale na egzaminie są zadawane pytania z pewnego skończonego zbioru; wystarczy nauczyć się na pamięć wszystkich odpowiedzi i sprawa załatwiona. Oczywiście każdy też wie, że zbiór pytań, chociaż skończony, jest tak ogromny, że normalnemu człowiekowi, jakie takie nauczenie się, zajmuje wiele tygodni. O nauczeniu się wszystkich odpowiedzi na pamięć – raczej nie ma mowy. I tu właśnie zaskakująca historia dyslektyka. Marcin dostał cały zestaw pytań  i odpowiedzi, włączył komputer i zaczął przewijać tekst. Przy czym przewijał w takim tempie, że siedzący obok Zbyszek nie był w stanie rozróżnić poszczególnych pytań, przepływały one przez ekran w tempie uniemożliwiającym percepcję. Ale ze względu na ogrom materiału, nawet tak szybkie przewijanie trwało około pół godziny. Po dojechaniu do końca, Marcin stwierdził, że wszystko już umie i może iść na egzamin. Zbyszek uznał to za żart i nalegał, żeby syn zaczął się uczyć. Ale ponieważ ten się uparł, udali się w końcu na egzamin, który Marcin… zdał. Okazało się, że odpowiedział prawidłowo na 100% pytań. Widocznie pytania i odpowiedzi jakoś przetworzyły się w obrazy, ale jakim cudem w takim tempie weszły one do mózgu Marcina – nie wiadomo.

Po tej dygresji wracam do podstawowego wątku. Dziecko dyslektyczne nie jest w stanie opanować materiału, który jest ujęty w programie szkolnym. Ale w dotychczasowym brzmieniu ustawy o systemie oświaty był przepis mówiący, że nauczyciel ma obowiązek ’dostosować wymagania edukacyjne do indywidualnych potrzeb psychofizycznych i edukacyjnych ucznia’. To była furtka, która umożliwiała dzieciom z dysleksją nasiloną przechodzić z klasy do klasy i ostatecznie kończyć szkołę podstawową (w niektórych przypadkach nawet średnią – tak było w przypadku Marcina). To była sprawa niezwykle ważna dla przyszłości dziecka, bowiem brak świadectwa ukończenia szkoły podstawowej praktycznie eliminował je w przyszłości, z życia społecznego. Ustawa uchwalona przez Sejm RP 15 stycznia 2015 roku, zniosła ten przepis. W jej świetle uczeń, który nie opanuje materiału zawartego w programie ustalonym przez Ministerstwo Edukacji, nie może uzyskać promocji do następnej klasy. Ustawa skazuje dzieci dyslektyczne na eliminację z życia społecznego. Oto, jak przejawiła się wrogość państwa polskiego wobec chorych dzieci.

Proces legislacyjny nie jest zakończony. Pozostał jeszcze Senat, ponownie Sejm oraz Prezydent. Czy wszystkie wymienione organy potwierdzą wrogie nastawienie państwa wobec chorych dzieci? Nie omieszkam napisać o tym w moim blogu.

Udostępnij wpis

Podobne wpisy

5 komentarzy

  1. Odniose sie do watku dziecka Pana kolegi, ktore nauczylo sie pytan na pamiec i zdalo egzamin. Jak bym nie byl za pomoca i braku ostracyzmu takich dzieci z zycia tak nie zgadzam sie na takich kierowcow na drogach, przeciez ten czlowiek nie zna realnie kodeksu drogowego i przepisow o zastosowaniu ich w zuciu nie wspomne.
    Nikogo nie chce dyskryminowac ale taki kierowca nie bedzie dobry i bezpieczny dla siebie i innych uczestnikow ruchu…

    1. Ja nie napisałem, że Marcin nauczył się na pamięć odpowiedzi. Zresztą nie byłoby to możliwe w tak krótkim czasie. Te obrazy weszły do jego umysłu w sposób, którego my, myślący werbalnie, nie jesteśmy w stanie pojąć. On to po prostu wie. Zalecam zatem ostrożność w formułowaniu ocen jego możliwości, jako kierowcy. Przepisy zna na pewno lepiej, niż większość kierowców myślących werbalnie. Jak jest z jego umiejętnościami praktycznymi – tego nie wiem. Nie mogę wykluczyć, że ma pan rację i należy się obawiać takich kierowców. Ale intuicja mi podpowiada, że jest wręcz przeciwnie.

  2. Wydaje mi się, że problemem także poważnym jest likwidowanie szkół dla takich dzieci. Nie ma co się oszukiwać, że zapis prawny nakazujący nauczycielowi by dostosował treści do takiego człowieka jest bardzo niewygodny. Mam tu na myśli sytuację, w której 20-25 dzieci czeka na to 1/2. Z punktu widzenia nauczyciela też jest to bardzo trudne bo któraś ze stron będzie zawsze nieco zaniedbana. Także rodzice dzieci zdrowych mają później do nauczyciela pretensje, że zaniedbuje ich dzieci. A przepychanie takich dzieci na siłę do kolejnej klasy także nie za bardzo ma rację bytu. One potrzebują(jak sam Pan zauważył) innego materiału i sposobów na jego przyswojenie. Bardzo ciężko jest to pogodzić z trybem pracy innych dzieci.

    1. To jest trudny i skomplikowany problem w sytuacji centralnego zarządzania oświatą. Gdyby rząd zdecydował się wprowadzić tzw. bon oświatowy, to z czasem rozwiązałyby się wszystkie problemy. Rodzice dobrze by wiedzieli do jakiej szkoły posłać swoje pociechy, żeby było to najkorzystniejsze z punktu widzenia ich rozwoju. Najgorsza jest „urawniłowka” a na nią jesteśmy skazani przy obecnym systemie oświaty.
      Jeśli jeszcze nie czytałeś, to polecam wpis: http://janadamski.eu/2015/02/wrogosc-panstwa-wobec-dzieci-odwolana/ bo on trochę wyjaśnia.

      1. Wpis z podanego przez Pana linku czytałem, niemniej dziękuje za odnośnik 😉 generalnie od pewnego czasu, regularnie przeglądam Pańskiego bloga pod kątem działów „Moda męska” i „Świat w wokół nas” i jestem bardzo zadowolony z lektury jaką można tu znaleźć! Szczególnie cenne jest dla mnie to, że prawie codziennie publikuje Pan choć krótką notkę, będącą ciekawą odskocznią po powrocie do domu 😉 trzymam kciuki za dalszy rozwój bloga!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *